Młody
mężczyzna w pośpiechu przeglądał, sięgające do sufitu, regały z książkami.
Szukał czegoś. Jakiejś konkretnej książki. Mamrotał coś sobie pod nosem,
rzucając od czasu do czasu, jakimś przekleństwem. Światło latarki zgasło na
chwilę, tylko po to by dać znać o wyczerpującej się baterii.
Gdzieś
niedaleko uderzył piorun, odrywając blondyna od poszukiwań. Przez jego zielone
oczy przewinął się błysk.
- Cholera!
Zbliża się – odparł i spojrzał na kolejną półkę. Stała na niej książka z
brązowym grzbietem. To było to, czego szukał. Sięgnął po nią, spoglądając na
tytuł. „Śnięta Pirania. Tom XII. Oczami złodziejki i nie tylko.” – przeczytał w
myślach i otworzył na jednej ze stron. Znajdował się na niej obraz
przedstawiający ciemnowłosą kobietę o błękitnych oczach. Postać ta oparta była
o murowaną ścianę i zerkała na jakiegoś mężczyznę, wkładającego do kieszeni
mieszek pełen złota. Młodzieniec przekartkował dalej i tym razem ujrzał
rudowłosą kobietę stojącą naprzeciwko trzech czarownic. Kolejne obrazki
ukazywały blondynkę w czerwonej pelerynie, dziesięcioletniego chłopaka
siedzącego na trawie i opartego o znak prowadzący do miejscowości „Silden”.
Nic tak jednak
nie przykuło jego uwagi, jak strona przedstawiająca kobietę z pierwszego
obrazka i mężczyznę o jasnych włosach i zielonych oczach. Uśmiechnął się.
W tym samym
momencie, podmuch wiatru rozbił okno, a do środka zaczęła napływać czarna mgła.
Wdzierała się do wewnątrz tak szybko, że w przeciągu kilku chwil wypełniła całe
pomieszczenie.
Mężczyzna obudził
się w łóżku. Uniósł lekko głowę i rozejrzał dookoła. Był ranek. Do
pomieszczenia wpadały pierwsze promienie słońca, rozświetlając całe wnętrze.
Wielka szafa, biurko z laptopem oraz niewielki stolik to jedyne co jeszcze
znajdowało się w pokoju.
Nate, bo tak
nazywał się blondyn, podniósł się i usiadł przed komputerem, włączając go.
Czekając na jego uruchomienie się, wyjrzał przez okno i zobaczył główną ulicę
miasteczka, w którym mieszkał. Dzieci szły do szkoły, właścicielka pobliskiego
sklepu nadzorowała dostawę nowego towaru, a sąsiad mężczyzny, starszy pan,
wyprowadzał swojego psa.
Rozmyślenia
nad okolicą zostały przerwane przez dźwięk komputera, sygnalizujący jego
gotowość do pracy. Nate włączył przeglądarkę internetową i zapoznał się z
najnowszymi wiadomościami. Następnie otworzył swoją pocztę i zobaczył
najnowszego maila. Była to wiadomość, pod którą podpisał się jakiś
„Przyjaciel”. Nate nie wiedział o kogo może chodzić. Niewielu miał przyjaciół.
Był raczej odludkiem, który zajmował się tylko pisaniem tekstów do miejskiej gazety.
„Musisz się obudzić. Poznaj prawdę. Szukaj odpowiedzi w barze „Pirania”. Trzeba to zakończyć.”
Do maila dołączony został załącznik. Mężczyzna otworzył go i na ekranie
komputera ukazało się zdjęcie. Przedstawiało ono kartkę wyrwaną z książki. Całą
stronę zajmował obrazek kilku ludzi, ubranych w średniowieczne stroje i siedzących
przy jednym stoliku w jakiejś karczmie. Jedyną postacią, która stała była
czarnowłosa, szczupła kobieta, uśmiechająca się tryumfalnie.
- Hmm… -
zamyślił się i, w pewnym momencie, coś błysnęło w jego głowie. Kojarzył te
postacie. Podniósł się i sięgnął po swoją torbę, z której wyciągnął książkę o
tytule „Śnięta Pirania”. Musiał sprawdzić, czy wyrwana strona pochodzi z jego
egzemplarza. Otworzył na stronie 467, z której pochodziło przesłane zdjęcie i
bardzo się zdziwił. Nie dość, że strona była na miejscu, to jeszcze inaczej
wyglądała. Przekartkował jeszcze okoliczne strony, aby mieć pewność, czy może
nie jest to inne wydanie i po prostu obrazek nie jest kilka kartek dalej. Tak
jednak nie było. – Co to za wersja? – zapytał w myślach. Nate znał wszystkie
wersje historii o Śniętej Piranii i, co dziwniejsze, wiedział, że istnieje
tylko jeden egzemplarz każdej opowieści. Nie ma dwóch takich samych książek, a
wszystkie zostały spisane przez jednego człowieka, którego już dawno nie ma na
tym świecie.
Coś musiało się stać, a Nate
postawił sobie za zadanie dowiedzenie się kto i co zrobił.
Po około
godzinie, wyszedł z mieszkania celem dostania się do, wspomnianego w mailu,
baru. Rozejrzał się po ulicy, wyglądając taksówki. Zanim doszedł do krawężnika,
został potrącony przez młodą, blondwłosą dziewczynę, która biegła w kierunku
przystanku.
– Znowu się
spóźniłam! – wykrzyczała i spojrzała ze złością na Nate’a. – Gdyby nie ty, to
bym zdążyła!
- Słucham? –
zapytał zdziwiony, przyglądając się dokładniej nieznajomej. Jego uwadze nie
mógł umknąć jej wyzywający makijaż i czerwona sukienka. Domyślił z jakim typem
dziewczyny miał do czynienia. – To ty na mnie wpadłaś.
- Ehh… -
machnęła ręką i minęła mężczyznę. – Spadaj, frajerze.
Nate tylko
pokręcił głową i wyszedł na ulicę, by wezwać taksówkę. Granatowa toyota
zatrzymała się i młody dziennikarz zajął tylne siedzenie. Spojrzał na kierowcę
i nieco się zdziwił. Dość często jeździł tą taksówką, ale zawsze prowadził ją
ktoś inny.
- Do baru „Pirania”,
poproszę – odparł, nie odrywając od niego wzroku. Był to około
pięćdziesięcioletni mężczyzna o jasnych włosach z domieszką siwizny. Jego
zielone oczy odbijały się w przednim lusterku. Wyglądał na sympatycznego i
wydawał się dziwnie znajomy. – Pierwszy raz tu Pana widzę. Zawsze Greg jeździ
tym wozem.
- Od paru dni
nie jeździ. Z tego co wiem… zrezygnował – odpowiedział, ruszając z miejsca. –
Poza tym mamy te same auta, więc może Ci się wydawać, że jest ono identyczne.
Nate
przytaknął kiwnięciem głowy i wyjrzał przez okno. Minęli właśnie przystanek
autobusowy, na którym siedziała poznana niedawno dziewczyna i wpatrywała się w
swój smartfon. Chyba wylewała swoje frustracje w związku ze spóźnieniem się na
autobus.
- Tak w ogóle
to jestem Jager – taksówkarz przedstawił się i uśmiechnął do lusterka.
- Nate –
odwzajemnił młodzieniec. – Długo już jeździsz taksówką?
- Hmm… -
zamyślił się. Zajęło mu to chwilę, by podać odpowiedź. – Odkąd pamiętam. Całe
życie przewożę ludzi.
Dziennikarz
mruknął coś pod nosem i dopiero teraz zdał sobie sprawę, że obok niego leży
duża torba, a na niej jakaś koperta. Prawdopodobnie należała do właściciela
pojazdu. Nate spojrzał na list i zauważył, że nadawcą jest kancelaria
adwokacka. Kierowca spojrzał w lusterko i zobaczył, że jego pasażer jest tym
zainteresowany. Postanowił podjąć z nim rozmowę.
- Żona chce
ode mnie odejść – wyznał, na co Nate nagle się wyprostował i, z głupim wyrazem
twarzy, przeniósł wzrok na Jagera. – Od dawna się nam nie układa. Pan ma żonę?
- Nie, nie… -
odparł z zająknięciem. Od dawna nie miał nikogo. Nie za bardzo mu to
przeszkadzało, ale też nie był z tego jakoś zadowolony. Czasem dobrze jest mieć
kogoś bliskiego, a Nate kogoś takiego nie miał. Był sam. – Bardzo mi przykro.
- Czasem
zdarza się coś takiego w związku, że tylko silna więź to przetrwa – kontynuował
dalej taksówkarz. – Nie dogadywaliśmy się od dłuższego czasu. Do tego problemy
z córką. Nie mam głowy do tej dzisiejszej młodzieży. Nie dość, że jakaś
anarchistka, to jeszcze mięsa nie je i jest tą… jak to się nazywa?
- Weganką? –
podpowiedział mu Nate.
- O właśnie!
Kolejna głupota dzisiejszego świata – pokręcił głową i zatrzymał się na
światłach. – Mówię Panu, chyba lepiej jest nie mieć dzieci.
Dziennikarz i
taksówkarz spojrzeli w prawo, na cmentarz, na którym odbywał się jakiś pogrzeb.
Poza duchownym, najbliżej grobu stała czarnowłosa kobieta, przytulająca małego
chłopca o blond włosach. Wokół nich zebranych było kilkanaście osób.
Po chwili,
czerwone światło zmieniło się na żółte, a następnie w zielone. Mimo to Jager
nie ruszał. Nate zerknął na kierowcę, który dalej wpatrywał się w uroczystość
na cmentarzu.
- Proszę
Pana... – młodzieniec złapał go za ramię i potrząsnął. – Może Pan już jechać.
Mężczyzna
otrząsnął się i zerknął na światła. Kierowca stojący za nim zaczął trąbić i
wykrzykiwać jakieś przekleństwa. Jager wrzucił wyższy bieg i ruszył dalej.
- Przepraszam
– odparł. – Zamyśliłem się.
- Znał Pan tę
osobę, którą tam chowali? – zapytał, z dziennikarską ciekawością, Nate.
Mężczyzna
pokręcił przecząco głową i coś wymamrotał pod nosem, czego pasażer nie do końca
zrozumiał. Od tej pory jechali w całkowitej ciszy.
Po kilkunastu
minutach jazdy, dotarli na miejsce. Nate wyciągnął banknot z kieszeni i wręczył
go taksówkarzowi. Podziękował za kurs i pożegnał się. Kiedy to taksówka
odjechała, spojrzał na szyld baru, do którego zmierzał.
- „Pirania” –
przeczytał w myślach nazwę miejsca, do którego zmierzał. – Dziwna nazwa jak na
bar – pokręcił głową i wszedł do środka.
W środku
panował półmrok. O tej porze, bar był prawie pusty. Tylko dwa stoliki były
zajęte, a przy barmanie siedział jakiś mężczyzna, który wyglądał, jakby był tu
od wczoraj. Nate podszedł do stojącego za ladą pracownika i skinął głową.
- Dzień dobry
– odparł, rozglądając się przy okazji po lokalu. Było tu dość obskurnie, więc
nie dziwił go fakt, że nawet w porze śniadaniowej nie ma tu za wielu ludzi. – Szukam
tu kogoś z kim byłem umówiony. Nie zostawił tu może ktoś wiadomości?
- Nic mi na
ten temat nie wiadomo. Jeszcze… - odpowiedział wysoki, barczysty mężczyzna
stojący za barem. – Abraham Fisher – wyciągnął dłoń w stronę Nate’a. – Jestem
kierownikiem „Piranii”.
- Nate –
przedstawił się młodzieniec i wymienili uścisk dłoni. – Dość specyficzna nazwa
jak na bar.
- Przynajmniej
jest unikatowa – odparł barman i nachylił się nad ladą. – Coś podać?
- Nie… Chyba
nie… - rzekł Nate i spojrzał na elegancką kobietę, która siedziała w kącie
dużego pomieszczenia. Wpatrywała się w niego, paląc papierosa. To, co
najbardziej przykuwało uwagę były jej długie białe włosy. Nie wyglądała na
starszą osobę. Mogła mieć co najwyżej trzydzieści pięć lat.
Nate ruszył w
jej kierunku. Coś mu mówiło, że to z nią był tu umówiony. Kiedy podszedł do
stolika, skinął głową i usiadł naprzeciwko. Nie odzywał się, tak samo jak ona.
Ciszę przerwała kobieta, w momencie gdy wypaliła papierosa.
- No dobrze,
chłopcze… - zaczęła. – Sprawa jest poważna i tylko ty możesz pomóc nam
wszystkim.
- Ale o co
chodzi? Kim ty jesteś? – mężczyzna nie wiedział, czy kobieta ma dla niego jakiś
materiał na artykuł czy po prostu szukała kogoś komu mogłaby się wygadać.
- Mów mi
Elisabeth. Jestem radną i mam tyle informacji, że mógłbyś napisać książkę.
Właśnie?! Masz ją przy sobie?
- Skąd w ogóle
wiesz o…?
- „Śniętej
Piranii”? – kobieta nachyliła się nad stolikiem. – Wiem wiele rzeczy. Na
przykład to, że jest masa wersji tej książki. Ale tylko jedna jest tą
prawdziwą. Inne to tylko historie typu „co by było gdyby”. Wszystkie spisał
jeden człowiek, który z tego co wiem nie żyje od paru lat.
Nate był
bardzo zdziwiony, słysząc kobietę. Nie sądził, że ktoś jeszcze zna prawdę o
serii książek o bywalcach pewnej karczmy. Wyciągnął z kieszeni telefon i
pokazał zdjęcie, które mu wysłała w wiadomości.
- Co to za
wersja? Masz tę książkę? – zapytał, wskazując na zdjęcie.
- Niestety
nie, ale to najnowsza wersja, „udoskonalona” – machnęła rękami na boki. –
Przynajmniej zdaniem osoby, która ją stworzyła.
Kobieta
podniosła się i zbliżyła do Nate’a. Ich oczy dzieliło kilka centymetrów.
- Najgorsze w
tym jest to, że teraz ona jest tą główną książką. Ktoś zmienił jakiś fragment i
się wszystko posypało.
- Ale to tylko
książka!
- Nie! – po
raz pierwszy kobieta podniosła głos i uderzyła pięścią w stół. – To wszystko jest
prawdą. Wszystkie te postacie, które w niej były, są tutaj. W tym mieście, ale
nie pamiętają kim są. Padliśmy ofiarą potwornej klątwy.
- Padliśmy? To
znaczy, że ty też?
- Tak. Nie
jestem stąd, ale udało mi się uniknąć wymazania wspomnień – wyjaśniła. –
Dlatego wszystko pamiętam. Musisz tylko uwierzyć.
Mężczyzna
zaśmiał się i podniósł z krzesła.
- Wybacz, ale
to jest głupie. Mam uwierzyć w te bajki?
Kobieta
pokręciła głową i podniosła się, rzucając na stolik banknot.
- To nie są
bajki, ale minie trochę czasu zanim się przekonasz o tym. Zagłęb się w lekturze
i przyglądaj się wszystkim, których spotkasz – oparła się o blat stolika i
spojrzała mu w oczy. – Proponuję zainteresować się naszą bizneswoman.
Słyszałam, że chce wykupić kwiaciarnię, lodziarnię i ten bar.
Elisabeth
wyprostowała się i ruszyła w stronę wyjścia. Nate długo myślał o tym, co
powiedziała mu nieznajoma. Czy to może być prawda? Zadawał sobie to pytanie,
wpatrując się w wiszący na ścianie obraz piranii.
Jego
rozmyślania przerwało głośne uderzenie drzwi wejściowych o ścianę. Do baru
weszła kobieta w wieku około 50 lat, ubrana w granatową garsonkę. Siwe włosy
miała upięte w kok. W dłoniach trzymała aktówkę, wypełnioną papierami.
- Abraham! –
podeszła do mężczyzny stojącego za barem i rzuciła na ladę dokumenty. –
Przemyślałeś propozycję?
- Nie sprzedam
„Piranii” – odparł kierownik lokalu. Przesunął papiery w stronę kobiety. – Nie
Tobie.
- Popełniasz
błąd. I to wielki. Nie muszę Ci przypominać, kto pomógł Twojej żonie, gdy
mieliście problemy. To ja rządzę tym miastem.
- Jeszcze nie
rządzisz, Talio Blakesley. Pomogłaś nam, prawda, ale nie pozwolę Ci zniszczyć
wszystkiego, co kochamy. Nie zdobędziesz tutaj władzy.
Talia
podniosła dokumenty i uśmiechnęła się złośliwie.
- Dopilnuję,
żeby po tym barze nie zostały nawet fundamenty – zagroziła i ruszyła w stronę
wyjścia. Po drodze, zatrzymała swój wzrok na wpatrzonym w nią Natcie. Chłopak
widział w jej oczach strach. Jakby jego widok przeraził ją. Patrzyła na niego
jeszcze przez chwilę i opuściła lokal.
Kiedy to młody
dziennikarz dalej siedział w barze, Jager wiózł kolejnego klienta. Zatrzymał
się pod dworcem i, gdy rozliczył się już z mężczyzną, zadzwonił telefon.
- Tak? –
odebrał. – Przy telefonie. Oczywiście. Będę jak najszybciej. Do widzenia –
rozłączył się i wrzucił komórkę do schowka. Odpalił silnik po raz kolejny i
znów udał się w drogę. Tym razem nie jechał na postój taksówek, a do
komisariatu policji.
Podróż zajęła
mu jakieś dziesięć minut. Wchodząc do budynku, zauważył swoją córkę siedzącą
przy jednym z biurek. Była to dziewczyna o długich, kasztanowych włosach
zaplecionych w warkocz. Jej ubiór wskazywał na przynależność do jakiejś
subkultury propagującej pokój i sprzeciw szowinizmowi międzygatunkowemu. Rozmawiała
właśnie z szeryfem.
- Dzień dobry –
podszedł do nich, kręcąc przy tym karcąco głową w stronę Aleen. – To moja
córka, szeryfie Garett. Co się stało?
Szeryf
odwrócił się w stronę ojca dziewczyny i uścisnął mu dłoń.
Był to mężczyzna w średnim wieku, lecz wyglądał na młodszego niż był w rzeczywistości.
- Znów to
samo… - odparł mężczyzna. – Lloyd złapał ją na tym, że z kolegami malowała
hasła na murze koło ubojni.
- To chore, co
ludzie robią z tymi zwierzętami! – wykrzyknęła Aleen. – One też czują! W ogóle
nie macie serca!
Zarówno Garett
jak i Jager zignorowali krzyki młodej buntowniczki i odeszli kilka kroków
dalej.
- Mogę znów
przymknąć na to oko, ale nie mogę robić tego w nieskończoność. W końcu będę
musiał coś zrobić.
Jager spojrzał
na córkę i zaczął się zastanawiać nad swoim życiem. Czy popełnił jakiś błąd?
Czy może to rozwód wpływa tak na młodą dziewczynę?
- Porozmawiamy
z nią wraz z żoną – odparł. – Coś wymyślimy. Nie będzie już sprawiać problemów
– podszedł do Aleen i skinął głową, dając jej znak, że mogą już wychodzić.
Mijając
szeryfa, Jager podziękował mu za to, że ten nie podjął żadnych dodatkowych
kroków w stosunku do dziewczyny i wyszedł na zewnątrz. Garett, wpatrując się w
odchodzącą parę, pokręcił tylko przecząco głową.
- Za tydzień
znów tu będzie, szefie – odparł jeden z pracowników posterunku, który siedział
obok.
- Obawiam się,
że nawet wcześniej – rzucił mężczyzna i ruszył w stronę swojego gabinetu.
Przez kilka
następnych godzin, nie działo się wiele. Nate, skupił się na swojej pracy.
Aktualnie pisał artykuł o grupie przestępczej, zwanej „Orkowie”, więc musiał
jakoś zdobyć informacje na ich temat. Jednak jedyne co osiągnął to kilka
siniaków i ogromny ból przedramienia. Z tego też powodu postanowił zgłosić się
do przychodni, aby obejrzał go lekarz.
- Proszę
czekać – odpowiedziała starsza pielęgniarka, gdy Nate poprosił o konsultację. –
Dziś mamy mniej lekarzy. Nie wiem, czy ktoś Pana dziś przyjmie.
Mężczyzna
wzruszył ramionami i usiadł pod gabinetem. Spojrzał na tabliczkę na drzwiach:
„Dr Forsberg”. Nie znał go. Pewnie ktoś nowy.
Minęła niecała
godzina, a do Nate’a podeszła ta sama pielęgniarka.
- Doktor
Forsberg Pana przyjmie. Zaraz powinna być – poinformowała go i odeszła.
Drzwi gabinetu
otworzyły się i Nate ujrzał młodą kobietę w kitlu. Miała długie kruczoczarne
włosy, spięte w kucyk. Jej błękitne oczy były olśniewające.
- Pan Nate
Shepard? – wyczytała z karty informacyjnej. Mężczyzna podniósł się i wszedł do
gabinetu. – W czym mogę pomóc?
- Trochę się
dziś posprzeczałem ze znajomym – wskazał na siniak na twarzy. – Boli mnie ręka.
Chce mieć pewność, czy nie jest złamana.
Lekarka nachyliła
się nad nim i dokładnie obejrzała dłoń. Sprawdziła również potencjalne miejsce
złamania, wywierając nacisk na kość w danym miejscu.
- Myślę, że to
tylko stłuczenie, ale dam Panu skierowanie na prześwietlenie.
- Dziękuję,
pani doktor.
Kobieta wypisała
papierek i przekazała go pacjentowi, który natychmiast opuścił gabinet. Do
pomieszczenia weszła pielęgniarka ze stosem papierów.
- Jeszcze raz
przepraszam, doktor Forsberg. Wiem, że pochowała dziś Pani męża, ale nie
mieliśmy nikogo.
- Spokojnie.
Rozumiem to – odparła lekarka i podeszła do okna. Obserwowała Nate’a, który
opuszał właśnie przychodnię. – Praca zawsze pomagała mi zapomnieć o sprawach
prywatnych – odwróciła i spojrzała na pielęgniarkę. – To co mam podpisać?
Starsza
kobieta wskazała na kilka rubryk na kartce, obserwując jak doktor umieszcza na
nich swój podpis – Victoria Forsberg.
Po wypełnieniu
dokumentów, pielęgniarka zabrała je ze sobą, jednak wychodząc z gabinetu
zatrzymała się i po raz ostatni zwróciła się do lekarki.
- Jeszcze
jedna rzecz – zaczęła. – Na oddziale jest pacjentka do oceny. Zamknęli ją w
izolatce. Ordynator prosił o konsultację.
- Oczywiście.
Dziękuję za informację – odparła i spojrzała na ekran monitora. Tapeta pulpitu
przedstawiała logo przychodni.
„Ośrodek
Zdrowia w Dream Hill”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz