Minęło kilka dni od
ostatnich świąt spędzonych w Śniętej Piranii. Nikki przez wszystkie te dni
zachwycała się prezentem otrzymanym od Bane’a: futrem z wilczych skór. Nie
przepadała za zimą, a podarunek był idealny na te mrozy. Postanowiła jak
najszybciej je wypróbować, gdy tylko śnieg przestanie padać.
- Złap mnie! –
krzyknęła Nikki, przemierzając biały las na koniu. Tuż za nią był Bane, który
dosiadał Szarlotki. – Jestem szybsza!
W pewnym momencie,
zatrzymała się przy ruinach jakiegoś budynku i zeskoczyła na ziemię. Śniegu
było po kolana i powoli znów zaczynało padać. Złodziejka oparła się o mur i
wpatrywała w nadjeżdżającego kochanka. Najemnik podjechał i zeskoczył z klaczy
i zbliżył do kobiety. Objął ją w talii i pocałował namiętnie w usta. Złodziejka
złączyła swoje dłonie wokół jego szyi i odwzajemniała pocałunki.
- Chodź do środka
– oderwała się od niego i zaczęła ciągnąć go za rękę, w stronę pozostałości po
jakimś budynku, który jeszcze miał jakiś dach.
- Ale tu i teraz? – zapytał, idąc jej śladami.
– Może wrócimy do karczmy i tam dokończymy?
- Nie! Mam ochotę
teraz – znajdowali się na środku jakiego placu, który ewidentnie był wcześniej częścią
większej posiadłości. Teraz nie było tu dachu. Śnieg coraz bardziej dawał o
sobie znać. Szli powoli, wpatrując się w mały, murowany domek.
W pewnym momencie,
usłyszeli jakby coś się zawalało i poczuli, że ziemia pod nimi zapada się. Oboje
spadli do średniej wielkości pomieszczenia, które wcześniej było piwnicą. Nikki
wylądowała na stercie cegieł, które zawaliły się pod nimi, natomiast Bane tuż
obok niej. On podniósł się jako pierwszy i spojrzał na, podnoszącą się z cegieł,
kobietę.
- Wszystko dobrze?
– zapytał, podciągając się do złodziejki, która w pewnym momencie złapała się
za kostkę.
- Cholera! Chyba
nie – dotykając stopy, czuła ogromny ból.
- Dasz radę wstać?
– mężczyzna podniósł się i złapał Nikki za rękę. Podciągnął ją do siebie, lecz
ta nie była w stanie postawić uszkodzonej nogi na ziemi.
Pomógł jej dotrzeć
do ściany i usiadła na ziemi opierając się o nią. Bane wyszedł na środek
pomieszczenia i spojrzał do góry, na dziurę, którą się tu dostali. To była
wysoka piwniczka. Miała może z cztery metry wysokości. Nie było szansy na
wydostanie się stąd. Żadnej drabiny, mebli czy czegokolwiek, co mogłoby im
pomóc.
- Chyba mamy
problem – odparł wpatrując się w Nikki.
- Co jest?
- Nie widzę
możliwości ucieczki stąd – mężczyzna przyłożył dwa palce do ust i gwizdnął. –
Ale mam pomysł – tuż nad nim pojawiła się Szarlotka. – Wróć do karczmy i wezwij
pomoc! – krzyknął, po czym koń zniknął z pola widzenia.
- Mamy liczyć na
konia? – oburzyła się złodziejka. – Wiesz, może byś się sam jakoś stąd
wydostał. Wykorzystaj te cegły.
- Jest ich za
mało, a Szarlotka jest całkiem mądra – Bane zbliżył się do kobiety i usiadł
obok niej. – Oby się tylko bardziej nie rozpadało – dodał, patrząc jak płatki
śniegu wpadają do piwnicy.
Minęła godzina, a
pogoda tylko się pogorszyła. Nikki zaczęła to odczuwać. Zawsze miała niższą granicę
tolerancji na zimno. Oparła głowę o ramię Bane’a i wpatrywała się w rosnącą
kupkę śniegu na środku pomieszczenia. Mężczyzna mógł wyczuć, że delikatnie
drży. Objął ją.
- Nie siedźmy tu
tak cicho – zaproponował. – Opowiedz coś. Myślę, że jak ktoś będzie nas szukał
to usłyszy nasze głosy.
- Zgoda –
złodziejka kiwnęła głową i zaczęła zastanawiać się nad historią, którą mogłaby
się z nim podzielić. – Mam już. Pamiętasz jak odwiedził mnie mój bratanek?