wtorek, 29 grudnia 2015

Zagubione Fragmenty: VIII. "Prawda o korsarce"



*****************17 lat temu*******************
Port, w którym zacumowała Mroczna Fala był pierwszym miejscem, do którego zawitała załoga statku od ponad trzech tygodni. Właśnie wracali z kolejnej udanej wyprawy, wzbogaceni o złoto, stare księgi, klejnoty czy drobne kosztowności. Kapitan statku – Killian – wyszedł właśnie na pokład, by rozprostować wszystkie kości po całej nocy. To był już drugi dzień spędzony w porcie w Setariff. Mężczyzna zaczął przechadzać się między dziobem a rufą, do momentu aż do jego uszu doszło wykrzykiwane jego imię.
- Kapitanie! Killian! – wrzeszczał wysoki i umięśniony pirat o imieniu Jones. Biegł on po molo, wymachując rękoma na wszystkie strony.
- Uspokój się. Jest wcześnie. Czemu tak wrzeszczysz? Pożar czy ktoś umiera? – Killian złapał się za głowę, jakby bolała go od krzyków i chwycił za butelkę rumu, z której wziął kilka łyków trunku.
- Nie, już się zaczęło! – oznajmił i machnął ręką na kapitana, by ten udał się za nim.
Killian dokładnie wiedział o co chodzi. Rzucił butelkę na pokład, która roztrzaskała się na kilkanaście kawałków i rzucił się biegiem za swym najwierniejszym przyjacielem.
Po kilku minutach wymijania tragarzy w porcie, ludzi na ryneczku, czy strażników patrolujących miasto, udało im się dotrzeć do piętrowego budynku o białych ścianach i niebieskich drzwiach. Kapitan wszedł do środka jako pierwszy i spojrzał na krótko ściętą kobietę o blond włosach, ubraną w biały fartuch poplamiony krwią.
- Gratuluję, Killian – odparła i wskazała na drzwi po jego lewej stronie.
Mężczyzna uchylił je i zobaczył leżącą w łóżku Sophię, która trzymała na rękach jakieś zawiniątko. Na jego widok uśmiechnęła się i wskazała na krzesło stojące obok. Killian zbliżył się i usiadł na nim, wpatrując się w dziecko.
- Czy to…?
- Chłopiec – odparła Sophia i pocałowała nowonarodzonego w czoło. – Szkoda, że mój ojciec tego nie dożył. Tak bardzo pragnął ujrzeć wnuka.
- Pomścimy go, jednak to on jest teraz tu najważniejszy – wskazał na swojego syna i złapał go za rączkę. – Kocham Cię – rzucił nagle i zamknął usta ukochanej swoimi.
Dziewczyna uśmiechnęła się. To był jej najszczęśliwszy dzień jaki przeżyła. Odwzajemniła pocałunek i spojrzała mężczyźnie prosto w oczy.
- Musimy wybrać mu imię – oznajmiła. – Przez całą ciąże byliśmy zajęci wyprawami, a nie wymyślaniem imion.
- Mam już jedno i będzie dla niego idealne – uśmiechnął się i spojrzał na chłopca. – Collin.