sobota, 16 marca 2013

Opowiadanie I, Rozdział II "Śledztwo"

Minęło kilka dni od ostatnich wydarzeń. Mimo powrotu Nikki i Masona , gildia złodziei nie otrzymała żadnej wiadomości o sytuacji Davida, dlatego też postanowiono podjąć pewne środki, aby zdobyć informacje na jego temat.
W jednym z budynków, mieszczących się w Vengardzie, miało miejsce spotkanie, w którym udział wzięło pięć osób. Na środku pomieszczenia, w którym owe spotkanie odbyło się, stał wielki, okrągły stół. Miejsce przy nim zajęło część z ważniejszych ludzi z gildii. Wśród nich była Nikki, siedząca przy oknie, przez które zawsze oglądała główną bramę stolicy. Obok niej siedział Mason, jej chłopak, który trzymał przed sobą jakieś notatki. Co chwilę zerkał na swoją ukochaną, lecz całą uwagę skupiał głównie na mężczyźnie siedzącym naprzeciw. Był to czterdziestoletni przywódca gildii złodziei. Mimo swojego wieku, wyglądał dość staro, choć możliwe jest, że to jego siwe włosy sprawiały, że tak go postrzegano. Wydawał się być osobą nie budzącą zaufania. Był to człowiek pełen złości i nienawiści. Między Nikki, a owym mężczyzną, siedział młodzieniec, którego twarz zakryta była kapturem. Wpatrując się w mapę, leżącą na środku stołu, bawił się swoim sztyletem. Zbytnio nie zwracał na siebie uwagi innych. Ostatnim członkiem spotkania był wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna o przenikliwym spojrzeniu. Brian, bo tak mu było na imię, skoncentrowany był na przywódcy, choć od czasu do czasu, spoglądał na siedzącą naprzeciwko Nikki, do której miał ogromną słabość.
-Wiemy tylko tyle, że William opuścił swój dom.- Zaczął przywódca.- Wysłałem tam Scott’a. Niestety, ani śladu Davida.- Mężczyzna zwrócił się do chłopaka w kapturze.- Opowiedz reszcie o tym co widziałeś.
-Ruina. Nic po nim nie zostało.- Odpowiedział cicho. Był on człowiekiem dość spokojnym, który nie lubi jak się o nim rozmawia, jak i rozmawiać osobiście, dlatego szybko dokończył swój raport.- Zabrał ze sobą wszystko, nawet meble i obrazy. Brak żywej duszy. Jedyne co udało mi się znaleźć to ta kartka.- Podał ją, siedzącej obok, Nikki. Dziewczyna zaczęła się temu przyglądać i odparła.
-Montera 16-543? Co to może znaczyć? O co chodzi z tym numerem?- Zwróciła się do przywódcy.
-Może to jakieś hasło, może coś innego. Nie wiemy, ale spróbujemy dowiedzieć się.- Mężczyzna nachylił się nad leżącą na stole mapą i kontynuował.- Mason i Nikki, wy spróbujecie dowiedzieć się czegoś na temat tej kartki i samego Williama, dlatego wyruszycie do Montery. Scott, miej cały czas na oku jego dom. Może ktoś będzie się jeszcze tam kręcił. A ty Brian, zostań po spotkaniu. Dla ciebie mam coś innego. Jakieś pytania?- Zapytał.
-Robisz taką wielką akcję poszukiwawczą, a wcale za Davidem nie przepadałeś.- Odpowiedział Brian, spokojnym niskim głosem.- Po co to wszystko?
-A kto powiedział, że to jego szukamy?
-Chodzi o dokumenty.- Wtrąciła się Nikki, spoglądając na przywódcę.- Te, które mieliśmy ukraść.
-A co w nich jest?- Zapytał z ciekawością Brian.
Mężczyzna zignorował pytanie i postanowił o zakończeniu posiedzenia. Poprosił Masona, Scott’a i Nikki o opuszczenie pomieszczenia i wykonanie zadań. Złodzieje zgodzili się i natychmiast wyszli, zostawiając dwójkę mężczyzn samych.
Po zakończonym spotkaniu, Mason i Nikki udali się do, leżącego niedaleko, Faring, gdzie chłopak musiał załatwić pewną sprawę. Po drodze, nawiązała się rozmowa pomiędzy kochankami.
-Co sądzisz o tym, co mówił Victor?- Zapytała Nikki.
-Jeśli jest szansa na wydostanie Davida, to zrobię wszystko, co możliwe.
-Myślę, że za bardzo się tym przejmujesz. Słyszałeś, co on powiedział. Nie obchodzi go jego los.- Dziewczyna chwyciła ukochanego za rękę.- Moim zdaniem już go zabili.
-Nie mów tak!- Wykrzyknął Mason.- On musi żyć. Jest mi potrzebny.
-Potrzebny? Do czego?- Zapytała z zaciekawieniem, uśmiechając się do niego. Mężczyzna przez chwilę zająknął się.
-Mam dostarczyć pewną przesyłkę do kupca w Geldern. David zna miejsce, gdzie znajduje się klucz, dzięki któremu otworze skrzynie, z tą przesyłką.
-Aha. Myślałam, że to coś poważniejszego, ale skoro nie, to może porozmawiamy o czymś innym.
-A o czym byś chciała?
-Na przykład o nas i naszej przyszłości.
Mason zatrzymał się. Nikki zrobiła to sama, a chłopak spojrzał dziewczynie prosto w oczy i powiedział.
-Nicollette, kocham cię z całego serca i bardzo dobrze wiesz, że chcę z Toba spędzić resztę życia, w otoczeniu gromadki dzieci.- Nikki, na myśl o potomkach, żywo zareagowała.
-Dzieci?!- Wykrzyknęła.- Mason, ja nie chcę mieć żadnych dzieci. Mówiłam ci to kiedyś. Ja ich nie lubię i w ogóle nie nadaję się na matkę.
-Miałem nadzieję, że zmieniłaś zdanie, w tej kwestii.
-Nie! Mówię ci to po raz ostatni! Nie lubię dzieci i nie chcę ich mieć!
Przez dalszą drogę nie rozmawiali ze sobą. Dziewczyna była trochę zdenerwowana, lecz nie uzewnętrzniała tego. Gdy dotarli do Faring, chłopak poprosił ukochaną, aby poczekała na niego przy wejściu do miasta. Nikki zgodziła się, a Mason udał się do pewnego mężczyzny, wyglądającego na myśliwego.
-Witaj. Masz już moją przesyłkę?- Zapytał złodziej.
-Ach witaj, Masonie.- Mężczyzna powitał go z wielkim uśmiechem na twarzy.- Tak. Przyniosłem to. Pedar wykuł go ze szczerego złota.
-Świetnie, mogę go zobaczyć?
-Pewnie, chodź za mną.
Oboje udali się do niewielkiej chatki, w której myśliwy otworzył, stojący w rogu, kufer i wyjął zielone pudełeczko, owinięte ciemnymi tkaninami. Podał je chłopakowi, a ten rozwinął materiał i otworzył je. Był bardzo zadowolony z tego, co zobaczył.
-I jak? Może być?- Zapytał myśliwy.
-Oczywiście. Jest cudowny.- Chłopak nie mógł oprzeć się pięknu przedmiotu.- 1000 sztuk złota, tak?
-Jasne, tak jak się umawialiśmy.
Mężczyzna otrzymał sakiewkę ze złotem, a następnie Mason dołączył do czekającej niedaleko Nikki.
Dalsza podróż przebiegała bez rozmów. Gdy dotarli już do Montery- największego miasta handlowego królestwie, rozpoczęli śledztwo.
-Dobrze Nicollette.- Chłopak zwrócił się do ukochanej.- Ja zajmę się karczmą, a ty postaraj się dowiedzieć się czegoś od strażników przy bramie.
-Zgoda.- Odpowiedziała i udała się w wyznaczone miejsce. Mason, natomiast wszedł do tawerny i zaczął rozglądać się za osobami, mogącymi posiadać cenne informacje. Postanowił podejść do karczmarza, gdyż z reguły to oni wiedzą najwięcej.
-Witam, poproszę wino.- Powiedział rzucając sakiewkę na ladę.
-Już się robi, młody człowieku.- Karczmarz schylił się do skrzynki, stojącej na ziemi i wyjął jedną z butelek. Podał ją Mason’owi, uśmiechając się do niego.- Nowy w mieście, co?
-Tak. Jestem tu od niedawna.- Chłopak wziął łyk wina, po czym kontynuował.- Jakiś czas temu miałem pewien wypadek, dlatego myślę, że zostanę tutaj na dłużej.
-Wypadek? Co się stało?- Karczmarz był znany ze swej ogromnej ciekawości do życia innych ludzi. Zawsze bardziej interesowali go inni, niż on sam, dlatego był bardzo dobrym informatorem.
-„Łyknął haczyk.”- Pomyślał złodziej i zaczął opowiadać zmyśloną historię.- Przewoziłem towar do Silden, gdy zaatakowali mnie bandyci. Cudem uszedłem z życiem.- Chłopak wydawał się być przekonujący w swoich kłamstwach.- Coś okropnego. Pamiętam tylko tyle, że jeden z nich miał na imię David.
-David?- Zapytał zdziwiony, po czym nachylił się w stronę chłopaka.- Był tu taki jeden koleś. Mówił, że złapał bandytę o tym imieniu. Jak chcesz wiedzieć więcej to zapytaj się tego gościa, co siedzi w kącie. On z nim rozmawiał.- Karczmarz wskazał na młodego najemnika popijającego wino.
-Dzięki. Mam nadzieję, że dowiem się czegoś.
-Proszę bardzo.- Uśmiechnął się i wrócił do swoich obowiązków.
Mason podszedł do mężczyzny, o którym przed chwilą rozmawiał i zagadnął go.
-Przepraszam, że przeszkadzam, ale czy to miejsce jest wolne.- Wskazał na krzesło stojące obok. Najemnik spojrzał na chłopaka i przez kilka chwil uważnie mu się przyglądał.
-Tak. Proszę.- Odpowiedział, przysuwając krzesło w stronę złodzieja.
Mason, przez kilka minut siedział cicho, myśląc nad planem. „Jak wyciągnąć z niego te informacje?”- Zastanawiał się. Na jego szczęście, ktoś przy stoliku obok poruszył temat złodziei, więc chłopak mógł swobodnie wtrącić się do rozmowy.
-Słyszę, że i pana ostatnio obrabowano, tak?- Zapytał z nadzieją, że nie zostanie zignorowany.
-3000 sztuk złota i kilka cennych kielichów z Varantu!- Wykrzyczał łysy mężczyzna, wyglądający na kupca.- Ach. Gdybym tylko mógł coś zrobić, spaliłbym ich wszystkich na stosie.
-Ma pan rację.- Zgodził się z nim Mason.- To już nie może tyle trwać! Na szczęście, słyszałem, że jednego z nich udało się złapać. Na imię mu David.- Ostatnie zdanie zostało zaakcentowane tak, aby najemnik dokładnie je usłyszał. Złodziej zauważył, kątem oka, że mężczyzna zwrócił na niego uwagę, lecz po chwili nagle wyszedł, więc Mason postanowił zakończyć jak najszybciej pogawędkę.
Gdy opuszczał karczmę, usłyszał czyjś szept. Dobiegał on z domu, znajdującego się parę kroków od tawerny.
-Halo? Jest tam kto?- Zapytał podchodząc do budynku.
-Cicho. Nikt nie może nas razem zauważyć.- Odezwał się ponownie głos.- Na imię mi Bradley. Siedziałem obok ciebie w karczmie.
-Tak. Chcesz czegoś?
-Nie mam za dużo czasu.- Pośpieszył się mężczyzna.- Wiem, kim naprawdę jesteś i czego szukasz. Lepiej nie pytaj o Davida.
-Dlaczego?- Mason był zdziwiony tym, co usłyszał.- Coś mu się stało?
-On nie żyje.- Wyszeptał.- A wy będziecie następni.
-Nie żyje?- Złodziej był coraz bardziej zdumiony. Śmierć przyjaciela, uświadomiła mu, że nie są teraz bezpieczni.- Ale jak to się stało?
-Nie mogę nic już powiedzieć. Musze iść.
-Czekaj. Wiesz co oznacza „Montera 16-543”?
-Co? Lepiej o tym zapomnij!- Najemnik, z przerażeniem w oczach, zakazał chłopakowi rozmawiania na ten temat. Po krótkiej chwili, postanowił zakończyć spotkanie i uciekł, zostawiając Masona przy chacie. Chłopak przemyślał sobie wszystko i  miał teraz jeden cel- znaleźć Nikki i opuścić z nią miasto.
W czasie, gdy Mason przebywał w karczmie, Nikki podeszła do dwójki strażników, stojących przy głównej bramie do miasta. Oboje nosili typowe dla straży zbroje i w rękach trzymali halabardy. Jeden z nich- niski z bródką- oparty był o swoją broń i wydawać by się mogło, że drzemał. Natomiast drugi- wyższy i bardziej umięśniony, w przeciwieństwie do kolegi, był bardzo czujny. Gdy dziewczyna podeszła do mężczyzn, jeden z nich zwrócił się do niej.
-Czego tu szukasz, obywatelko?
-Ach, panowie.- Westchnęła Nikki.-  Stoicie tu całkiem sami, bez żadnego towarzystwa. Nie nudzi was czasem ta praca?
-W sumie to nie.- Powiedział niższy strażnik, ziewając głośno.- Przynajmniej można się na chwilę zdrzemnąć.
-Poza tym, wciąż poznajemy ciekawych ludzi.- Wtrącił się drugi.
-Wiecie, mam do was taką małą prośbę.- Złodziejka podeszła do nich, uśmiechając się uroczo.- Szukam pewnej osoby. Pomożecie mi?
-To będzie kosztować i to wcale nie tanio.
-Ile chcecie?- Zapytała, wpatrując się prosto w oczy strażnika. Nikki bardzo dobrze wiedziała, że aby wydobyć informacje od mężczyzn potrzeba użyć czegoś więcej niż rozumu. Mowa tu o osobistym uroku, na który dziewczyna nie mogła narzekać. Postanowiła więc, że postąpi identycznie, jak w przypadku innych- uwiedzie ich.
-Jeśli to ktoś ważny, będzie drożej. O kogo chodzi?
-Na imię mu William.- Nikki oparła rękę na ramieniu wyższego strażnika i zaczęła szeptać mu do ucha.- Jest przyjacielem zarządcy Montery. Wiesz o kim mówię?
Mężczyzna zaczerwienił się i również szeptem odpowiedział.
-Był tu taki jeden, ale nie mogę nic ci o nim powiedzieć.
-Bardzo mi na tym zależy.- Dziewczyna zbliżyła usta do policzka strażnika i pocałowała go. Mężczyzna uśmiechnął się. - Chyba chcesz, żebym to jeszcze powtórzyła, co?
-Dobrze. Powiem ci. Był tu wczoraj gość o tym imieniu. Przyprowadził ze sobą jakąś kobietę- blondynka, około czterdziestki.
-Coś jeszcze?- Zapytała z ciekawością.
-Mówił coś o jakichś liczbach. Nie pamiętam ich.
-A wiesz może kim była ta kobieta?
-Nie wydaje mi się, aby to była jego żona.- Stwierdził.- Zwracał się do niej Isabella, czy jakoś tak. To wszystko, co wiem.
-Bardzo mi pomogłeś. Dziękuję.- Nikki ponownie pocałowała go i szybkim krokiem oddaliła się.
-Dlaczego dziewczyny zawsze wolą rozmawiać z tobą?- Zapytał niższy strażnik.
-Spójrz na siebie. Jesteś niski i brodaty. Wyglądasz jak krasnolud.- Zaśmiał się.
Wiele czasu minęło, zanim Nikki i Mason znów się spotkali. Gdy wymienili się informacjami, które udało im się zdobyć, postanowili jak najszybciej wrócić do Vengardu, by zdać raport. Uzgodnili jednak, że wyruszą dopiero następnego dnia, by nie narażać się na zwierzęta grasujące nocą.
Gdy zaczęło świtać, oboje wyruszyli z powrotem do stolicy. Po dotarciu na miejsce, przedstawili całą sytuację przywódcy.
-Dobra robota.- Powiedział z zadowoleniem Victor.- Na dziś jesteście wolni.
Gdy dwójka złodziei opuściła już kryjówkę, z drugiego pomieszczenia, wyszedł Brian. Podszedł do dowódcy i zapytał.
-I jak? Dowiedzieli się czegoś?
-Tak.- Odparł, wpatrując się w wiszący na ścianie obraz, przedstawiający góry Nordmaru.- Nie mamy czasu. Musisz jak najszybciej dotrzeć do Klanu Wilka.- Na jego twarzy pojawił się złośliwy uśmiech.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz