Statek był już
daleko od brzegów Argaan, a jeszcze dalej od brzegów Khorinis. Podróż była
bardzo nużąca, co można było wywnioskować po zachowaniu Lacey na pokładzie.
Ciągle na coś narzekała, przeszkadzała innym, byle by coś robić, i rządziła się
do tego stopnia, że kapitan chciał ją wysadzić na jednej z bezludnych wysepek,
mijanych na drodze do Khorinis. Wszystko załagodziła jednak Bella, która
uprosiła właściciela statku, by wstrzymał się z tą decyzją.
- Sam mam ochotę
wyskoczyć za burtę, gdy ją widzę – rzucił Charlie, oglądając się za wchodzącą
pod pokład czarodziejką.
- Ja tak samo –
Gryf zaśmiał się, popijając piwo i spoglądając na rozciągający się wszędzie
ocean. – Chyba mamy spokój na resztę dnia.
- No… W ogóle to
skąd jesteś, Harwinie? Wydajesz mi się trochę znajomy – zapytał
siedemnastolatek, zerkając na mężczyznę. Gdzieś już widział jego twarz, ale nie
mógł sobie przypomnieć gdzie.
- Z Geldern – odparł,
uśmiechając się do niego delikatnie.
- Hmm… Jestem z
Silden, więc pewnie widziałem Cię gdzieś okolicy.
- Czekaj? Jesteś
z Silden? – Gryf wyprostował się nagle, jakby coś sobie nagle przypomniał. –
Twoja matka to Nikki. Powiedz mi ile lat temu zginęła?
- Dwa lata.
Dlaczego pytasz?
- Nie
przypominasz sobie pewnego młodzieńca, do którego zwróciłeś się z prośbą o
pomoc? – na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
Charlie przez
dłuższą chwilę nie wiedział o co mu chodzi. Myślał i myślał, aż w końcu niewielki
płomień w jego głowie zapłonął.
- To byłeś ty?
Jaki ten świat mały – zaśmiał się i wziął łyk wina, które trzymał w jednej z
dłoni. – Ale Belli wtedy nie poznałeś!
- Bella też tam
była? Chwila, ta dziewczyna, co Ciebie wołała to ona?
Chłopak
przytaknął, otwierając szeroko oczy.
- Rzeczywiście
mały – odwrócił wzrok znów na ocean, popijając przy tym piwo.
Przez kilka
dłuższych chwil, nie odzywali się do siebie. Wpatrywali się bez celu w
horyzont, by chociaż na chwilę zaczepić oko na jakiejś wysepce czy statku. Nic
jednak nie było godne ich uwagi.
- Jaka ona była?
Twoja matka – zaczął Harwin. – Taka jak w opowieściach?
- Może czasem
nawet gorsza – Charlie zaśmiał się i odstawił pusty kubek na skrzynię stojącą
obok. – To prawda, że była arogancka, czasem niemiła i rozstawiała wszystkich
po kątach, ale miała też w sobie coś dobrego. Zdarzało jej się pomagać innym.
Kiedy zamieszkaliśmy już razem w Silden, wydawało mi się, że rzadko będzie ktoś
nas odwiedzał, ale było wręcz przeciwnie. Ludzie znali jej charakter, ale mimo
to byli przyjaźnie do niej nastawieni, tak jak i ona do nich. A co ty o niej
słyszałeś?
- Hm... Co ja
mogę Ci powiedzieć o Nikki? Nigdy jej nie spotkałem. Za to słyszałem sporo, jak
chyba każdy. Pół-legendarna złodziejka, trucicielka i bohaterka w jednym.
Wdzięczny temat dla bardów i poetów. Mówili, że miała pelerynę zmieniającą ją w
cień, sztylety będące tak naprawdę spetryfikowanymi wężami oraz pierścień,
dzięki któremu była niewidzialna. A jej dokonania... Ty mi, chłopcze, powiedz,
ile w tym prawdy. Naprawdę kiedyś obrabowała świątynię w Bakareshu? No... I jej
legendy mają też nieco... Hmmm... Bardziej romantyczną stronę. Ponoć uwiodła
ona więcej mężczyzn, niż jakakolwiek inna kobieta. Ale to chyba kłamstwa. Masz
jakieś rodzeństwo?
- Aż tak o niej
mówili? – zaśmiał się. – Co do tej świątyni w Bakareshu to pojęcia nie mam.
Chyba… Większość to pewnie kłamstwo. Niestety nie mam rodzeństwa, ale liczyłem
na to trochę, gdy mama związała się z Bane’m, bo jeśli chodzi o mojego ojczyma
Briana to cieszę się, że zostałem jedynakiem.
- Musiałeś mieć
z nią ciekawe życie, co?
- Nie było tak
źle – westchnął i spojrzał na Gryfa. – Często gdzieś wyjeżdżała, nie widywałem
jej nawet przez kilka miesięcy. Cóż, wolała korzystać z życia. Przynajmniej
spisała większość przygód tutaj – sięgnął do kieszeni i wyciągnął z niej
dziennik swojej matki. Podał go Harwinowi.
Mężczyzna zaczął
go przeglądać, przewracając strona za stroną. Wśród zapisków widział jakieś
rysunki, mapki, schematy, czy wierszyki. Głównie były to opisy wypraw, w
których uczestniczyła Nikki lub też przepisy na jakieś mikstury. Harwin
przeglądał dalej i na jednej ze stron zauważył dziwne zagięcia.
- A to co? –
zamyślił się, dotykając nierówności. Zaczął zginać stronę po wyznaczonych
liniach, co poskutkowało pojawieniem się pewnego słowa.
- „Dom”? –
zapytał Charlie, spoglądając na dziennik. – Co to znaczy?
- To oznacza,
mój chłopcze, że następnym przystankiem będzie Silden – uśmiechnął się do niego
i zamknął szybko książkę.
Minęło już wiele
dni. Statek, którym płynęli przybił już do brzegów Khorinis, Lacey i Harwin
opuścili go natychmiast. Mieli przed sobą tylko jeden cel. Dotrzeć do Śniętej
Piranii, gdzie znajdował się jeden z kluczy, pozwalający otworzyć kryjówkę
Nikki.
Dotarli tam na
wieczór, dzięki koniom które wypożyczyli w mieście. Według Gryfa, tawerna nie
zmieniła się bardzo od jego ostatniego pobytu tutaj. Był to nadal ten sam dwu
piętrowy budynek w nie najgorszym stanie.
- No to jesteśmy
na miejscu – odparła Lacey, wpatrując się tawernę. – Że też się wam chciało
siedzieć w takiej budzie. Cóż, każdy ma swoje gusta. Łap za łopatę, Gryfie –
spojrzała na mężczyznę i posłała mu mały uśmieszek. – Czas pobawić się w
ogrodników.
Cmentarz, na
którym pochowany był Bane, znajdował się tuż obok karczmy. Było tam zaledwie
kilka grobów. Gdy Harwin zaczął rozkopywać ten należący do najemnika, Lacey
przyglądała się pozostałym.
- Tu ich
pochowała – odparła. – Philipa i matkę. Chyba jej nie poznałeś, co? – kucnęła
przy grobie kobiety i położyła dłoń na mogile.
- Nie miałem
okazji. Słyszałem, że nieźle wszystkim dokuczyła.
- Powiedzmy, że tak
– dziewczyna zamknęła oczy i zamilkła na chwilę. Jej dłoń wędrowała po całym
grobie. – Ella wykorzystywała magię do własnych celów, nie patrząc na to, że
krzywdzi najbliższych.
-
To chyba matka roku – spojrzał na chwilę na Lacey, przyglądając się temu co
robi. – Modlisz się? – zapytał.
-
Chcę coś sprawdzić – rzuciła tajemniczym głosem i podniosła się, gdy tylko
skończyła to „sprawdzanie”. – Kop dalej, przystojniaku. Bella i Charlie nie
będą czekać na to wiecznie.
Gryf
zabrał się do dalszej pracy, a z karczmy wyszedł jakiś wysoki mężczyzna i
spojrzał, w kierunku cmentarza. Zdziwiło go to, że o tak późnej porze, ktoś się
tam kręci.
-
Hej! Wy! Co tam robicie? – zawołał, podchodząc powoli do nich.
-
Opłakujemy starego przyjaciela – odpowiedziała Lacey, odwracając się w jego
kierunku. – Był nam bardzo bliski.
Gdy
tylko mężczyzna zbliżył się na tyle, by zobaczyć łopatę w rękach Gryfa,
zatrzymał się i złapał za sztylet, wiszący u pasa.
-
Już rozumiem! Złodzieje! – zaczął krzyczeć, co zagroziło nieco ich planowi. –
Ograbiają cmen…
Nie
zdążył dokończyć, gdyż Lacey wyciągnęła dłoń w jego kierunku i zaczęła ją
delikatnie zamykać. Mężczyzna poczuł ucisk na szyi i zaczął unosić się nad
ziemią za sprawą jakiegoś zaklęcia dziewczyny. Harwin zatrzymał się na chwilę i
złapał dziewczynę za ramię.
-
Lacey, nie możesz…
-
Nic mu nie zrobię. Szukaj tego!
Gryf
pokręcił tylko głową i powrócił do pracy. Po kilku ruchach łopatą trafił na
mały mieszek, w którym rzeczywiście coś było. Otworzył go i na jego dłoni
znalazło się kilka monet i klucz.
-
Mamy go. Możemy wracać – Lacey uwolniła obcego człowieka, który rzucił się
biegiem do karczmy, a oni sami, zaczęli zakopywać z powrotem grób. Dzięki
pomocy czarów dziewczyny poszło to bardzo szybko. Po wszystkim, podbiegli do
swoich koni i ruszyli z powrotem do Khorinis, gdzie czekali na nich Bella i
Charlie.
Dotarcie
do Silden zajęło grupie kilka tygodni. Na szczęście, nie musieli długo czekać
na statek zmierzający do Khorinis, jednak w stolicy Myrthany mieli pewne
problemu, które ich opóźniły. Mimo to, całej czwórce udało się dostać do
rodzinnego miasteczka Charliego.
Gdy
tylko znaleźli się na miejscu, przed domem Nikki, Bella i Charlie poczuli, że stare
wspomnienia odżyły. Dziewczyna spojrzała na sąsiedni domek, który należał do
jej babci i uśmiechnęła się delikatnie, widząc, że mieszka w nim teraz
szczęśliwa rodzina.
-
Czas trochę poszperać, moi drodzy – odparł siedemnastolatek, wyciągając z torby
klucze. Podszedł do drzwi i otworzył je na oścież. – Zapraszam… - wskazał
dłonią na wnętrze budynku, wpatrując się w swoich przyjaciół.
Jako
pierwsza do domu weszła Lacey. W zasadzie to wbiegła, licząc na to, że uda jej
się znaleźć jakieś ciekawe przedmioty należące do Nikki. Tuż za nią podążyli
Bella i Gryf.
-
Lacey?! – krzyknął Charlie, przyglądając się dziewczynie, przeglądającej
książki na regale. – Może zajmiesz się sklepem alchemicznym mamy, co? Pewnie
tam coś ukryła.
-
Oh, Charlie, gdybyś był starszy o te kilka lat… - odparła rozmarzonym głosem.
-
Lacey! – uspokoiła ją Bella. – Bądź już cicho i zasuwaj do sklepu. Poflirtujesz
z pustymi fiolkami.
Akolitka
zrobiła naburmuszoną minę i przeszła do sklepu, zamykając za sobą drzwi.
Przynajmniej na jakiś czas będą mieli ją z głowy.
-
Gryfie, proponuję, żebyś przeszukał ten pokój – zaproponował chłopak. - Kolejna
wskazówka może być ukryta w jakiejś książce, w meblu lub za jakąś poluzowaną
deską w podłodze lub ścianie.
Mężczyzna
kiwnął twierdząco głową i podszedł do regału, gdzie zaczął poszukiwania. W tym
czasie, Charlie chwycił Bellę za rękę i zaprowadził ją do pokoju swojej matki.
-
Nie mógłbym pozwolić, by Lacey wywróciła tu wszystko do góry nogami – chłopak
zaśmiał się, prowadząc przyjaciółkę.
Kiedy
tylko znaleźli się już na miejscu, Bella uważnie rozejrzała się po
pomieszczeniu. Stało w nim wielkie łóżko, przykryte starym prześcieradłem,
nieduże biurko z krzesłem, wielka szafa oraz kufer. Syn złodziejki podszedł do
biurka i zaczął przeglądać szuflady pełne różnorakich papierów. Podczas gdy wszyscy
zajęci już byli poszukiwaniem wskazówki dotyczącej ukrytego skarbu, Bella
otworzyła szafę rozglądając się za jakimś kuferkiem lub szkatułką, gdzie
mogłaby być schowana podpowiedź. Przekładała ubrania z miejsca na miejsce,
przesuwała je na wieszakach, aż do momentu, gdy nie ujrzała pewne rzeczy, na
którą zareagowała głośnym krzykiem. Charlie podskoczył w miejscu i odwrócił
się, spoglądając co się stało. Kilka sekund później do pokoju wbiegł Harwin, a
tuż za nim Lacey.
-
Co się stało? – zapytał Gryf, podchodząc do blondynki, która wpatrywała się w szafę
jakby zobaczyła jakiegoś potwora. Mężczyzna zajrzał do środka i nie zobaczył
nic niepokojącego. – To tylko ubrania, Bello.
-
Ubrania? Wiesz co to jest? – wskazała dłonią na futro wiszące na wieszaku. –
Odwołuję wszystko, co powiedziałam o Twojej matce, Charlie. To potwór.
-
Wilcze futro, które dostała od Bane’a – wyjaśnił pozostałej dwójce chłopak. –
To tylko skóra. Zaraz ją zabiorę.
-
Skóra?! Ciekawe jakbyś się czuł, gdyby z Ciebie zrobiono czapkę… – odwróciła
się na pięcie i ruszyła w stronę wyjścia. – A z was rękawiczki!? – wskazała
palcem na Harwina i Lacey i opuściła pomieszczenie. – Poczekam na zewnątrz!
Akolitka
odprowadziła przyjaciółkę wzrokiem i, gdy tylko ta zniknęła, podeszła do szafy
i zdjęła futro z wieszaka. Gryf oraz Charlie przyglądali jej się ze
zdziwieniem, gdy tylko dziewczyna zaczęła je zakładać.
-
Co ty robisz, Lacey? – zapytał Harwin.
-
Chcę się poczuć trochę jak ona – odparła z wielkim uśmiechem na twarzy. W
pewnym momencie zauważyła, że w szafie znajduje się też czapka pasująca do
futra, którą też natychmiast ubrała. – I jak wyglądam?
-
Jak niedźwiedź… - odparł z żartem Charlie, lecz po chwili przekonał się, że
pytanie nie było skierowane do niego. Chłopak został skarcony przeszywającym
wzrokiem Lacey.
-
No… dość… ciekawie… - wydukał Gryf, wpatrując się w wielką włochatą kulę. –
Wygodnie Ci w tym?
-
Tak, chociaż coś uwiera mnie w głowę – dziewczyna zdjęła czapkę i zajrzała do
środka. W środku, udało jej się wymacać jakąś kieszonkę, w której ukryta była
niewielka karteczka. – Co my tu mamy? „Woda, woda, dużo wody; Najpierw trzeba
przejść przez leśne ogrody; Wtem pieczarę ujrzycie; Liczę, że się zgubicie;
Korytarze są kręte; Lecz kroki do skarbu mogą zostać odgadnięte; Dwóch kluczy
potrzebujecie; Nie wiem, czy o tym wiecie; Na siłę Was nie wepcham; Do miejsca,
które tu kocham.”
-
Jest coś jeszcze na drugiej stronie – zauważył Charlie.
Lacey
odwróciła kartkę i uśmiechnęła się czytając to, co jest na niej napisane.
-
„Ps. Jestem kiepską poetką.” Co o tym sądzicie? Charlie, wiesz gdzie jest ten
skarb?
-
Hmm… - zamyślił się i zaczął chodzić po pokoju. Co mogła kochać jego matka na
tyle by ukryć tam skarb? W zagadce pojawiła się woda, więc pewnie jest to
niedaleko rzeki lub morza. Mowa też jest o pieczarze w lesie, więc odpadają
wszystkie jaskinie z dala od wody. Tylko gdzie tego szukać? – Nikki zawsze
kochała Silden! – wykrzyknął nagle. – Jest tu sporo wody, las i mnóstwo jaskiń.
-
Jest jeszcze problem… Nie mamy drugiego klucza – zauważył Harwin, wskazując
głową na kartkę, którą trzymała Lacey. – A tego w zagadce nie ma.
-
Bo nie musi być. Ja go mam… – dodał chłopak uśmiechając się do dwójki. Charlie
nie wspomniał im w ogóle, że Nikki podarowała mu kiedyś klucz, którego musiał
pilnować. – przy sobie.
-
Czyli nie pozostaje nam nic tylko przeszukanie kilkudziesięciu jaskiń –
stwierdziła bez entuzjazmu akolita, siadając na łóżku. – Przynajmniej mogłam
futro ponosić. Mogę je zatrzymać, Charlie? – uśmiechnęła się uroczo do syna
Nikki, jednak ten nie mógł odpowiedzieć, bo do pokoju weszła Bella.
-
Nie! Zostawisz je tutaj i pójdziemy prosto do jaskini – rzuciła ostro. W takim
nastroju Bella nie była za często widywana. – Zapominacie, że jestem wilkiem.
Mogę trochę powęszyć – uśmiechnęła się do pozostałych i machnęła do nich dłonią
w geście zapraszającym do podróży.
Opuścili
Silden i w ciągu godziny znaleźli się w lesie okalającym prawy brzeg rzeki,
która później zamieniała się w wodospad. Bella szła na czele grupy, trzymając w
dłoni szal, który niegdyś należał do Nikki. Pozostała trójka kroczyła tuż za
nią, przyglądając się temu, jak dziewczyna wykorzystuje swój wyczulony węch.
-
Minęły dwa lata. Może zapach jest za słaby – odparł Harwin, wpatrując się w
Bellę, która przystanęła w miejscu i zaczęła rozglądać się na boki.
-
Nie... Zapach jest jeszcze silny – blondynka przyłożyła szalik do nosa i wzięła
głęboki wdech. - Pełno tu aromatów
kwiatów, drzew, zwierząt i ludzi. Trochę mi się to myli.
-
Może chcesz odpocząć? – Charlie, który ciągnął ze sobą wózek, zatrzymał się na
chwilę i rozejrzał dookoła. – I tak daleko nas już zaprowadziłaś. Taki węch to
musi być coś dobrego.
-
Taaa… Spróbuj wysiedzieć w karczmie pełnej spoconych facetów – Bella
przewróciła oczami i ruszyła dalej za tropem.
Błądzili
po lesie jeszcze dwie godziny, gdy natknęli się w końcu na pewną grotę, ukrytą
tuż za bujną roślinnością. Bella nie wyczuła wewnątrz obecności żadnej
zwierzyny, więc nie musieli obawiać się, że coś ich napadnie.
Z
początku myśleli, że znalezienie jaskini było naprawdę ciężkim zadaniem, jednak
zmienili zdanie, gdy ujrzeli, że do skarbu matki Charliego prowadzi
skomplikowana plątanina korytarzy i przejść. Znalezienie odpowiedniej drogi
zajęło im wiele godzin, lecz w końcu się to udało dzięki pomocy magii Lacey,
która oznaczała świetlistymi symbolami korytarze, w których już byli.
Od
skarbu dzieliło ich tylko około 20 kroków. Jako pierwsza ruszyła akolitka, by
być tą pierwszą, która ujrzy prawie zapomniany skarb. Po przejściu połowy tej
drogi, poczuła szarpnięcie za kaptur, dziwny dźwięk jakiegoś mechanizmu i
okrzyk Belli. Tuż przed jej nosem, ze ścian, wyskoczyły włócznie.
-
Uważaj – odparł Gryf, który uratował ją przed śmiercią. Nadal trzymał ją za
pelerynę. – Musimy patrzeć pod nogi. Tu są płytki naciskowe.
Lacey
przytaknęła i uśmiechnęła się do swojego wybawiciela. Miała ochotę rzucić mu
się w ramiona, jednak Harwin powstrzymał ją przed tym. Może i akolitka była
ładną dziewczyną, jednak zupełnie nie w typie młodego mężczyzny. Puścił jej
kaptur i, wraz z Bellą, zbliżył się do drzwi, za którymi znajdował się
skarbiec.
-
Charlie, podaj nam klucze – zwrócił się do chłopaka, który natychmiast spełnił
prośbę. Jeden z kluczy podał Belli,
natomiast drugi Gryfowi. – No to otwierajmy i bierzmy, co potrzeba.
Oboje
wsadzili klucze w odpowiednie miejsca i, w tym samym czasie, przekręcili je w
zamkach. Usłyszeli dźwięki otwieranych drzwi, które po chwili stały już dla
nich otworem. Udało im się. Znaleźli skarbiec Nikki, który zdziwił ich trochę
swoją wielkością. Było to niewielkie pomieszczenie, w którym znajdowały się
trzy kufry, z czego jeden był pusty, kilka półek, na których ustawione były
jakieś ciekawe pamiątki z wypraw, a także okrągły stolik, na którym leżało
kilka książek.
Bella
zbliżyła się do kufrów i otworzyła je. Oba były wypełnione po brzegi złotymi
monetami.
-
Tyle Ci wystarczy? – zapytał Charlie, wyglądając przez ramię.
-
Tak… Nie będę musiała się dłużej martwić o sierociniec.
-
Zacznijmy więc pakowanie tego na wózek i wracajmy do domu – rzucił Gryf,
podnosząc jedną ze skrzyń i wyniósł ją z pomieszczenia.
Dość
szybko udało im się załadować wszystko i ruszyli w drogę powrotną, która tym
razem nie zajęła im wiele czasu.
-
Nie było tak ciężko jak przypuszczałam – odparła zadowolona Lacey.
-
Bo tylko stałaś i mówiłaś, gdzie mamy co układać – Bella wiedziała, że
zabieranie akolitki na taką wyprawę nie było najlepszym pomysłem, jednak lubiła
to, że od czasu do czasu mogła się z nią trochę pokłócić.
-
W każdej drużynie potrzebny jest nadzorca, kochanie – Lacey uśmiechnęła się do
niej i spojrzała na światło, wpadające do środka przez wejście do jaskini. – W
końcu na powierzchni! – zawołała i pobiegła jako pierwsza.
Jakie
musiało być ich zdziwienie, gdy zdali sobie sprawę, że na zewnątrz ktoś już na
nich czekał. Było pośród nich sześcioro mężczyzn i jedna kobieta, która wyszła
przed całą grupę. Nie znali jej, ale ona znała ich.
-
Witajcie, poszukiwacze skarbów – odparła, ściągając z głowy kapelusz z dopiętą
broszką w kształcie żonkila. Jej rude włosy opadły na ramiona. – Nadszedł czas,
żeby Sophia pozbawiła Nikki jej skarbu – dodała, uśmiechając się tryumfalnie.
Nikt
z nich nie wiedział kim jest korsarka i skąd znała Nikki. Tylko Charlie’mu
chodziło coś po głowie o kobiecie, z którą matka miała na pieńku. Bella wyszła
przed szereg i stanęła twarzą w twarz z Sophią.
-
Nie oddam Ci tego skarbu – powiedziała stanowczo, a jej oczy zmieniły kolor na
żółty.
-
No proszę! Więc to ty jesteś wilkiem – kobieta zaśmiała się i skinęła głową do
swoich pomocników, którzy wyciągnęli szable i ruszyli w stronę pozostałej
trójki. – Słyszałam o Tobie. Niektórzy magowie z chęcią zainteresują się czymś
takim jak ty. Dużo na tym zarobię – puściła do niej oczko i spojrzała na Harwina
i Charliego, którzy wyciągnęli swoje bronie. – Darujcie sobie. Nas jest więcej.
Bella
poczuła, jak jeden z mężczyzn łapię ją za rękę i prowadzi w nieznanym kierunku.
To samo spotkało Charliego oraz Gryfa, którzy odrzucili swoje miecze, gdy zdali
sobie sprawę, że nic z tego nie będzie. Jedynie Lacey udało się teleportować
parę kroków dalej i rzucić się do ucieczki w las.
-
Złapię ją! – krzyknęła Sophia. – Bierzcie ich i złoto. Spotkamy się na łodzi –
dodała i ruszyła za akolitką.
Miała
ją tuż przed sobą, jednak Lacey musiała być zawsze szybsza o długość ramienia i
ciągle się jej wymykała. Goniła ją tak przez kilka minut, aż Lacey zatrzymała
się nad urwiskiem. Nie miała już dokąd uciekać. Odwróciła się w stronę
rudowłosej kobiety i rozłożyła ręce na boki.
-
Masz mnie – odparła.
Zadowolona
Sophia ruszyła na nią i gdy już miała złapać ją za rękę, Lacey teleportowała
się tuż za nią. Korsarka stanęła na krawędzi, próbując złapać równowagę. Na jej
nieszczęście, ziemia, na której stała, osunęła się i Sophia zaczęła spadać po
zboczu.
To
był bolesny upadek. Czuła jak kręci się jej w głowie. Dotknęła swojej głowy, by
sprawdzić czy nie ma żadnych ran. Nie miała. Była tylko obita. W końcu
zdecydowała się otworzyć oczy i zobaczyła całkiem przyjemny widok. Małe
jeziorko otoczone krzewami i kwiatami. Widok był po prostu bajeczny, niczym z
jakiejś baśni. Sophia podniosła się i usiadła na trawie, wpatrując się w
zbiornik wodny. Musiała trochę odpocząć.
Gdy
położyła dłoń na trawie, by oprzeć się wygodnie, poczuła ukłucie. Chwyciła w
dłoń kamień i gdy miała go już rzucić do jeziorka, zdała sobie sprawę, że nie
jest to zwykły kamień. Widziała go już gdzieś. Posiadała go i straciła. Ów
klejnot był w kształcie łzy koloru czarnego i ostatnim razem Sophia użyła go
niedaleko Śniętej Piranii, by móc cofnąć się w czasie.
-
Skąd ty się wziąłeś? – zapytała ze zdziwieniem. – To wszystko Twoja wina! Nie
zadziałałeś wtedy! Mogłam mieć wszystko! – wykrzyczała i cisnęła kamień do
wody. Podniosła się w końcu i ruszyła w drogę powrotną. Musiała wrócić do
swoich ludzi. I skarbu.
Po
wykonaniu kilku kroków, usłyszała dziwne bulgotanie wody i ukryła się w
najbliższych zaroślach, by sprawdzić co się dzieje w jeziorku. Woda zaczęła
nienaturalnie poruszać się, jakby chciała opuścić zbiornik i ruszyć dalej.
Wtem, jedna struga zaczęła wypływać na brzeg, wbrew grawitacji, aż do momentu,
gdy na piasku znalazła się całkiem spora kałuża.
-
Co do cholery? – zapytała zaskoczona kobieta.
Nagle
woda zaczęła unosić się do góry, tworząc bezkształtną masę. Do czasu, aż Sophia
mogła ujrzeć pojawiające się zarysy rąk, twarzy i całego ciała. Tajemnicza
postać, całkowicie zbudowała z wody, stanęła na trawie i, za sprawą jakiejś
magii, przeobraziła się w prawdziwą osobę. Była to kobieta w wieku około
czterdziestu lat o kasztanowych włosach i zielonych oczach. Ubrana była w
zieloną, długą suknię, która powiewała jakby na wietrze, mimo, że wiatru nie
było. Dodatkowo długi warkocz zdobiła masa kolorowych kamyczków, które mieniły
się gdy promienie słońca padały na nie.
-
Nareszcie wolna! – odparła kobieta i spojrzała w stronę zarośli, gdzie ukrywała
się Sophia. – Wiem, że tam jesteś. Wyjdź albo sama Cię z tamą wyciągnę.
Korsarka
nie miała zamiaru się ujawniać, co było błędem. Tajemnicza kobieta skupiła
wzrok na zaroślach i, w ciągu sekundy, pojawiły się pnącza, które wyciągnęły
kobietę zza krzaków.
-
Kopę lat, Sophio – odparła kobieta, uśmiechając się, jakby zobaczyła dawną
przyjaciółkę. – To chyba ty mnie uwolniłaś?
-
Raczej tak i już tego żałuję – Sophia nie wyglądała na zadowoloną. Jedyne czego
teraz pragnęła to złapać za swoją szablę i zaatakować kobietę. – Kto Cię tam
uwięził?
-
To długa historia i osoba ta niedługo pozna mój gniew. Nie musisz się o to
martwić.
-
Nie martwię się, chociaż wolałabym żebyś dalej siedziała w tym kamieniu –
korsarka spojrzała na pnącza, które owinęły jej się wokół rąk i nóg. – Możesz to
odwołać? Ktoś na mnie czeka.
Kobieta
zamknęła oczy i przez dłuższą chwilę nie odzywała się. Wyglądała, jakby kogoś
słuchała.
-
Sześciu osiłków, dziewczyna w czerwonej pelerynie, rycerzyk i młody smarkacz? –
odparła, gdy otworzyła nagle oczy. – I oczywiście skarb jakiejś Nikki.
-
No tak. Zapomniałam, że mówią Ci to drzewa, Elyse.
-
Ja natomiast zapomniałam, że nadal uganiasz się za tą złodziejką, bo chyba
Nikki i ta, o której tak jęczałaś to ta sama?
-
Tak – burknęła i zaczęła się szarpać. Wraz z każdym jej ruchem, pnącza zaciskały się mocniej. – Uwolnij
mnie z tego cholerstwa!
Elyse
machnęła tylko ręką i postawiła Sophię na ziemi. Podeszła do niej i dotknęła
jej twarzy swoją dłonią.
-
Nie wchodź mi w drogę, bo tego pożałujesz, zrozumiałaś? – rzuciła stanowczym
głosem. Korsarka tylko kiwnęła głową. – Teraz możesz już iść.
Rudowłosa
cofnęła się kilka kroków i zawróciła na pięcie. Jakie było jej zdziwienie, gdy
Elyse stała znów przed nią.
-
Dam Ci tylko jedną radę. Nie zatrzymuj się na lądzie – kobieta spojrzała jej
prosto w oczy. – Niedługo nastąpi nagła zmiana pogody – zamknęła oczy i
zamieniła się w stertę liści, która rozproszyła się na wszystkie strony.
Sophia
nie wiedziała, co to oznacza i ruszyła dalej, do miejsca, gdzie zatrzymała
swoją łódź.
Dotarła
tam po kilku godzinach. Łódka, którą zacumowali niedaleko Silden, czekała już
tylko na nią. W jakiś sposób, Lacey udało się im również schwytać, co tylko poprawiło
nastrój korsarce.
-
Co się stało? Gdzie byłaś? – zapytał jeden z mężczyzn, trzymając za ramię
związaną Bellę.
-
Miałam mały wypadek – odparła oschle i spojrzała na blondynkę. – Zaprowadź ją pod
pokład.
Mężczyzna
skinął głową i zniknął razem z dziewczyną, natomiast Sophia rozejrzała się po
pokładzie. Wydała polecenie odbicia od brzegu i płynięcie do ujścia rzeki. Następnie
udała się pod pokład, gdzie czekała na nią Bella.
-
Napijesz się czegoś? – zapytała, nalewając do dwóch kubków wino.
-
Nie piję alkoholu – odparła dziewczyna, wpatrując się w nią ze złością. –
Dlaczego nam to robisz? Chcemy pomóc dzieciakom, którzy nie mają domu!
-
Skarb należy mi się po tym, co zrobiła mi Nikki, chociaż ona jest dopiero na
czwartym miejscu na mojej liście „najbardziej znienawidzonych osób”.
-
Boję się pytać, kto jest na pierwszym – rzuciła i rozejrzała się po pomieszczeniu.
Pełno było tu skrzyń, hamaków i brudnych ubrań. Swój wzrok skupiła na winie,
które piła Sophia, a następnie na jej kapeluszu, który położyła obok. –
Cokolwiek Ci ona zrobiła, nie muszą na tym cierpieć niewinni. Nikki przecież
nie żyje.
-
Śmierć była dla niej zbyt łaskawa. Wolałabym ją rzucić rekinom na pożarcie –
przechyliła kubek do końca i wypiła całą zawartość. – Nic nie jest w stanie mi
tego zadośćuczy…
-
Będziesz szczęśliwa – wtrąciła nagle Bella. – Dzięki mnie. Zawrzyjmy umowę.
Sprawię, że będziesz szczęśliwa, a ty oddasz mi skarb Nikki.
Sophia
wybuchła śmiechem, jednak widząc powagę na twarzy dziewczyny, sama spoważniała.
-
Jak? – zapytała.
Bella
nachyliła się w jej stronę i szepnęła kilka słów na ucho. To, co usłyszała
korsarka bardzo nią wstrząsnęło. Chwyciła za nóż i przecięła sznur, który
krępował ręce blondynki.
-
Jeśli zdołasz to zrobić, dostaniesz skarb – powiedziała i nalała sobie jeszcze
raz wina.
-
Jeśli wysadzisz nas w Thorniarze, dostaniesz swoje szczęśliwe zakończenie,
Sophio – Bella uśmiechnęła się do niej i wyciągnęła dłoń, którą rudowłosa
natychmiast uścisnęła.
Podróż
do Arganii trwała kilka tygodni. Kiedy łodzi Sophii udało się wypłynąć z rzeki,
natychmiast przenieśli się na jej statek, który oczekiwał na nią w pobliżu Bragi.
Bella wyjaśniła swoim przyjaciołom, o co chodzi, a ci pogratulowali jej sprytu.
Kiedy
to dotarli już na miejsce, każdy udał się w swoją stronę. Charlie podziękował
Belli za wspaniałą przygodę i wrócił do domu stryja. Lacey miała już dość
wrażeń i trudu włożonego w zwrócenie uwagi Harwina na siebie, że dała sobie z
tym spokój i natychmiast teleportowała się do Tooshoo. Gryf postanowił zostać z
Bellą i pomóc jej dostarczyć złoto do sierocińca.
-
Wystarczy, że udasz się pod ten adres – odparła blondynka, wręczając Sophii
kawałek kartki. – Tam odzyskasz swoje szczęście.
-
Dziękuję – to słowo z trudem przeszło przez jej gardło, jednak było bardzo
szczere. Korsarka zeszła z pokładu i ruszyła we wskazanym kierunku.
-
Musimy jeszcze raz się gdzieś wybrać – zaczął Gryf, sprowadzając wózek ze
skarbem ze statku. – No może gdzieś bliżej.
-
Z miłą chęcią, choć chciałabym przez jakiś czas odpocząć. Jeszcze tylko zawieść
to do pani Glyndy i mamy wolne – uśmiechnęła się do niego i poprowadziła w
stronę sierocińca.
Właścicielka
przybytku była bardzo szczęśliwa i, z początku, nie chciała przyjąć podarunku,
lecz po namowach dwójki przyjaciół zgodziła się. Problemy sierocińca zniknęły
wraz z tym dniem i nie pojawiały się przez bardzo, bardzo długi okres.
Po
wyjściu z budynku, Bella odetchnęła głęboko. Była szczęśliwa i dumna z siebie,
a serce biło jej szybciej. Zawsze tak było, gdy robiła dobry uczynek.
-
Dziękuję Ci, Gryfie – powiedziała, wpatrując się mu w oczy. – Za pomoc, za to
że byłeś, za wszystko.
-
Jesteśmy przyjaciółmi i powinniśmy sobie pomag… - nie dokończył, bo zaskoczył
go pocałunek Belli, który ta złożyła na jego policzku.
-
Czy ty…?
-
Może – wiedziała o co zapyta. Uśmiechnęła się do niego i ruszyła w stronę
swojego domu. Gryf stał w miejscu, wpatrując się jak czerwona peleryna porusza
się na boki, aż nie zniknęła w jednej z uliczek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz