piątek, 26 lutego 2016

Opowiadanie VIII, Rozdział I "Lacey poznaje przeszłość cz. 1"



****************Dwadzieścia kilka lat temu*****************
Pewien młody mężczyzna gnał na swym koniu, na ile starczyło mu tylko sił. Była burza. I to bardzo gwałtowna, bo takiej od lat tutaj nie widziano. Padał deszcz, trzaskały pioruny, jakby ktoś specjalnie sprowadził ten żywioł, by przeszkodzić jeźdźcowi w podróży.
Mężczyzna miał coś ze sobą. Było to owinięte w beżowy kocyk i, od czasu do czasu, poruszało się.
- Spokojnie – uspokoił zawiniątko zielonooki blondyn, cały czas patrząc na drogę. – Jesteśmy już prawie na miejscu.
Po pokonaniu kilku zakrętów, dotarł na miejsce. Przed mężczyzną oraz jego koniem znajdowało się teraz ogromne drzewo, wokół którego zbudowanych było kilkanaście chat.
- Tooshoo – szepnął do siebie i zszedł z konia, nie puszczając tego czegoś, zawiniętego w koc. – Będziesz tu bezpieczna, Aleen – mężczyzna odsłonił kocyk i spojrzał na twarz, dopiero co narodzonego, dziecka. Uśmiechnął się do niego i pogładził po policzku – Żegnaj.
Podszedł do drzwi jednej z chat i położył dziecko u progu. Przyjrzał się po raz ostatni dziewczynce i uderzył trzy razy w drzwi. Po trzecim razie, podbiegł szybko do konia, dosiadł go i pognał w kierunku, z którego tu przybył.
- Dalej, Szarlotka. Wracamy! – rzucił do konia.

****************Czasy obecne***********************
Śnięta Pirania nie była już tą samą karczmą, co kiedyś. Coraz mniej osób się tu zatrzymywało, a Ci co już to robili, nie zostawali na długo. Mimo to, w karczmie zawsze można było znaleźć kogoś chętnego do porozmawiania na każdy temat.
Wśród osób, które zatrzymały się w tym okresie w tawernie byli starzy przyjaciele: Bella i Harwin, zwany Gryfem.
Ona, zgodnie z prośbą druida, który ją szkolił, opiekowała się okolicznymi lasami. Natomiast on zapewne działał w okolicy z polecenia swojego ojca.
Tego dnia, dziewczyna była bardzo podekscytowana. Miała odwiedzić ją dawno niewidziana przyjaciółka – Lacey. Przyjaźniły się one już od dziecka, a z każdym rokiem zdawały sobie sprawę, że są dla siebie jak siostry.
Nie mogąc wytrzymać kolejnej chwili dłużej, Bella postanowiła, że wyjedzie przywitać czarodziejkę.
- Wrócę za kilka godzin, Gryfie – poinformowała mężczyznę, podnosząc się z krzesła. – Razem z Lacey. Pozwolisz, że pożyczę twojego konia?
- Pewnie – zgodził się, choć zdziwiło go to, że dziewczyna w ogóle potrafi jeździć konno. – A nie lepiej Ci udać się tam w tej swojej wilczej skórze?
- Oczywiście, że lepiej, ale w drodze powrotnej nie będę mogła z nią pogadać, a tematów jest sporo – dziewczyna zaśmiała się i pożegnała przyjaciela.
To miał być dzień jak każdy inny. Miał być.
Minęło kilka godzin, a blondynki jak nie było, tak nie ma. Oczekiwania na powrót obu dam dłużyły się Gryfowi coraz bardziej, dlatego też postanowił wrócić do swojego pokoju i zdrzemnąć się. Kto wie, jakie zajęcie znalazły sobie po drodze?
Kiedy główną salę karczmy opuścił Harwin, drzwi wejściowe otworzyły się i do środka weszła młoda dziewczyna o brązowych włosach zaplecionych w warkocz. W jednej dłoni trzymała książkę, natomiast w drugiej niewielki tobołek. Rozejrzała się uważnie po sali, jakby kogoś szukała, po czym podeszła do lady.
- Szukam Belli – zagadnęła kelnerkę. – Blondynka w czerwonej pelerynie.
- Tak, znam ją. Nie widziałam jej już kilka godzin.
- Dziwne… Miała tu na mnie czekać – zamyśliła się, po czym wzruszyła ramionami. Pewnie coś ją zatrzymało. – W takim razie, poproszę pokój.
W zamian za sakiewkę ze złotem, otrzymała klucz do pokoju numer „9”. Udała się do niego i rozpakowała swoje rzeczy, których wcale tak dużo nie było. Rzuciła się na łóżko i zamknęła oczy. Nie sądziła, że podróż wyczerpie ją do tego stopnia, że uśnie.
Obudziła się po godzinie. Poprawiła swoje włosy, by nie usłyszeć od Belli żadnych komentarzy dotyczących jej wyglądu, i zeszła do głównego pomieszczenia karczmy. Belli nadal nie było. Zaniepokoiło ją to. Wróciła ponownie na górę i zapukała do drzwi pokoju przyjaciółki. Nic, głucho. Może czekała na nią na zewnątrz?
Lacey opuściła tawernę i zatrzymała się na placu przed karczmą. Poza kilkoma facetami, nie było tu nikogo.
- Bella, gdzie jesteś? – zapytała cicho i ruszyła w stronę stajni. Co jak co, ale mogła też wziąć konia i gdzieś pojechać. Stajenny powinien więc coś wiedzieć.
Gdy tylko już miała pchnąć drzwi budynku, jej wzrok napotkał coś znajomego w piasku. Nachyliła się i podniosła znalezisko. Był to szklany wisiorek w kształcie wilka. Należał do Belli. Widząc go, Lacey zdała sobie sprawę, że coś jest nie tak. Jej przyjaciółka nigdy nie zdejmowała naszyjnika, a zauważyłaby to, że go zgubiła.
Nie myśląc racjonalnie, postanowiła zrobić coś co pomoże jej ją znaleźć. Nie zamierzała wypytywać innych o to, czy coś widzieli czy nie, ale czym prędzej wróciła do swojego pokoju. Wyciągnęła z torby swoją książkę z zaklęciami, otworzyła okno i położyła ją na parapecie.
- Hayu wewengkon ieu dikurilingan ku circle cucuk – powiedziała, trzymając dłonie w górze. W jednej z nich, nadal ściskała wisior. – Dopóki Cię nie znajdę, nikt nie opuści tej karczmy.
Dziewczyna spojrzała na las i spostrzegła skutki swojego zaklęcia. W promieniu mili od karczmy, pojawił się wielki mur z cierni, który otoczył całą okolicę.
- Dowiem się, co się z Tobą stało, przyjaciółko – przyrzekła, wpatrując się w szklanego wilka.
****************Piętnaście lat temu*****************
- Skup się, Lacey! – odezwał się niski, męski głos. Był to starzec o długiej ciemnej brodzie, ubrany w niebieską szatę. – Powtórz to jeszcze raz!
Ośmioletnia dziewczyna siedziała nad brzegiem stawu z wyciągniętą dłonią do przodu. Starała się czegoś dokonać, jednak niezbyt jej to wychodziło. Zacisnęła dłoń z całych sił, zamknęła oczy i zaczęła myśleć o tym, co chce zrobić. Czuła w sobie moc. Zawsze tak było, a tutaj pomagają jej to opanować.
Lacey powoli otworzyła oczy i ujrzała przed sobą unoszącą się w powietrzu wodną kulę. Gdy tylko zdała sobie sprawę, że udało się jej, uśmiechnęła się. Wraz z uśmiechem, kulka runęła do wody, co zostało skomentowane przez maga przeczącym ruchem głowy.
- Nie ciesz się tak szybko, młoda damo – oznajmił. – Dalej o niej myślałaś?
- Tak – odparła cichym głosikiem. – Myśl o tym, że mnie porzuciła, uwalnia we mnie jakąś wewnętrzną siłę, ale za każdym razem gdy zdaję sobie sprawę, że mi się udaje, wszystko się potem psuje.
- Opanujesz to kiedyś. Możesz już iść. Na dziś koniec – powiedział spokojnym głosem, po czym zniknął.
Dziewczynka podniosła się i ruszyła w powrotną stronę, do domu. Przechodząc pomiędzy budynkami Czarnej Toni, zobaczyła młodą blondynkę, która starała się wyłowić coś z wody. Wyglądała na rówieśniczkę Lacey.
Gdy tylko młoda czarodziejka zbliżyła się do pomostu, na którym stała dziewczyna, zdała sobie sprawę, że ta próbuje wyciągnąć zabawkę.
- Pomogę Ci – zaproponowała Lacey i wyciągnęła dłoń w stronę pluszaka.
Starała się skupić na nim całą swoją moc. Zacisnęła dłoń i uniosła ją do góry, a wraz z nią zabawkę. Maskotka powędrowała do jej dłoni.
- Proszę – podała nieznajomej jej zgubę. – Jestem Lacey- dodała z uśmiechem.
- Dziękuję – dziewczyna przytuliła swoją maskotkę w kształcie wilka i odwzajemniła uśmiech. – Miło mi, jestem…
- Bella! Wracamy – odezwał się jakiś damski głos. Kobieta, która była jego posiadaczem, stała kilkanaście kroków dalej i rozmawiała z jakimś magiem. Była ubrana w długą fioletową szatę, a jej blond włosy spięte były w kok.
- Wybacz mi. Mama mnie woła – usprawiedliwiła się Bella, po czym odeszła od nowo poznanej koleżanki.
****************Czasy obecne********************
Lacey mogła przystąpić już do poszukiwań, nie obawiając się tego, że ktoś podejrzany opuści okolicę na dobre. Dziewczyna mogła już opuścić pokój i rozejrzeć się po głównym pomieszczeniu karczmy.
Zeszła na dół i przysiadła przy szynkwasie. Zaczęła błądzić wzrokiem po wnętrzu, aż w jej oczy wpadł pewien czarny mag, który zebrał wokół siebie niemałą grupkę. Najwidoczniej opowiadał o czymś. Lacey zatrzymała wzrok na nim i zaczęła słuchać.
W pewnym momencie, do głównego pomieszczenia zbiegł Gryf. Widać było po nim, że ma do przekazania jakieś złe wieści.
- Od kiedy jesteśmy otoczeni przez jakieś ciernie? – zapytał, próbując się dowiedzieć, czy ktoś jeszcze zauważył nową atrakcję.
Lacey zauważyła go, jak już był na schodach, ale odwróciła się plecami, by za szybko się nie ujawnić. Wolała posłuchać tego, co ma do powiedzenia.
- Co? Jakie ciernie? – mag Nefarius wstał i podszedł do okna, lecz nic, poza drzewami, nie widział. – O czym ty mówisz?
- W promieniu jakiejś mili od karczmy wyrósł mur. Nie mam pojęcia, czy z każdej strony, ale na to wygląda.
- Kto mógł to zrobić? I jak? – mag był widocznie zaciekawiony tym zjawiskiem. Podparł podbródek dłonią i rozejrzał się po pomieszczeniu.
- Zbyt wielu podejrzanych nie będzie, bo raczej niewielu tu magów – stwierdził Harwin, po czym ruszył w stronę wyjścia. – Lepiej będzie to sprawdzić z bliska. Jadę tam.
Gdy tylko przechodził obok czarnego maga, ten złapał go za ramię i zatrzymał. Kiwnął do mężczyzny głową, dając mu znak, że jedzie razem z nim. Po tej wymianie spojrzeń, obaj opuścili karczmę.
Lacey, która przez cały ten czas siedziała i popijała wino, odwróciła się w końcu i zaczęła przysłuchiwać się ludziom. Rozmawiali o barierze, która właśnie odgrodziła ich od reszty świata.
- No tego jeszcze u nas nie było! – stwierdził jeden z nich.
- Dokładnie. Był już najazd orków, nekromanta w podziemiach karczmy czy czarownica, która wysłała nas do innego świata, ale czegoś takiego to jeszcze nie widziałem. Dlaczego wszystkie nieszczęścia muszą dziać się tutaj? – odezwał się Hansel, brat jednej z kelnerek. – Hej, Gretel! – zwrócił się do dziewczyny stojącej za ladą. – Poza Nefariusem nie widziałaś tu innych magów?
- Nie, braciszku – rzuciła, wycierając szmatką kolejną szklankę. – Nie przypominam sobie.
Lacey spojrzała na nią, a następnie przerzuciła wzrok na swoją księgę zaklęć, którą położyła obok. Jaka ona była głupia…
Kelnerka przyjrzała się dokładniej woluminowi. Może nie znała znaczenia dziwnych znaków na okładce, ale dobrze wiedziała, że może być to związane z magią.
- Czy to…? – zapytała, wyciągając dłoń w stronę książki. Mimo to, nie zdążyła jej dotknąć, gdyż Lacey w porę zabrała ją i schowała pod pelerynę.
- Hansel! Ona coś wie! – krzyknęła i wskazała palcem na czarodziejkę. – To ona!
Grupa mężczyzn siedzących przy stoliku, przy którym wcześniej siedział Nefarius, podniosła się i ruszyła w stronę Lacey. Dziewczyna również zeszła ze stołka i zaczęła iść do wyjścia, przyciskając książkę do piersi.
- Brać ją! – wykrzyczał jakiś wieśniak i wszyscy rzucili się w jej kierunku.
Lacey wypadła z tawerny. Musiała wybrać jakąś drogę ucieczki, lecz nie miała czasu zdecydować, gdzie się udać. Zaczęła biec w stronę cmentarzyka, a potem aż do lasu, gdzie łatwiej będzie jej ich zgubić.
W tym samym czasie, Gryf i Nef zdołali dotrzeć już do miejsca, gdzie ciernista ściana przecinała im drogę. Mężczyźni zeszli z koni i zbliżyli się do roślinnego muru. Harwin nie miał zamiaru długo zastanawiać się, co zrobić z tą przeszkodą i wyciągnął swój miecz.
- Chcesz to ściąć? – zapytał Nefarius.
- Na magii się nie znam – stwierdził młodzieniec i uderzył ostrzem o jedną z łodyg. U jego stóp wylądował kawałek rośliny. – No, trochę dużo roboty, ale szybciej będzie to wypalić niż ścinać po kolei.
Ku zdziwieniu obu mężczyzn, w miejscu odciętej części, wyrosły dwie kolejne. Czarny mag zbliżył się do cierni i wystawił rękę do przodu. Chciał zbadać magiczną naturę tego zjawiska.
Po chwili rozmyślań, zdecydował się zwalczyć magię magią. W jego dłoni pojawiła się kula ognia, którą cisną w ciernie. Niestety, tak jak w poprzednim przypadku, roślina odrosła.
- Co to u licha jest? – zapytał Gryf, chowając miecz do pochwy.
- Ktoś zaciekle broni tego, żebyśmy go nie zniszczyli – odpowiedział mag, przyglądając się z uwagą roślinie. - Musimy znaleźć winowajcę, a wtedy szybko pozbędziemy się tych cierni.
****************Osiem lat temu*****************
Lacey była już nieco starsza i, z każdym kolejnym dniem, coraz częściej wypytywała o swoich rodziców. Magowie, którzy opiekowali się nią od początku, zawsze mówili to samo. „Twój ojciec zostawił Cię u progu jednego z domów i odjechał” – powtarzali. Jednak to nie wystarczało dla młodej czarodziejki. Pragnęła poznać prawdę i robiła wszystko, żeby to osiągnąć. Przeglądała księgi z zapiskami o mieszkańcach, jeździła po wsiach i wypytywała się o to, czy ludzie nie znają jej matki i ojca. Było to bardzo trudne zadanie, ale Lacey nie dawała za wygraną.
Pewnego dnia, postanowiła wybrać się do pewnej osoby, która mogłaby jej pomóc. Słyszała na jej temat wiele, a zwłaszcza to, że potrafiła pomagać potrzebującym. Nie była to zwykła kobieta. Określano ją mianem Widzącej, gdyż twierdziła, że widzi przeszłość. Jedynym problemem, który blokował Lacey przed podróżą do niej, był zakaz opuszczania Tooshoo przez adeptów magii. Którejś nocy udało się jej uciec. Wzięła konia i pognała w stronę Thorniary, gdzie według informacji miała mieszkać kobieta.
Wskazówki, co do położenia jej chaty, otrzymała od jakichś wieśniaków, którzy twierdzili, że pomogła odnaleźć ich syna. Dlatego też, uzbrojona w prowizoryczną mapkę oraz pochodnię, zapuściła się do lasów otaczających stolicę.
Błądziła po lesie godzinami. Zdawało się jej, że chodzi w kółko, a Widząca nie chce zostać odnaleziona. Przysiadła na zwalonym pniu, by odpocząć i skupiła swój wzrok na mapie.
- Gdzie ona jest? – zapytała cicho.
Jej rozmyślania przerwał nagle szelest, dobiegający zza krzaków. Ktoś za nimi był. Lacey podniosła się, chwyciła w dłoń sztylet i ruszyła w stronę, skąd dobiegały odgłosy. Zakradła się w tamto miejsce i, po odczekaniu chwili, zajrzała za rośliny. Nie spodziewała się tutaj osoby, którą zobaczyła.
- Bella? – zapytała zdziwiona.
- Lacey? – blondynka odwróciła się do przyjaciółki. Również była zaskoczona tym, kogo spotkała. Podeszła do dziewczyny, trzymając w dłoniach małą wiewiórkę. – Co ty tu robisz o tej porze?
- Mogłabym zapytać Cię o to samo – schowała sztylet z powrotem za pas.
- Czasami wymykam się z domu, żeby porozmawiać ze zwierzętami – wyznała. – Wiesz, ja je rozumiem – dodała i spojrzała pytająco na przyjaciółkę, celem poznania powodu, dla którego tutaj przybyła.
- Szukam pewnej kobiety. Podobno mieszka w tej okolicy
- Yhy… Szukasz Widzącej? – Bella wiedziała o kogo chodzi. Nie musiała pytać, dlaczego to robi, bo dobrze wiedziała, że ma to związek z jej rodzicami. W końcu, nie raz jej pomagała. – Jej chata jest tam, za wzgórzem – wskazała dłonią we właściwym kierunku. – Chodź. Zaprowadzę Cię.
Dziewczyny ruszyły razem. Przez całą drogę nie odzywały się do siebie. Po paru minutach, były już na miejscu. Pod wielkim dębem, umiejscowiona była mała chatka. Tuż obok niej znajdował się niewielki ogródek, w którym rosło pełno ziół. W jednym z okien budynku, paliła się świeca, co oznaczało, że kobieta jeszcze nie śpi.
- Dziękuję, Bello – odparła czarodziejka. – Zechcesz może wejść tam ze mną? Wolałabym nie być sama w tym momencie.
- Oczywiście. Ja i Eustachy z chęcią będziemy Ci towarzyszyć – uśmiechnęła się do niej, po czym skierowała wzrok na wiewiórkę.
Lacey nie musiała pukać. Drzwi otworzyły się same, jakby dobrze wiedziały, że ktoś zamierza wejść do środka. Dziewczyny przekroczyły próg i ujrzały przy stoliku siedzącą kobietę.
Była stara, nawet bardzo. Wyglądała jakby miała ze sto lat. Włosy miała krótkie, twarz pomarszczoną, a jedyne co zdawało się w niej jeszcze żyć to jej oczy. Były szare i błyszczące. Staruszka wskazała im miejsce przy stoliku. Po chwili, obie usiadły.
- Potrzebuję pomocy – zaczęła Lacey. – Szukam kogoś bliskiego, ale nie mam o nich informacji.
- Mam nadzieję, że znajdziesz rodziców – odparła kobieta i położyła obie dłonie na stół, wewnętrzną stroną do góry. Lacey była zdziwiona tym, że wiedziała o kim mowa. – Chwyć mnie za ręce.
Czarodziejka położyła swoje dłonie na jej dłoniach i wpatrywała się cały czas w jej twarz. Staruszka zamknęła oczy, po czym znów je otworzyła. Teraz były całkowicie białe.
- Widzę burzę. Największą, jaką pamiętam – zaczęła opisywać obrazy, które pojawiały się przed jej oczyma. – Jaskinia i dwójka młodych ludzi. On i ona. Ona podobna do Ciebie. Widzę krew i dziecko. Kłócą się, ale nie długo. On zabiera dziecko i ucieka, a ona rozpływa się w powietrzu.
Kobieta ponownie zamyka oczy, lecz gdy teraz je otwiera, wyglądają zupełnie normalnie. Puszcza dłonie Lacey, która z przerażeniem wpatruje się w środek stołu.
- Całe życie myślałam, że zostali zamordowani, albo zmuszeni do tego, żeby mnie oddać –  spojrzała na Bellę i zaczęła płakać. – Liczyłam, że to nie jest prawda, ale oni naprawdę mnie porzucili!
- Lacey… - blondynka położyła dłoń na jej ramieniu, by ją pocieszyć, lecz ta zerwała się szybko i opuściła chatkę. Bella podniosła się z krzesła i ukłoniła staruszce. Ponadto, rzuciła na stół mieszek wypełniony złotem i wyszła.
Lacey stała oparta o drzewo i nadal płakała. Myślała, że Widząca potwierdzi jej przypuszczenia, lecz prawdą okazało się to najgorsze. Bella podeszła do przyjaciółki i otarła jej łzy.
- Nie znasz całej prawdy. Może jest w tym coś głębszego – zaczęła, a wiewiórka, która siedziała jej w dłoniach, przeszła na ramię adeptki magii. – To tylko kilka zdań.
- To chyba oczywiste! Nawet się nie zawahali, żeby mnie zostawić. Od początku byłam niechciana!
- Nie mów tak… - Bella starała się ją uspokoić. Zależało jej na tym, żeby przyjaciółka kompletnie się nie posypała.
- Zostaw mnie! Ty przynajmniej masz rodzinę!
- Rodzina to nie tylko osoby, które Cię wychowały. To również Ci, z którymi dzielisz swoje życie – uśmiechnęła się ciepło do niej. – Lacey, masz przecież mnie… - w tym momencie, wiewiórka, która siedziała dziewczynie na ramieniu, zapiszczała. – No i Eustachego. Jesteś dla mnie jak siostra i zawsze będę Cię traktowała jako moją rodzinę, niezależnie od tego, co się wydarzy.
Lacey podniosła głowę i uśmiechnęła się na te słowa. Kiwnęła do niej głową, dziękując jej za to co powiedziała i uścisnęła dziewczynę. Bella miała rację. Dla Lacey, to ona była prawdziwą rodziną. Jedyną, jaką miała.
****************Czasy obecne***********************
Czarodziejka biegła co sił w nogach, ocierając się to o jakieś drzewa lub krzewy. Ciągle słyszała za sobą krzyki goniących ją ludzi, lecz nie zwracała na nie zbytnio uwagi. Skupiała się na znalezieniu kryjówki.
- Widzę ją! – wykrzyczał Hansel, wyprzedzając grupę. – Złapię ją!
Mężczyzna zbliżał się coraz bardziej do nieznajomej, jednak gdy był już za nią na wyciągnięcie ręki, Lacey użyła jakiegoś czaru i odepchnęła go od siebie. Młody najemnik padł na ziemię.
Zadowolona czarodziejka biegła dalej, choć jej radość nie trwała zbyt długo. Zza drzew wyskoczyło dwóch wysokich mężczyzn, którzy złapali ją za ramiona.
- Mamy Cię! – krzyknął jeden z nich i wyrwał jej z dłoni księgę z zaklęciami. – No to teraz sobie porozmawiamy.
Zaciągnęli ją na najbliższą polanę, gdzie zebrał się już spory tłum. Lacey starała się wypatrzeć Bellę, jednak nie mogła nigdzie dostrzec przyjaciółki. Liczyła, że jakimś sposobem zjawi się tutaj.
- Kim jesteś i co tutaj robisz? – odezwał się mężczyzna, który odebrał jej dziennik. Dziewczyna milczała. – Mów!
Lacey wpatrywała się w las, który miała przed sobą. Nie miała zamiaru się odzywać. Przynajmniej przy nich. Hansel wyciągnął zza pasa sztylet i podszedł do dziewczyny.
- Jeśli nie masz z tym nic wspólnego powiedz to nam – powiedział, widząc, że czarodziejka skierowała wzrok na jego ostrze.
Nastąpiła długa chwila milczenia. Było słychać tylko szelest liści i odgłosy wydawane przez dzikie zwierzęta.
- Jestem niewinna! – wykrzyczała po chwili podejrzana.
- Świetnie. To powiedz nam…
- Lacey?! – wszyscy spojrzeli w jednym kierunku. Zza drzew wyłonił się Gryf, a tuż za nim Nefarius. Młody mężczyzna podjechał do tłumu, po czym zeskoczył z konia. – Co ty tu robisz?
- Bella mnie zaprosiła. Dziwi Cię to? Powiedz im, żeby mnie puścili – burknęła, starając się przy tym uwolnić. – I powiedz mi, gdzie jest Bella?
Harwin spojrzał na mężczyzn, którzy ją przytrzymywali i skinął do nich głową, dając im do zrozumienia, żeby przestali ją przytrzymywać.
- Myślałem, że jest z Tobą. Wyjechała rano, żeby szybciej Cię zobaczyć – wyjaśnił jej. – Nie dość, że ona zniknęła to mamy jeszcze ten problem – wskazał dłonią na otaczający ich mur z cierni.
- Ktoś porwał Bellę. Czuję to – Lacey wyciągnęła z kieszeni jej naszyjnik i pokazała go Gryfowi. – Znalazłam to przy stajni. Nie mogła go tak po prostu zgubić.
- Znajdziemy ją, Lacey, ale nie zrobimy tego, gdy z każdej strony wyrosło nam to coś – podszedł do niej i złapał ją za ramiona. – Nic jej nie będzie. To odważna dziewczyna.
Lacey posłała mu mały uśmieszek i ruszyła razem z nim w stronę koni. Po drodze wyrwała jednemu z mężczyzn swoją księgę z zaklęciami. Fakt ten bardzo zainteresował czarnego maga.
- Znasz się na magii? – zapytał dziewczynę. Czarodziejka zatrzymała się i spojrzała na Nefariusa. Nic nie powiedziała tylko przytaknęła. – Więc to ty rzuciłaś to zaklęcie?
Lacey, przez dłuższą chwilę, starała się uniknąć odpowiedzi na to pytanie, jednak widząc na sobie wzrok wszystkich zebranych, zdecydowała się mówić.
- Tak. Ten krąg cierni to moja wina – przyznała się, a wraz z tym wyzwaniem pojawiły się wyzwiska i oskarżenia o kłamstwo. – Zrobiłam to, żeby szybciej znaleźć Bellę. Może nadal gdzieś tu jest…
- Znajdziemy ją bez odcinania nas od reszty świata – Gryf złapał za lejce swojego konia i wskazał go Lacey. – Wskakuj. Pojedziemy teraz to odczynić.
Dziewczyna przytaknęła i wskoczyła na zwierzę. To samo uczynił Gryf, a następnie i Nefarius. W trójkę, udali się w miejsce, gdzie wcześniej próbowali poznać naturę ciernistej ściany.
Gdy już dotarli pod sam mur, Lacey zeskoczyła z konia Gryfa i zbliżyła się pod same ciernie. Po paru chwilach dołączyli do niej mężczyźni.
- Dawaj, dziewczyno. Czas wypielić trochę chwastów – Gryf zachęcił ją do działania.
Czarodziejka otworzyła swoją książkę i spojrzała na rysunek przedstawiający ciernie. Przeczytała w głowie zaklęcie, po czym spojrzała ponownie na mur.
- Kuring nyokot mantra mah! – krzyknęła i wyciągnęła dłoń w stronę zarośli. Z jej dłoni wystrzelił zielony promień, który zaraz to uderzył w ciernie.
Mimo to, nic się nie działo. Lacey powtórzyła raz jeszcze zaklęcie, a ściana nie cofnęła się nawet o milimetr.
- Co jest? Czemu nie działa? – Gryf spojrzał na Nefariusa, który również zdziwiony był tym faktem.
- Widocznie ktoś blokuje moje zaklęcie. Boję się tylko zapytać, kto? – spojrzała z przerażeniem na mur, zastanawiając się, kto byłby w stanie to zrobić.
W tym samym czasie, niecałą milę od tego miejsca, nad brzegiem rzeki stała pewna kobieta. Ubrana była w długą, zieloną suknię. Jej długi, kasztanowy warkocz zdobiły różne koraliki, a dłonie zajęte były trzymaniem dzbanu, napełnionego wodą. Jej spokój zakłócił Hansel, który wyłonił się zza drzew. Po opuszczeniu polany, na której przesłuchiwano Lacey, mężczyzna powrócił na chwilę do tawerny, by potem znów ją opuścić w bliżej nieokreślonym celu.
- O, przepraszam. Myślałem, że wszyscy są w karczmie, odkąd otoczył nas ten mur – odezwał się do kobiety, która stała do niego tyłem. Ta jednak się nie odezwała, więc najemnik postanowił się zbliżyć. – W ogóle to strasznie dziwne, że to tak nagle tu urosło. Wstrząsające, prawda?
- Wstrząsające? Nie… - odezwała się po raz pierwszy. W jej głosie było tyle spokoju, jakby nie przejmowała się tym, co się wydarzyło. – To raptem kilka roślinek. Nie zrobią nam krzywdy.
Hansel spojrzał na nią podejrzliwie. Nie znał jej. Widział ją tu po raz pierwszy.
- Kim właściwie jesteś? Nie kojarzę Cię – mężczyzna złapał za rękojeść swojego miecza. Domyślał się, że coś jest z nią nie tak.
- Jestem Elyse – odwróciła się do niego i wyciągnęła swoją chudą dłoń w jego kierunku. – Znalazłeś mnie, a nie mogę dopuścić, żebyście o mnie wiedzieli. Aleen sama musi mnie znaleźć.
Kobieta skinęła dłonią, a Hansel zaczął czuć, że jego nogi odmawiają posłuszeństwa. Powoli, od stóp, zamieniał się w drzewo. Jego nogi zaczęły przypominać pień, a włosy liście.
- Pomocy! – zawołał o ratunek, jednak nikt go nie słyszał.
- Będziesz częścią czegoś wielkiego, mój drogi – kobieta podeszła do niego i wylała wodę z dzbana na miejsce, z którego „wyrastał”. – Natury – dodała i przyglądała się jak całkowicie zamienił się w jedno z tysiąca otaczających ich drzew.
Lacey nie miała pojęcia co teraz robić. Przez całą drogę powrotną do karczmy zastanawiała się nad kolejnym krokiem. Musiała szukać Belli, a zarazem znaleźć sposób na cofnięcie swojego zaklęcia. Czy możliwe było, że te dwie sprawy były ze sobą połączone? Może osoba, która porwała Bellę, utrzymuje ciernistą ścianę po to, by nie mogli znaleźć jej przyjaciółki? Kto to wie?
- Też się o nią martwię, ale Bella jest zaradna – uspokoił ją Gryf. - Jak ktoś się do niej przyczepił to da radę. Znajdziemy ją i pomożemy.
- Oby tylko nic się jej nie stało – nieco zmartwiona Lacey zaczęła przyglądać się drzewom i krzewom, które mijali po drodze. Myślała cały czas o przyjaciółce i o tym, gdzie się teraz podziewa. Po co w ogóle ktoś miałby ją porywać?
- Co wy w ogóle tu robicie, Gryfie? – zapytała po pewnym czasie. Miała już dość zastanawiania się nad stanem Belli. Wolała posłuchać czegoś weselszego.
- Tak się złożyło, że mamy w okolicy wspólne interesy – wyjaśnił.
- Ostatnio coś dużo czasu spędzacie razem. Jest coś między wami? – spytała o to wprost. Po co się miała ukrywać z tym pytaniem. W końcu, jako najlepsza przyjaciółka powinna wiedzieć z kim zadaje się Bella.
- Między nami? – to pytanie nieco go zdziwiło. Zająknął się i spojrzał kątem oka na siedzącą za nim Lacey. – Jesteśmy przyjaciółmi.
- Coś długo jesteście tymi przyjaciółmi… Ech, róbcie jak chcecie – czarodziejka pokręciła głową i odwróciła wzrok na prawo. – Stójcie! – krzyknęła, gdy tylko zobaczyła coś między drzewami. Zeskoczyła z konia i wbiegła między zarośla.
- Co tam zobaczyłaś? – czarny mag również zeskoczył z konia i poszedł w ślady Lacey. To samo zrobił Harwin.
- Patrzcie – dziewczyna, trzymała w dłoni czerwoną pelerynę należącą do Belli. – To jej. Coś musiało się stać.
Tak jak wisiorek można było zgubić i nie zauważyć, tak znalezienie peleryny gdzieś na krzakach zaniepokoiło Gryfa. Podszedł on do dziewczyny i chwycił znalezisko w dłonie.
- Tu muszą być jakieś ślady – zaczął rozglądać się po ziemi w poszukiwaniu jakichś odcisków. – Mam! Chodźcie! – ruszył przodem, a tuż za nim pozostała dwójka.
Nie szli tak długo. Zatrzymali się na niewielkiej polance, gdzie urwał im się trop. Ślady obuwia nie były już tu widoczne, co mogło wskazywać na to, że zniknęła w jakiś magiczny sposób, albo zaczęła unosić się w powietrzu.
- Bella! – krzyknęła Lacey w nadziei, że przyjaciółka ją usłyszy. Nie uzyskała odpowiedzi. Przynajmniej nie takiej, jakiej oczekiwała.
- Nie ma jej tu – odezwał się damski głos. Była to kobieta w średnim wieku, której długi warkocz kasztanowych włosów opadał na prawe ramię. Była bosa, a jej jedynym ubiorem była zielona, zwiewna suknia.
- Kim jesteś? – zapytała dziewczyna. W końcu pojawił się ktoś, kto wiedział, gdzie jest Bella. Musiała się teraz dowiedzieć, jak ją znaleźć.
- Chciałam się z tym jeszcze wstrzymać, Aleen, ale nie mogłam. Za długo Cię szukałam.
- Kto to Aleen? – Gryf spojrzał ze zdziwieniem na Lacey. Tak jak czarny mag i jego znajoma, nie miał pojęcia o czym mówi Elyse.
- Ona – kobieta wskazała palcem na Lacey, która wyglądała teraz na bardzo zaskoczoną. Dlaczego obca osoba nazywa ją czyimś imieniem? To było dziwne.
- Ale ja mam na imię Lacey, nie Aleen. To chyba pomył…
- To nie jest pomyłka, moja droga – kobieta podeszła do dziewczyny i chwyciła jej twarz w dłonie. – Jestem twoją matką.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz