niedziela, 4 marca 2018

Opowiadanie XI "Zaświaty"


- Szybciej, Gus, szybciej… - szesnastoletni chłopak o kasztanowych włosach biegł tuż za swoim psem. Był to czarno-biały pies pasterski o długiej, miękkiej sierści. Młodzieniec starał się jak tylko mógł, by zdążyć. Gdzieś się spieszył, coś na niego czekało… lub ktoś. Jedno było pewne, że była to dla niego bardzo ważna sprawa.
            Mijając kolejne domy, zbliżali się do dzielnicy kupieckiej stolicy Myrtany. Ludzi nie było za wielu na ulicach. Zbliżał się już wieczór, więc nie musieli się zbytnio przepychać. Minęli karczmę, dom alchemika i magazyn, aż dotarli w ślepy zaułek. Chłopak podszedł do murowanej ściany i ostukał wszystkie kamienie. Przyjrzał się uważnie przeszkodzie, po czym popchnął jeden z kamieni. Po chwili, otworzyło się przed nim przejście. Nie zawahał się, by tam wejść. Po to tu przybył.
            - Łatwo dają się śledzić, Gus – powiedział do psa i chwycił za rękojeść sztyletu, który nosił przy pasie. – Pamiętaj. Nie wychodzimy dopóki jej nie odzyskamy.
            Korytarz prowadził do większego kompleksu pomieszczeń. Wszędzie były zapalone pochodnie, ale nigdzie nikogo nie było. Wszystkie drzwi zamknięte, poza jednymi, zza których słychać było damski głos. Chłopak podszedł i kucnął przy nich. Zaczął nasłuchiwać.
            - Mogę Ci obiecać, że nie będzie bolało, gdy zdradzisz mi to co chcę. Więc… gdzie znajdę tego pisarzynę?! – głos kobiety był nieco ochrypnięty, co sprawiało że był odbierany jako bardziej przerażający.
            - Nie wiem… - odparła inna kobieta, cała zapłakana. – Naprawdę…
            - Skoro nie chcesz mówić to się zabawimy! – chłopak usłyszał dźwięk wyciąganego sztyletu i to dało mu do zrozumienia, że musi wkroczyć. Podniósł się i otworzył z hukiem drzwi.
            - Stop! Zostaw ją, Nikki! – krzyknął idąc w stronę kobiet. Obie były w podobnym wieku. Mogły mieć z dziewiętnaście lat. Jedna z nich klęczała na ziemi i miała twarz osłoniętą dłońmi. Pomieszczenie, w którym się znajdowali było dość przytulnie urządzone. Pełno było zasłon, foteli, stolików, a urokowi dodawały tu zawieszone pod wysokim sufitem pochodnie.
            - Nataniel?! Myślałam, że pozbyliśmy się Ciebie raz na zawsze! Co tu robisz? – Nikki wykrzywiła się, widząc starego znajomego.
            - Nie dałaś mi wyboru, złodziejko. Kiedy doszły mnie słuchy, że dalej szukasz Ernesta, nie mogłem podjąć innej decyzji. Muszę Cię powstrzymać – Nat nie bał się złodziejki. Jako jedyny z jej wrogów, nie obawiał się stanąć jej na drodze, mimo wyraźnej przewagi przeciwnej strony.
            - Doszły Cię słuchy? Kto Ci doniósł? – Nikki zaczęła się zastanawiać, przyglądając się chłopakowi. W końcu, domyśliła się prawdy. – Ehhh, nie cierpię tych wieśniaków. Powinniśmy spalić tę wiochę.
            - Pozwól Annie odejść ze mną! – wtrącił się Nat. Dziewczyna otarła twarz i spojrzała na przyjaciela.
            - Wybacz, ale jednak ją zatrzymam.
            - Nikki, kiedy zdasz sobie sprawę, że mnie nie powstrzymasz? Mam coś czego ty nie masz. Przyjaźń i miłość innych ludzi. Razem możemy wiele.
            Złodziejka zaśmiała się głośno i złapała za swój sztylet, który uniosła do góry. Cały czas dawała wrażenie, że jest na wygranej pozycji. Była bardzo pewna siebie.
            - W takim razie przekonajmy się jak będą za Tobą płakać, gdy już Cię zabiję! – zamachnęła się w celu rzucenia sztyletu, jednak nie zrobiła tego, gdyż zza Nataniela wyskoczył Gus, którzy powalił złodziejkę na ziemię, a następnie podbiegł do jednej z zasłon. Nat złapał Annę za rękę i ruszył w stronę wyjścia. Gdy tylko Nikki podniosła się, niebieska zasłona spadła prosto na nią, powalając ją na ziemię po raz drugi. Kobieta spojrzała na drzwi i zauważyła uciekającą dwójkę, a tuż za nimi psa.
            - Nie! – krzyknęła, a jej głos odbił się echem od ścian pomieszczenia.
***
            W karczmie nie było zbyt wielu ludzi. Część stolików było zajętych, część zajmowała tylko jedna osoba, a większość było wolnych. Przy szynkwasie siedział Mason, spokojnie pijąc piwo. Bez przerwy wpatrywał się w Nikki kręcącą się po drugiej stronie blatu.
            - Co? – zapytała, gdy zauważyła jego wzrok. – Ubrudziłam się? – wskazała dłonią na swoją twarz.
            - Nie. Po prostu stęskniłem się i muszę nadrobić ten czas – uśmiechnął się i pogładził ją po dłoni, którą ta położyła na blacie. Nikki odwzajemniła uśmiech.
            - Oh, Masonie… Tyle czasu minęło. Poza tym dziwnie się czuję, gdy mówisz mi te wszystkie miłe słówka. Fizycznie dzieli nas ponad piętnaście lat.
            - Nie przeszkadza mi to. Kiedyś miałem starszą dziewczynę – przyznał i dopił piwo do końca.
            - A to ciekawe. Nigdy mi o niej nie opowiadałeś – złodziejka położyła dłonie na biodrach i przeszywająco spojrzała na ojca Charliego.
            Mężczyzna zaśmiał się tylko i zszedł ze stołka. Nachylił się nad blatem i pocałował Nikki w policzek.
            - Opowiem Ci następnym razem. Muszę wracać do niego. Wiesz, że nie lubi czekać.
Pomachał na pożegnanie i ruszył w stronę wyjścia. Nikki sięgnęła po pusty kufel, zamoczyła go w wiadrze z wodą i zaczęła osuszać go ściereczką. Cały czas podążała wzrokiem za mężczyzną.
Gdy Mason otworzył drzwi, odwrócił się jeszcze by uśmiechnąć się do Nikki. Nie zauważył kolejnej osoby, która wchodziła do karczmy. Zderzyli się, a gdy ich spojrzenia spotkały się, można było wyczuć, że pomiędzy mężczyznami nie ma przyjaźni.
- Bane… - odparł Mason i wyminął najemnika. Nie miał ochoty z nim rozmawiać. Nie teraz.
Nikki wpatrywała się w swoich obu kochanków. Gdy tylko ten pierwszy opuścił budynek, wyszła zza szynkwasu i stanęła naprzeciw blondyna o zielonych oczach. Uśmiechała się, ale było też w tym spojrzeniu coś niepokojącego. Coś ją trapiło. Czymś była zmartwiona.
- Mówił mi, że Ciebie spotkał – podeszła do niego i uścisnęła. – Witaj, Bane.
- Cieszę się, że Cię widzę – odwzajemnił uścisk i rozejrzał się po karczmie. – Parę razy się spotkaliśmy. Nie było miło. Ale widzę, że nieźle skończyłaś. Słyszałem, że jakaś złodziejka została właścicielem „Śniętej”.
- Eh… - przewróciła oczami i spojrzała na jakiegoś mężczyznę, który rozlał swoje piwo. – Ej ty! Uważaj! Nie mam zamiaru tego sprzątać! – sięgnęła po ścierkę i rzuciła nią w nieznajomego. – Jak widzisz… to spełnienie moich marzeń. Czuję się tu świetnie – mówiła z ironią. Nikki ruszyła za szynkwas, gdzie jej miejsce, usiadła na stołku i oparła się o blat. Bane usiadł naprzeciw niej.
- Potrzebujesz czegoś? – zapytała, unosząc delikatnie kąciki ust. Bane był jedną z tych osób, dla których Nikki była miła i zazwyczaj mógł liczyć na ciepłe przyjęcie. Oczywiście zależało to od sytuacji, sprawy i, co najważniejsze, humoru złodziejki.
- Może piwo… - odparł i spojrzał w stronę okna, wychodzącego na plac przed karczmą. Złodziejka zauważyła to spojrzenie.
- Czekasz na kogoś? – zapytała, nalewając trunek do kufla. – Tak wyglądasz i wyglądasz.
- Sprawdzam czy mój wózek dalej stoi – Bane złapał za kufel i wziął głęboki łyk. – Wiesz, odkąd tu jestem sprzedaję różne rzeczy. To tu, to tam – dodał.
- Ty handlarzem? Pokaż co tam masz! – Nikki z wielką energią wyskoczyła zza lady i pociągnęła najemnika za rękę, tuż na plac przed tawerną.
Gdy opuścili budynek, kobieta puściła się mężczyzny i podeszła do drewnianego wózka. Nachyliła się nad nim i zaczęła przeglądać jego zawartość. Bane tylko wpatrywał się w szperającą ukochaną. W końcu Nikki przestała przerzucać kolejne przedmioty, odwróciła się i położyła dłonie na biodrach.
- Bane, ale to jest chłam – stwierdziła, kręcą głową na boki. – Po cholerę to sprzedajesz?
- To wcale nie jest takie złe – podszedł do wózka i sięgnął po drewnianą łyżkę, do której przymocowany był obciążnik na łańcuchu. – To całkiem przydatne rzeczy. Na przykład to. Mało kto ukradnie Ci tę łyżkę.
- No chyba, że będzie chciał to przetopić na miecz. Eh… ale i tak nie przebije to mojej kary. Gdybyś tylko musiał pracować w Piranii… - westchnęła. – A to co? – Nikki zerknęła ponownie na wózek i sięgnęła po książkę. Zaczęła ją wertować. – Czyżby jakaś jedna konkretna rzecz?
Okazało się, że dzieło jest niedokończone. Zapisane było tylko kilka pierwszych stron. Złodziejka na szybko przeczytała stronice i pokręciła głową.
- Nieźle się zapowiadało. Historia o jakimś gościu, który znalazł lampę dżina, o jakże pięknym imieniu. Chyba byłam inspiracją – uśmiechnęła się i puściła do Bane’a oczko. – Widać autor miał dość i rzucił to. Kompletny brak odpowiedzialności i…
            - No proszę! – odezwał się męski głos. Para odwróciła się i zauważyli mężczyznę około trzydziestki. Ubrany był w błękitną koszulę i skórzane spodnie. Jego długie, ciemne włosy opadały na ramiona. A twarz okrytą miał zadbaną krótką brodą. – A więc ktoś Cię jednak zabił.
            - Ktoś ty? – zapytała, wpatrując się w nieznajomego.
            - Oj, Nikki. Trochę wyrosłem od naszego ostatniego spotkania. Wtedy miałem jakieś dwadzieścia lat.
            Złodziejka zmrużyła oczy i przypatrzyła się mężczyźnie. Przez pierwsze sekundy, nie mogła skojarzyć go z kimś kogo znała. W pewnym momencie, pojawił jej się w głowie obraz młodego chłopaka.
            - Nataniel… - rzekła, wpatrując się w niego ze złością. Przypomniała sobie o tych wszystkich sprawach, w których jej przeszkodził.
***
            Nikki chodziła nerwowo po okrągłym pomieszczeniu, wokół drewnianego stołu. Była wściekła z powodu utraty swojego więźnia.
            - Czasem mam ochotę zostać myśliwym i strzelić mu między jego zielone oczy! – powiedziała przez zaciśnięte zęby. Zatrzymała się przy oknie i oparła o parapet. – Sarenka się znalazła. Żebyś tylko widział jak uciekał z nią i z tym swoim kundlem.
            - Odpuść sobie, kochanie – odparł Mason, siedzący przy stole. Chłopak strugał coś w kawałku drewna. – Brian ich znajdzie.
            - Nie wątpię. W sumie to wybiorę się z nim – rzekła i spojrzała w dół. Brian właśnie wchodził do budynku. – To już ostatni raz, gdy Nat mi przeszkadza.
            - Właściwie dlaczego uczepił się tylko Ciebie? – zapytał chłopak. – My nie mamy z nim problemu.
            - Nie wiesz? – Nikki odwróciła się i zaczęła powoli zbliżać się do ukochanego. – To typ bohatera. Pomaga wszystkim, zwalcza zło, pokonuje złoczyńców. Tak jak w opowiadaniach – podeszła do Masona i nachyliła się nad nim. – Czy ja Ci wyglądam na złoczyńcę?
            - No… bohaterką to nie jesteś, ale ci źli są ciekawsi – odłożył sztylet i kawałek drewna, podniósł się i złapał złodziejkę wokół talii. – Ale jesteś najseksowniejszym złoczyńcą jakiego znam.
            Przez chwilę wpatrywał się w jej oczy, aż do momentu, gdy ich usta spotkały się i zaczęli wymieniać pocałunki. Dziewczyna owinęła dłonie wokół jego szyi, gdy ten uniósł ją i posadził na stole. Nikki położyła się na stole, pociągając za sobą Masona. Ich miłosne uniesienia nie trwały długo. Zostały przerwane przez wysokiego osiłka, który wszedł do pomieszczenia.
            - Ej, gołąbeczki – rzucił Brian. – Słyszałem, że jest robota.
            Nikki oderwała swoje usta od chłopaka i odwróciła głowę w stronę drzwi. Cały czas leżała na stole. Uśmiechnęła się złośliwie.
            - Pora, żeby pokazać Natanielowi, kto tu rządzi – odparła i zaczęła się głośno oraz złośliwie śmiać.
***
            - Czego chcesz? – Nikki odeszła od Bane’a i jego wózka. Zaczęła zbliżać się do Nata. Nie była pokojowo nastawiona. – Nikogo tu nie skrzywdziłam, więc nie masz tu roboty.
            Mężczyzna zaśmiał się i sięgnął do kieszeni po fiolkę. Kiedy ją wyciągnął, Bane przyjrzał się przedmiotowi. Był pusty.
            - Potrzebuję bandaży. I to dużo – odparł i podał byłej złodziejce fiolkę. – To oddech żyjącego. Ile mogę za to dostać?
            Nikki przyjrzała się butelce i stwierdziła, że mówił prawdę. Na wewnętrznych ściankach, widoczne było skroplone powietrze.
            - A skąd to masz? – zapytała. – To dosyć cenny towar.
            - Magiczne portale mogą prowadzić także do tej krainy. Jakiś czas temu zawieruszył się tu pewien śmiertelnik.
            - Ach… tak… Słyszałam o tym – kiwnęła głową twierdząco. – Pójdź do Ellen i poproś ją o bandaże. Da Ci odpowiednią ilość.
            - Zaraz… - wtrącił się Bane. – Ty tu handlujesz? – zapytał ukochaną. Nie sądził, że ma konkurencję, zwłaszcza w jej osobie.
            - Od kiedy pojawiła się tu Nikki… - zaczął Nat. – czarny rynek zaczął kwitnąć. Jeśli chcesz dostać coś naprawdę przydatnego, musisz z nią handlować. Unikałem tego, ale za bardzo potrzebuję tych bandaży.
            - Właśnie… Po co ci one? – zapytała Nikki.
            - Powinnaś to wiedzieć najlepiej. Czyżby złoczyńcy zapominali o swoich występkach?
            - Nie jestem złoczyńcą – Nikki oparła dłonie na biodrach. – Kiedyś byłam, ale to przeszłość.
            Nataniel zaśmiał się i pokręcił przecząco głową. Podszedł do znajomej i spojrzał jej prosto w oczy. Widział w nich dokładnie to co zawsze. Zło…
            - Kto raz wkroczy na tę ścieżkę, nigdy z niej nie ucieknie. Zapamiętaj to sobie. Możesz pozbyć się korony złoczyńcy, ale tytuł pozostaje – posłał jej wredny uśmieszek i wszedł do karczmy.
            Nikki odprowadziła go wzrokiem, ściskając w dłoni, otrzymaną od byłego wroga, fiolkę.
***
- Wychodzić! Już! Nie mam zamiaru czekać! – wykrzykiwała Nikki, uderzając kijem o sztachety w płocie. Na niektórych deskach, zawieszone były jakieś gliniane naczynia, które pospadały na ziemię i roztrzaskały się. Brian stał na środku drogi i przyglądał się dziewczynie.
Wioska, w której się znajdowali, składała się czterech drewnianych chat. Drzwi jednej z nich uchyliły się i wyszedł przez nie mężczyzna w średnim wieku, a tuż za nim jego żona i trójka dzieci. Pozostali mieszkańcy wioski również opuścili swoje domostwa.
Wszyscy zebrali się na drodze, naprzeciw Nikki i Briana. Złodziejka odrzuciła kij na bok i wyszczerzyła zęby.
- Świetnie – odparła i podeszła do grupki przestraszonych mieszkańców. – No to powiecie mi teraz, gdzie znajdę tego całego Ernesta?
- Nie wiemy – odparła jedna z kobiet.
Nikki wykrzywiła się i wyciągnęła sztylet zza pasa. Podeszła do kobiety i przyłożyła go do jej szyi. Mieszkanka osady jęknęła i zaczęła płakać.
- Nie rycz, bo prędzej skrócę Cię o głowę! – złodziejka przycisnęła ostrze jeszcze bardziej. – Powtórzę jeszcze raz! Gdzie jest ten pisarz?! Albo gdzie znajdę tego szczyla Nataniela?!
Zapanowała cisza. Tylko kobieta, która miała przystawiony do szyi sztylet, płakała.
- Pytałaś o mnie, Nikki? – zza drzew wyłonił się Nat, a wraz z nim jego pies oraz dziewczyna, którą wcześniej torturowała. – Zostaw ich.
- No proszę, proszę – Brian spojrzał w stronę chłopaka. – Spójrz, Nikki, kogo my tu mamy.
Złodziejka odwróciła się i uśmiechnęła na widok młodzieńca. Zaczęła iść w jego kierunku. W jej wzroku było można zauważyć zarówno zadowolenie oraz szaleństwo. Dziewczyna szła, wskazując sztyletem na Nata.
- Tym razem mi nie uciekniecie! Tutaj nie jesteś w stanie mi zagrozić – złodziejkę i Nataniela dzieliło kilka kroków. Dziewczyna zatrzymała się i wskazała sztyletem na jego przyjaciółkę. – Ona zna odpowiedź, której pragnę. Mów, a sobie pójdziemy.
- Niczego ode mnie nie dostaniesz – odezwała się Anna. W porównaniu z poprzednim spotkaniem, tym razem nie była taka wystraszona. – Możesz już opuścić naszą wioskę.
Nikki pokręciła głową na boki, przewracając przy tym oczami. Wdawanie się w bójkę, gdy przeciwko niej i Brian’owi jest kilkanaście osób, nie byłoby mądrym pomysłem. Musiała wymyślić jakiś sposób, by przewaga była po jej stronie.
- Dobrze wiecie, że nie wyjadę stąd bez informacji. I to prawdziwych – schowała swój sztylet i podeszła jeszcze bliżej. Pies Nata zaczął warczeć. – Spróbujcie mnie okłamać, a ten kundel będzie następny. Nat, przystojny z Ciebie chłopak, szkoda by było, gdyby ktoś Ci zniszczył tę ładną twarzyczkę.
- Nie boję się Ciebie – odparł Nataniel, zachowując kamienną twarz. Nie chciał zdradzać żadnych emocji.
- Nie ty powinieneś się bać, tylko Twoja rodzinka. Myślisz, że Brian nie dowiedział się, gdzie mieszkają Twoi rodzice i rodzeństwo? – musiała jakoś uderzyć w Nata, a jego rodzina była idealnym tematem do tego.
- Co? Ale jak?
- W tej chwili, nasz szef, jedzie tam, by ich poznać – Brian domyślił się co planuje jego koleżanka i pomógł jej ciągnąć kłamstwo. – Chyba byłoby kiepsko, gdybyś został sierotą. Taki samotny, taki biedny – zaśmiał się głośno, a do tego śmiechu dołączyła Nikki.
Na twarzy Nata było widać zdenerwowanie. Na jego czole uwydatniła się żyła, która pulsowała z każdą kolejną chwilą.
- Kłamiecie… - odparł cicho. – Próbujecie mnie złamać, ale nigdy Wam się to nie uda – chłopak spojrzał na Nikki. – Czemu to mnie nie dziwi? Potrafisz się posunąć tylko do kłamstwa. Wiesz co? Brzydzi mnie to. Jesteś słaba.
Złodziejka zacisnęła prawą dłoń w pięść. Zmarszczyła czoło i zrobiła taką minę, że była gotowa go zabić. Nazwać Nikki słabą było niczym wywoływanie smoka z jaskini. Mało kto się do tego posuwał.
- Żebyś się nie zdziwił… - obeszła go z prawej strony i stanęła obok Anny. Posłała jej delikatny uśmiech, wyciągając przy tym swój sztylet. Nat nie zdążył zareagować. Ostrze przesunęło się po jej szyi, tworząc na niej szeroką ranę.
Dziewczyna przykryła ranę dłońmi. Również z jej ust zaczęła lecieć krew. Dusiła się, a właściwie topiła we własnych płynach.
- Anna! – Nataniel złapał przyjaciółkę i spojrzał na Nikki ze wstrętem. Nigdy wcześniej nikogo tak nienawidził. – Jesteś potworem!
- I co? Jestem słaba? „Zło” zawsze wygrywa! – zaśmiała się tryumfalnie i odeszła, nie zwracają uwagi na szczekającego psa.
- Tymczasowo… Złoczyńcy ostatecznie i tak przegrywają – odparł i zerknął na psa. – Gus!
- Spróbuj go poszczuć na nas, a on też zdechnie! – zagroził Brian. – Chodźmy, Nikki. Czas zrujnować życie komuś innemu – zaśmiał się głośno i razem z przyjaciółką oddalił się.
Nat klęczał przy umierającej Annie, ściskając jej twarz dłońmi. Z jego oczu zaczęły płynąć łzy, które spływały na jej policzek. W tym momencie poprzysiągł sobie zemstę. Dopilnuje, aby Nikki została w końcu ukarana.
***
            - Jeszcze mi go tu brakowało! – wysyczała złodziejka, wpatrując się dalej w drzwi karczmy. Nie była jakoś zadowolona. Schowała fiolkę do kieszeni i zwróciła się twarzą do Bane’a. – Wracam do pracy. Tobie też radzę, jeśli nie chcesz skończyć w Padole.
            - Wiem… Zostałbym, ale masz rację. Do zobaczenia później – posłał jej ciepły uśmiech. Taki, który zawsze poprawiał jej humor. Chwycił za wózek i wyjechał na drogę.
Złodziejka przyglądała się jeszcze najemnikowi, po czym wróciła do karczmy. Kolejny dzień mijał jak każdy inny. A może to były miesiące, albo lata? Tu zawsze panowała taka sama pora. Ciężko było określić ich miejsce w czasie.
            Nikki często zdarzało się rozmyślać na ten temat, choć nigdy nic konkretnego nie ustaliła. Może z tego względu, że zawsze ktoś nowy musiał jej przeszkadzać. „Gdzie jesteśmy? Dlaczego? Co musimy robić?” Te pytania coraz bardziej wkurzały byłą złodziejkę. Do tego stopnia, że musiała wystawić przed karczmą znak ostrzegawczy, mówiący o tym, by jej nie przeszkadzać. Musiała jednak nastać chwila, by zakaz ten złamano. Oto jak do tego doszło.
            - Proszę. Pieczeń z królika dla Ciebie – Nikki postawiła talerz z potrawą przed blondynką w średnim wieku. – A dla Ciebie sarna – spojrzała na mężczyznę, siedzącego obok niej. Prawdopodobnie jej męża.
            - Jeszcze niczego nie zamówiliśmy – odparła kobieta. – Widać, że kojarzysz co jedzą stali klienci.
            - Akurat do twarzy mam pamięć – rzuciła i odwróciła się tyłem do nich. Zaczęła wycierać pobrudzone kufle. Z każdym kolejnym dniem miała coraz bardziej dosyć. Rzuciłaby to wszystko z rozkoszą, ale znała konsekwencje. Nie mogła tak ryzykować.
            - Myślisz, że o nas myślą? Nico pewnie ledwo nas pamięta – kobieta siedząca przy szynkwasie odezwała się do mężczyzny. – Szkoda, że nie możemy się z nimi skontaktować.
            Nikki odwróciła się z powrotem do pary, słysząc ich zmartwienia. Była zdolna pomóc, ale to wiązało się z tym, że otrzyma też coś w zamian.
            - Ależ możecie – odparła czarnowłosa. – Wystarczy, że skorzystacie ze specjalnych budek do nawiedzania.
            - Budki do nawiedzania? Co to jest? – zapytał mężczyzna.
            - Najprostszy sposób na kontakt z żyjącymi – wyjaśniła złodziejka. – To pierwszy stopień wtajemniczenia w nawiedzanie. Wystarczy wejść do budki, położyć dłoń na zwierciadle i pomyśleć o osobie, którą chce się nawiedzić. Wtedy pojawiacie się w jej śnie i możecie mówić, co chcecie.
            - Gdzie są te budki? – kobieta odsunęła talerz na bok i złapała Nikki za dłoń. – Powiedz nam.
            - To tu, to tam… - odparła wymijająco.
            - Co chcesz w zamian? – mężczyzna wiedział co trzeba zrobić. To była transakcja wiązana. Coś za coś. – Podaj swoją cenę.
            Kiedy Nikki miała już podać wartość tej informacji, do karczmy wpadł Nataniel. Był zdyszany, mokry, jakby przebiegł kilka dobrych mil, oraz na dłoniach miał krew.
            - Nikki! Pomóż! Proszę!
            Wszyscy znajdujący się teraz w tawernie oderwali się od swoich spraw i odwrócili się w stronę mężczyzny. Nikki wyszła zza szynkwasu, rzucając ścierkę na blat. Stanęła naprzeciw Nata i położyła dłonie na biodrach.
            - Ha! Tego to bym w życiu się nie spodziewała! – wybuchła śmiechem i wskazała dłonią na drzwi. – Wynocha!
            - Nie. Proszę, Nikki! – podbiegł do kobiety i złapał ją za ramiona. – Tylko ty możesz mi pomóc.
            Nikki wyrwała się z jego uścisku. Spojrzała na swoją koszulę, którą właśnie Nat pobrudził krwią. Wkurzył ją tym jeszcze bardziej. Właścicielka zniszczonej „Piranii” chwyciła go za gardło i zaczęła ściskać dłoń.
            - Powiedziałam, żebyś się wynosił!
            - P-pp-roszę… To… V-v-v…Victor! – wydusił z siebie.
Kiedy to Nikki usłyszała imię byłego przywódcy gildii złodziei, przestała go zaciskać pięść. Oderwała dłoń od jego szyi i spojrzała na niego z ogromnym zaciekawieniem. Nie sądziła, że Victor też tu jest. Musiała poznać wszelkie szczegóły.
            - O co ty mnie prosisz? – zapytała.
            - Chodzi o Annę – zaczął, rozmasowując sobie szyję. – Victor ją porwał i chce zrzucić do Padołu. Jako zemstę za to co Wam zrobiłem.
            - Jakaś kara się należy… - odparła, uśmiechając się delikatnie. – Nawet nie wiesz ile rzeczy przez Ciebie nie zrealizowaliśmy.
            - Wiem, ale pomóż mi ją uwolnić. Poniosę odpowiedzialność za wszystko, tylko niech nie wrzuca jej do Padołu – Nat zaczął błagać jednego ze swoich największych wrogów. Był gotowy zrobić wszystko, by ocalić przyjaciółkę.
            - Mam iść z Tobą do Padołu, żeby spotkać się z Victorem?! – zapytała zdziwiona i pokręciła przecząco głową. – Co to, to nie! Nigdy!
            - Proszę! Znasz jego słabe strony. Nie pozwól, żebyś całkiem stała się zła.
            - Czyli teraz sądzisz, że jednak nie jestem całkowicie tym „złoczyńcą”, jak to się kiedyś wyraziłeś?
            - Od swojej przeszłości nigdy się nie uwolnisz, ale możesz pokazać, że można postępować prawidłowo. Naprawdę chcesz, żeby zapamiętano Cię jako tą złą?
            Złodziejka zamyśliła się. W słowach Nataniela było trochę prawdy. Nikki nigdy nie uważała się za złoczyńcę, ale zawsze chciała poznać uczucie bycia prawdziwym bohaterem. Oczywiście, zdarzały jej się epizody w życiu, kiedy to postępowała dobrze, ale nigdy nie była pewna, czy to jest szczyt jej możliwości. Zastanowiła się chwilę i zgodziła się na propozycję. Postanowiła pomóc nie tylko z jednego powodu. To była druga okazja, żeby zemścić się na Victorze za zamordowanie Dylan, a tego Nikki nie mogła przegapić.
***
Nikki wybiegła z karczmy, a wraz z nią Nataniel. Mężczyzna był nieco zdziwiony faktem, że tak łatwo udało mu się namówić byłą złodziejkę. Kobieta zatrzymała się na drodze, gwizdnęła przy pomocy palców i zaczęła wpatrywać się w pagórek, gdzie ciągnęła się owa droga. Po krótkim czasie oczekiwania, pojawił się jeździec na koniu. Zbliżył się do Nikki i wyciągnął do niej dłoń. Wtedy Nat spostrzegł, że to Mason.
- Wsiadaj na swojego konia – zwróciła się do niego. - I prowadź nas.
Młody mężczyzna zrobił to o co poprosiła i ruszył traktem w kierunku, w którym każdy bał się podążać. Wprost do Padołu.
Dotarli tam dość szybko. Miejsce to znajdowało się na ziemiach zajmowanych przez klasztor magów ognia w świecie żywych. Była to jedna z tych okolic, która nie miała swojego odpowiednika „na powierzchni”.
Cały obszar ogrodzony był niewysokim, żelaznym płotem z wielką bramą, witającą nowoprzybyłych. Widniał nad nią napis: „መጨረሻው ቀርቧል”.
- Co to za język? – zapytał Bane, który napotkał grupę po drodze. Postanowił dołączyć do nich i ewentualnie pomóc. Spojrzał na żelazny znak. Nigdy wcześniej nie widział takich symboli.
- To język upiorów – odparła Nikki. – Widziałam podobne znaki w książce, którą dała mi Elyse. Podobno jak się podejdzie blisko Padołu to słychać jak używają go te upiory.
- Obyśmy nie musieli tego sprawdzać – rzucił Nat i zeskoczył ze swojego konia. Podszedł do bramy i jako pierwszy ją przekroczył. W jego ślady poszła Nikki, Mason, a na samym końcu Bane.
Tak jak o całej krainie umarłych można by powiedzieć, że jest to zniszczona wersja świata żywych, to okolice Padołu można określić jako zniszczona wersja świata umarłych.
Panowała tu cisza. Nie było słychać nawet szumu wiatru. Kruki siedzące na obumarłych drzewach patrzyły się martwym wzrokiem na podróżujących.
- Okropne uczucie. Dopiero tu czuje się, co to śmierć – wzdrygnął się Nat. Poczuł, że przez całe jego ciało przeszły ciarki.
            Nikki spojrzała na niego i prychnęła. Akurat taki klimat jej odpowiadał. Kiedyś lubiła to co mroczne, tajemnicze i złe. Żyła tym, ale z czasem otoczenie, w którym egzystowała zmieniało się, a ona wraz z nim.
- To gdzie ten Victor? – zapytał Mason, rozglądając się po znajdujących się wokół nagrobkach. Niektóre były popękane, lecz większość nie nosiła znaków zniszczenia. Zauważył, że są tu ich nagrobki. Nikki, Bane’a czy byłego przywódcy gildii złodziei, do której należał. Były całe.
- Czeka przy Padole – odezwał się kobiecy głos. Grupa zwróciła wzrok w stronę, z którego dochodził. Za jednym z grobów stała niewysoka starsza kobieta, ubrana w długą fioletową suknię.
- Ella… - wysyczała Nikki. – Myślałam, że już skończyłaś w ogniach. Twoja córka by tego chciała – wspomniała Bellę. – Po tym co robiłaś.
- Kto to? – Nat nachylił się w stronę Masona i szepnął do niego.
- Jeśli uważasz Nikki za złą to ona jest o wiele gorsza – wyjaśnił blondyn. – Niektórzy określają ją matką wszelkiego zła.
            Ella zaśmiała się głośno i zaczęła zbliżać się do grupki. Wyciągnęła dłoń z zamiarem rzucenia czaru, co spowodowało że wszyscy, poza byłą złodziejką, schylili się. Tym razem to Nikki uśmiechnęła się.
- Myślisz, że się na to nabiorę? Nie masz tu magii – podeszła do czarownicy i spojrzała jej prosto w oczy. – Zakładam, że trzymasz z Victorem, więc prowadź do niego.
            Czarownica uniosła kąciki ust do góry i odwróciła się od grupki. Zaczęła iść w stronę Padołu.
- Czas zakończyć to, co zaczęło się dawno temu… - te słowa Ella wypowiedziała dużo głośniej, niż normalnie.
***
            Zbliżając się do Padołu, Nikki czuła coraz większe zdenerwowanie. Gdyby żyła, serce pewnie by już dawno wyskoczyłoby jej z piersi, Spojrzała na idących za nią Masona i Bane’a, i uśmiechnęła się do nich. Kochała ich obu i czuła się przy nich bezpiecznie. Tylko ich tu miała. No i Ellen, ale ją dopiero poznawała.
            W końcu znaleźli się na miejscu. Nikki i pozostali mogli w końcu dowiedzieć się jak wygląda Padół. Był to głęboki dół o średnicy kilkudziesięciu kroków, na dnie którego wiecznie palił się ogień. Nad dół wychodziła skalna półka, zakończona w samym jego centrum. Nad samą przepaścią stały dwie postacie. Mężczyzna i kobieta. Złodziejka od razu poznała, że to Victor.
- Anna! – krzyknął Nat. – Idziemy po Ciebie!
- Nie drzyj się tak – uspokoiła go Nikki. Krzyki na nic się tu zdadzą. W tym momencie, złodziejka zapomniała o swoich towarzyszach, o Annie i Elli. Wpatrywała się tylko w Victora i jego wstrętne spojrzenie. Znała je dobrze. Aż za dobrze.
            Mężczyzna zaśmiał się i pchnął młodą dziewczynę na ziemię. Schował sztylet do pochwy i zrobił kilka kroków naprzód. Wydawał się dziwnie zadowolony, jakby wiedział, że to starcie ma już przesądzony wynik.
- Moja słodka Nikki… - zaczął, a na jego twarzy malował się szeroki, fałszywy uśmiech. Rozłożył dłonie na boki i zaczął iść w stronę złodziejki.
            Nikki ruszyła mu na spotkanie. Tylko na moment odwróciła się i uspokoiła pozostałych, aby nie mieszali się do sprawy. Szła dalej. Wydawało się jej, że minuty przechodzą w godziny, a godziny w dni. Mimo, że nie odczuwała upływu czasu, czuła się jak żywa osoba. Jakby wcale nie zginęła, a każda chwila była równie cenna.
- Victor… - odparła, gdy spotkali się w połowie skalnej półki. – Słyszałam, że chcesz, abym znów się Ciebie pozbyła. Zakończmy to szybko.
- Historia kogoś z nas zostanie zakończona, ale to nie będę ja – wyszczerzył się i spojrzał na leżącą Annę. – Proponuję wymianę. Oddam wam ją – wskazał na dziewczynę. – a wezmę Ciebie.
- Dobrze wiesz, że ona nic dla mnie nie znaczy. Możesz ją zrzucić do Padołu – rzuciła bez zastanowienia. Słysząc te słowa, Nat zerwał się do biegu w stronę byłej złodziejki. Powstrzymał go jednak Mason. Pokręcił przecząco głową, by dać mu do zrozumienia żeby się nie wtrącał.
- Masz rację. Ta dziewka jest nikim dla Ciebie, bo chodziło mi o to byś tu przyszła – Victor splunął w kierunku Anny, która podniosła się i zaczęła biec w stronę osób czekających przy wejściu na skalną półkę. W końcu wpadła w ramiona Nata. – Mogłem żyć, bawić się, kochać i pić, a Ty mi to odebrałaś. W tej pieprzonej karczmie.
- I dlatego chcesz mnie wrzucić do Padołu? – Nikki zaśmiała się, lecz po chwili spoważniała. – Zgwałciłeś Dylan, to przez Ciebie się powiesiła, jak pewnie wiele dziewczyn. Zatrułeś mi całe życie, zniszczyłeś je i śmiesz jeszcze mówić, że skrzywdziłam Cię? Żałuję, że nigdy nie powiedziałam prawdy Masonowi o tym, co mi robiłeś – złodziejka odwróciła się i spojrzała na ojca Charliego. Widziała w jego oczach współczucie, ale także żal, że nie domyślił się niczego. – Dlatego cieszę się, że Cię zadźgałam i zrobiłabym to jeszcze raz i kolejny i jeszcze kolejny, dopóki nic nie zostałoby z twoich zwłok.
- Robiłem to co każdy… starałem się przeżyć – uśmiechnął się i zbliżył do Nikki. Położył dłoń na jej ramieniu. – Szkoda, że zawsze nie byłaś taka uległa wobec mnie, bo z chęcią bym powtórzył te noce spędzon…
Nie dokończył. Poczuł na swoim lewym policzku ból, którego został wywołany przez dłoń Nikki. Zaczerwieniła mu ona pół twarzy, a drugie pół zmieniło koloryt ze złości. Szybkim ruchem, którego nie mogła spodziewać się złodziejka, chwycił ją za szyję i powalił na ziemię. Odwrócił ją twarzą do ziemi i zaczął trzymać jej głowę w kierunku przepaści. W tym momencie Nikki widziała pod sobą największe płomienie w życiu. Nie można było porównać tego z czymś co już widziała. Patrząc na ogień, zdawało jej się że słyszy krzyki, widzi w nich upadłe miasta i wioski, czy całe krainy. Tak… Z Padołu chciało się wydostać wszystko to, co w nim utknęło na wieki.
            Kiedy to Nikki została przewrócona na ziemię, Mason oraz Bane rzucili się do ratunku. Obaj ją kochali, ale od kiedy kobieta zawitała do tego świata, nigdy nie powiedziała wprost czy nadal kocha któregoś z nich. Biegli w stronę przepaści, aby powstrzymać Victora. Ten jednak spodziewał się ratunku od strony jej przyjaciół. Drogę zagrodziła im Ella oraz dwóch wysokich młodych mężczyzn, wyższych od Bane’a o prawie głowę.
            - Wybieracie się gdzieś, panowie? – zapytała z tryumfem i wskazała na swoich dwóch pomocników. – Nie uratujecie jej. Los Nikki jest już przesądzony.
            Mason spojrzał na Bane’a i kiwnął porozumiewawczo głową. Razem rzucili się na chłopaków blokujących przejście.
            Victor nadal przyciskał Nikki do ziemi, by ta mogła dokładnie zobaczyć to co ją czeka. W końcu podniósł ją i ustawił przy przepaścią.
            - Moja cudowna Nikki… - zaczął. – Marzyłem o tej chwili, od kiedy tylko się tu znalazłem. Pewnego dnia, pójdę dalej, a ty będziesz się smażyć w tych ogniach.
            Victor zamachnął się razem z kobietą i, gdy tylko miał ją pchnąć, wszyscy zebrani wokół Padołu poczuli przenikliwe zimno. Zrobiło się ciemno, a na samym końcu skarpy otworzył się portal, z którego wyszła zakapturzona, szczupła postać. Nie zatrzymała się, lecz cały czas szła w stronę Nikki i Victora. Spod kaptura widoczne były białe, opadające na ramiona włosy, a dłonie nieznajomej postaci były jasne i bardzo delikatne. Paznokcie u jej obu rąk były długie i pomalowane na czerwono. Można było się domyślić, że to kobieta.
            W chwili, gdy postać zbliżyła się do dwójki złodziei, mężczyzna puścił Nikki i opadł na kolana. Kobieta stała nieruchomo i wpatrywała się w przybysza.
            - Co tu się wyprawia? – z czerwonych ust dobiegł kobiecy głos postaci. – Mówiłam, żebyście tu nie przychodzili. A ty… - wskazała na Victora. – łamiesz ten zakaz po raz trzeci.
            - Pani… ja przepraszam… chciałem tylko… - mężczyzna, który przed chwilą był taki pewny siebie, zaczął się teraz jąkać i szlochać. Nikki nie wiedziała, dlaczego tak bardzo boi się tej kobiety.
            - Zamknij się! Masz ostatnią szansę! Czyj to pomysł, żeby tu wtargnąć? – skinieniem dłoni podniosła go i chwyciła za gardło. – Kto?!
            - Ona... – wydusił i wskazał na stojącą obok Nikki.
            Nieznajoma natychmiast puściła Victora z magicznego uścisku i zbliżyła się do złodziejki. W końcu odsłoniła swój kaptur, ukazując oblicze. Była piękna, bardzo piękna. Mogła mieć najwyżej trzydzieści lat, ale pewnie była to zasługa magii. Wszystko w niej było takie idealne, delikatne i nieskazitelne. Wszystko poza oczami. One najbardziej skupiały uwagę. Były całkowicie białe, tak jakby kobieta była niewidoma, jednak nie sprawiała takiego wrażenia. Przysunęła swoją twarz naprzeciw Nikki i spojrzała jej prosto w oczy.
            - Nikki z Silden… hmmm… ciekawa historia… nie – pokręciła przecząco głową. – To nie ty…
            Wiedźma odwróciła się z powrotem do Victora, wiedząc już że ją okłamał.
            - Skończysz w Padole za kłamstwo – odparła. - Ale to nie ja Cię tam wrzucę. Jest tu ktoś, kto pragnie tego bardziej niż ja, prawda Nikki? – uśmiechnęła się w stronę złodziejki i odsunęła od Victora, dając Nikki wolną rękę. – Wystarczy tylko pchnąć. Pomyśl o Dylan, o swoim życiu i … - nie zdążyła dokończyć, a złodziejka zamachnęła się i wypchnęła Victora ze skalnej półki.
            Nie odrywała wzroku od tego jak spadał. Widziała w jego oczach ten ból, gdy trawią go płomienie, gdy przechodzi do nicości. Od dawien dawna, poczuła ulgę. Poczuła, że jest wolna. Jej zemsta dopełniła się.
            - No, no… Szybka jesteś – stwierdziła nieznajoma kobieta. – Dobrze, mniejsza o to. Wynoście się stąd i nigdy już tu nie wracajcie! Będę musiała coś tu załatwić, ale muszę jeszcze zdobyć trochę czystej magii.
            Nikki jeszcze przez chwilę wpatrywała się w kobietę i ruszyła w stronę swoich przyjaciół. Podbiegła do nich i rzuciła się w ramiona zarówno Bane’a jak i Masona. Ella i jej dwóch pomocników gdzieś już zniknęli, a nieco dalej stał Nat oraz Anna, którzy w podziękowaniu za to co zrobiła Nikki, uśmiechnęli się do niej i kiwnęli głową.
            - Chodźmy już – stwierdziła Nikki. – Wracajmy do karczmy. Muszę się napić wina.
***
            Nikki opróżniła cały kielich wina i odstawiła puste naczynie na blat. Oblizała swoje czerwone wargi i spojrzała na siedzących przy szynkwasie Masona, Bane’a oraz Nataniela.
            - Kim ona jest? – zapytała przenosząc wzrok z jednego mężczyzny na drugiego. Nikt jednak nie odpowiadał. – Wiecie?
            - Nazywają ją Białą Wiedźmą… lub Kapłanką Umarłych - zaczął Mason. – Raz na jakiś czas odwiedza tę krainę. Nikt nie wie w jakim celu.
            - Odwiedza? Czyli skąd pochodzi? – zadała kolejne pytanie.
            - Ze świata żywych – wyjaśnił Bane. – Nikki, to co widziałaś, to była tylko jej wizja. Nigdy nie jest tu ciałem, ale potrafi być tu duchem i jest w stanie nas skrzywdzić.
            - Najlepiej nie wchodzić jej w drogę – Mason wziął łyk piwa i spojrzał w oczy Nikki. – Chyba, że chcesz skończyć jak Victor.
            Kobieta wpatrywała się w ojca Charliego, rozmyślając nad czarownicą. Ciekawiła ją jej osoba, a jednocześnie bała się jej. Przytaknęła mu. Nie miała zamiaru zostać kolejną osobą wrzuconą do Padołu.
            - To co zrobiłaś… - wtrącił się tym razem Nataniel. – Skazałaś go na wieczne cierpienie. Wiesz, że…
            - Tak, tak. Jeśli nie chcę być traktowana jak złoczyńca, nie powinnam była tego robić, ale mam to gdzieś. Mimo, że Victor robił to co robił, wolałam być sobą, a nie udawać kogoś kim nie jestem. Może i postępuje w sposób, który jest charakterystyczny dla „tych złych”, ale to jestem ja. Nat, chcesz żebym była dobra, tak jak ty, ale nie potrafię. Dużo jest takich osób, a ja jestem wyjątkowa i ta wyjątkowość polega na tym, że potrafię łączyć w sobie dobry i zły charakter – przeniosła wzrok na Masona i Bane’a. – To właśnie to połączenie pokochaliście, prawda? Zwłaszcza ty, Bane. Dzięki Tobie nie skończyłam tak jak Victor. Pokazałeś mi, że jest we mnie ta dobra cząstka.
            Drzwi karczmy otworzyły się i do środka weszła kobieta w długiej zielonej sukni. Była to Elyse. Podeszła do szynkwasu i postawiła kosz pełen słoików z owocami na blacie. Wyciągnęła jeden i podała właścicielce karczmy.
            - To dla Ciebie, Nikki – odparła, uśmiechając się i przeniosła wzrok na najemnika o blond włosach. – Witaj, Bane.
            - Elyse – skłonił się uśmiechając. – A dla mnie nic się nie znajdzie? – zaśmiał się.
            Nagle ściany tawerny zatrzęsły się. Butelki zaczęły spadać z półek, a każdy kto tylko miał się czegoś złapać, trzymał się tego kurczowo. Kiedy drgania ustały, Nikki wybiegła zza lady i razem z przyjaciółmi ruszyła przed karczmę. Ich oczom ukazał się zawalony budynek stajni. Zbliżyli się do niego.
            - Co to było?! – zapytał ktoś z tłumu.
            - To gniew bogów! – odpowiedział ktoś. – Zostaniemy straceni!
            - Zamknijcie się! – uspokoił ich Bane. – Patrzcie ktoś tam jest!
            Pośród zawalonych desek, mężczyzna zauważył wystającą dłoń. Była zakrwawiona, co było dość dziwnym zjawiskiem w krainie umarłych, gdyż zranienie zmarłego nie powodowało krwotoku. Chyba, że była to jego kara.
            - Pomóżcie mi – dodał najemnik i razem z Masonem oraz Natem zaczął odrzucać deski na bok.
            Po kilku chwilach, ich oczom ukazała się nieprzytomna, młoda dziewczyna o długich, brązowych włosach, sięgających do pasa. Nikki kucnęła nad nią i potrząsnęła za ramię.
            - Hej. Kim jesteś? – zapytała.
            Dziewczyna obudziła się nagle i, z przerażeniem w oczach, spojrzała na wpatrującą się w nią grupę obcych osób. Odsunęła się i zerknęła na swoją ranę na dłoni. Przyłożyła do niej swoją drugą dłoń celem uleczenia, jednak zdała sobie sprawę, że nie ma magii.
            - Co jest? Co ona mi zrobiła?! – krzyknęła, a z jej oczu zaczęły płynąć łzy.
            - Jaka „ona”?
            - Ta wiedźma o ślepym spojrzeniu! Ona… ona…
            Przez tłum, zebrany wokół dziewczyny, przedostała się Elyse i zatrzymała się obok Bane’a. Widząc nowoprzybyłą, upuściła swój koszyk, rozbijając słoiki.
            - Lacey?! – odezwała się. Dziewczyna spojrzała na kobietę i poczuła zarówno ulgę jak i strach. Czyżby została zamordowana?
            - Mama? – odparła, zalewając się coraz to większym płaczem.