*****************17 lat temu*******************
Port, w którym zacumowała Mroczna Fala był pierwszym miejscem, do
którego zawitała załoga statku od ponad trzech tygodni. Właśnie wracali z kolejnej
udanej wyprawy, wzbogaceni o złoto, stare księgi, klejnoty czy drobne
kosztowności. Kapitan statku – Killian – wyszedł właśnie na pokład, by
rozprostować wszystkie kości po całej nocy. To był już drugi dzień spędzony w
porcie w Setariff. Mężczyzna zaczął przechadzać się między dziobem a rufą, do
momentu aż do jego uszu doszło wykrzykiwane jego imię.
- Kapitanie!
Killian! – wrzeszczał wysoki i umięśniony pirat o imieniu Jones. Biegł on po
molo, wymachując rękoma na wszystkie strony.
- Uspokój
się. Jest wcześnie. Czemu tak wrzeszczysz? Pożar czy ktoś umiera? – Killian
złapał się za głowę, jakby bolała go od krzyków i chwycił za butelkę rumu, z
której wziął kilka łyków trunku.
- Nie, już
się zaczęło! – oznajmił i machnął ręką na kapitana, by ten udał się za nim.
Killian
dokładnie wiedział o co chodzi. Rzucił butelkę na pokład, która roztrzaskała
się na kilkanaście kawałków i rzucił się biegiem za swym najwierniejszym
przyjacielem.
Po kilku
minutach wymijania tragarzy w porcie, ludzi na ryneczku, czy strażników
patrolujących miasto, udało im się dotrzeć do piętrowego budynku o białych
ścianach i niebieskich drzwiach. Kapitan wszedł do środka jako pierwszy i
spojrzał na krótko ściętą kobietę o blond włosach, ubraną w biały fartuch
poplamiony krwią.
- Gratuluję,
Killian – odparła i wskazała na drzwi po jego lewej stronie.
Mężczyzna
uchylił je i zobaczył leżącą w łóżku Sophię, która trzymała na rękach jakieś
zawiniątko. Na jego widok uśmiechnęła się i wskazała na krzesło stojące obok.
Killian zbliżył się i usiadł na nim, wpatrując się w dziecko.
- Czy to…?
- Chłopiec –
odparła Sophia i pocałowała nowonarodzonego w czoło. – Szkoda, że mój ojciec
tego nie dożył. Tak bardzo pragnął ujrzeć wnuka.
- Pomścimy
go, jednak to on jest teraz tu najważniejszy – wskazał na swojego syna i złapał
go za rączkę. – Kocham Cię – rzucił nagle i zamknął usta ukochanej swoimi.
Dziewczyna
uśmiechnęła się. To był jej najszczęśliwszy dzień jaki przeżyła. Odwzajemniła
pocałunek i spojrzała mężczyźnie prosto w oczy.
- Musimy
wybrać mu imię – oznajmiła. – Przez całą ciąże byliśmy zajęci wyprawami, a nie
wymyślaniem imion.
- Mam już
jedno i będzie dla niego idealne – uśmiechnął się i spojrzał na chłopca. –
Collin.