****************Trzydzieści kilka lat temu*****************
W jednym z miast Myrthany, w sierocińcu, znajdowała się mała
dziewczynka. Stała przy oknie, płakała i wpatrywała się w szalejącą za oknem
burzę. Nikt nie wiedział, skąd dokładnie pochodzi, kto ją tu zostawił, ani kim
są jej rodzice. Była po prostu kolejną sierotą. Jednak była inna, niż reszta
dzieci. Ta konkretna dziewczynka posiadała coś, o czym mogły marzyć inne
sieroty. Miała w sobie moc, której nie rozumiała.
Moc ta objawiała się zawsze w momentach, najmniej do tego
odpowiednich. Z tego też powodu, dziewczynka była wyśmiewana przez pozostałych.
- Potwór! Wiedźma! Czarownica! – słyszała to codziennie i, z
każdym kolejnym słowem, jej smutek rósł, aż do tego stopnia, że wybuchała
płaczem.
Płacząc lub będąc pod wpływem innych silnych emocji,
dziewczynka wywoływała różne zjawiska pogodowe. Dzisiejszego dnia była to
burza.
- Elyse, uspokój się – dziewczynka usłyszała głos swojej
ulubionej opiekunki, Mirandy. – Oni już nie będą.
- Zawsze tak mówisz, a oni ciągle to robią! – wykrzyczała i,
w tym samym momencie, w ziemię uderzył piorun. – Jestem dziwolągiem!
- Nie jesteś, kochanie – kobieta zaczęła gładzić ją po
głowie, przytulając ją do siebie. – No już…
- Nie! – Elyse wyrwała się jej i rzuciła się do ucieczki.
Kobieta ruszyła za nią. Nie mogła pozwolić by kilkuletnie
dziecko opuściło sierociniec samo i to jeszcze w taką pogodę. Goniła ją po
wszystkich korytarzach, nie mogąc jej złapać, aż w końcu dziewczynka wybiegła
na zewnątrz.
Miranda również to zrobiła. Otworzyła główne drzwi i
zobaczyła jak Elyse biegnie w stronę klifu.
- Uważaj! – kobieta ruszyła za nią, prawie depcząc jej po
piętach. Mimo to, dziewczynka była trochę szybsza od niej. – Elyse, zatrzymaj
się! – krzyknęła, gdy zielonooka mieszkanka sierocińca stanęła nad przepaścią.
Miranda zaczęła powoli się do niej zbliżać.
- Nie wrócę tam! – wyrzuciła z siebie mała. Płakała. – Nie
chcę być już więcej potworem!
- Nie będziesz nim i nigdy nie byłaś, kochana – kobieta
wyciągnęła dłoń w kierunku Elyse. – Chwyć mnie. Wszystko będzie dobrze.
Obiecuję.
Elyse spojrzała z płaczem na opiekunkę i złapała ją za dłoń.
Była zbyt młoda by zrozumieć to, co się dzieje wokół niej. Pragnęła tylko
bliskości. Kogoś, kto zrozumiałby ją i wyjaśnił jej wiele rzeczy. Kimś takim
była dla niej Miranda. Kobieta, jako jedna z nielicznych, starała się zbliżyć
do niej i pomóc jej w odnalezieniu się w społeczeństwie. Dziewczynka musiała
być bardzo szczęśliwa, mając przy sobie kogoś takiego. Niestety to, co dobre
szybko się kończy.
Wraz z chwilą, gdy Elyse dotknęła dłoni kobiety, z chmur,
które wisiały nad nimi, wystrzelił piorun, który trafił w Mirandę.
Elyse nic nie było. Jakimś sposobem była na to odporna. Spojrzała
na spaloną opiekunkę i przeniosła wzrok na sierociniec, skąd usłyszała
przeraźliwe krzyki innych dzieci. Jej koszmar dopiero się zaczynał.