Statek był już
daleko od brzegów Argaan, a jeszcze dalej od brzegów Khorinis. Podróż była
bardzo nużąca, co można było wywnioskować po zachowaniu Lacey na pokładzie.
Ciągle na coś narzekała, przeszkadzała innym, byle by coś robić, i rządziła się
do tego stopnia, że kapitan chciał ją wysadzić na jednej z bezludnych wysepek,
mijanych na drodze do Khorinis. Wszystko załagodziła jednak Bella, która
uprosiła właściciela statku, by wstrzymał się z tą decyzją.
- Sam mam ochotę
wyskoczyć za burtę, gdy ją widzę – rzucił Charlie, oglądając się za wchodzącą
pod pokład czarodziejką.
- Ja tak samo –
Gryf zaśmiał się, popijając piwo i spoglądając na rozciągający się wszędzie
ocean. – Chyba mamy spokój na resztę dnia.
- No… W ogóle to
skąd jesteś, Harwinie? Wydajesz mi się trochę znajomy – zapytał
siedemnastolatek, zerkając na mężczyznę. Gdzieś już widział jego twarz, ale nie
mógł sobie przypomnieć gdzie.
- Z Geldern – odparł,
uśmiechając się do niego delikatnie.
- Hmm… Jestem z
Silden, więc pewnie widziałem Cię gdzieś okolicy.
- Czekaj? Jesteś
z Silden? – Gryf wyprostował się nagle, jakby coś sobie nagle przypomniał. –
Twoja matka to Nikki. Powiedz mi ile lat temu zginęła?
- Dwa lata.
Dlaczego pytasz?
- Nie
przypominasz sobie pewnego młodzieńca, do którego zwróciłeś się z prośbą o
pomoc? – na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
Charlie przez
dłuższą chwilę nie wiedział o co mu chodzi. Myślał i myślał, aż w końcu niewielki
płomień w jego głowie zapłonął.
- To byłeś ty?
Jaki ten świat mały – zaśmiał się i wziął łyk wina, które trzymał w jednej z
dłoni. – Ale Belli wtedy nie poznałeś!
- Bella też tam
była? Chwila, ta dziewczyna, co Ciebie wołała to ona?
Chłopak
przytaknął, otwierając szeroko oczy.
- Rzeczywiście
mały – odwrócił wzrok znów na ocean, popijając przy tym piwo.