piątek, 28 grudnia 2018

Opowiadanie XII "Witajcie w Dream Hill"


Młody mężczyzna w pośpiechu przeglądał, sięgające do sufitu, regały z książkami. Szukał czegoś. Jakiejś konkretnej książki. Mamrotał coś sobie pod nosem, rzucając od czasu do czasu, jakimś przekleństwem. Światło latarki zgasło na chwilę, tylko po to by dać znać o wyczerpującej się baterii.
Gdzieś niedaleko uderzył piorun, odrywając blondyna od poszukiwań. Przez jego zielone oczy przewinął się błysk.
- Cholera! Zbliża się – odparł i spojrzał na kolejną półkę. Stała na niej książka z brązowym grzbietem. To było to, czego szukał. Sięgnął po nią, spoglądając na tytuł. „Śnięta Pirania. Tom XII. Oczami złodziejki i nie tylko.” – przeczytał w myślach i otworzył na jednej ze stron. Znajdował się na niej obraz przedstawiający ciemnowłosą kobietę o błękitnych oczach. Postać ta oparta była o murowaną ścianę i zerkała na jakiegoś mężczyznę, wkładającego do kieszeni mieszek pełen złota. Młodzieniec przekartkował dalej i tym razem ujrzał rudowłosą kobietę stojącą naprzeciwko trzech czarownic. Kolejne obrazki ukazywały blondynkę w czerwonej pelerynie, dziesięcioletniego chłopaka siedzącego na trawie i opartego o znak prowadzący do miejscowości „Silden”.
Nic tak jednak nie przykuło jego uwagi, jak strona przedstawiająca kobietę z pierwszego obrazka i mężczyznę o jasnych włosach i zielonych oczach. Uśmiechnął się.
W tym samym momencie, podmuch wiatru rozbił okno, a do środka zaczęła napływać czarna mgła. Wdzierała się do wewnątrz tak szybko, że w przeciągu kilku chwil wypełniła całe pomieszczenie.
 
Mężczyzna obudził się w łóżku. Uniósł lekko głowę i rozejrzał dookoła. Był ranek. Do pomieszczenia wpadały pierwsze promienie słońca, rozświetlając całe wnętrze. Wielka szafa, biurko z laptopem oraz niewielki stolik to jedyne co jeszcze znajdowało się w pokoju.
Nate, bo tak nazywał się blondyn, podniósł się i usiadł przed komputerem, włączając go. Czekając na jego uruchomienie się, wyjrzał przez okno i zobaczył główną ulicę miasteczka, w którym mieszkał. Dzieci szły do szkoły, właścicielka pobliskiego sklepu nadzorowała dostawę nowego towaru, a sąsiad mężczyzny, starszy pan, wyprowadzał swojego psa.
Rozmyślenia nad okolicą zostały przerwane przez dźwięk komputera, sygnalizujący jego gotowość do pracy. Nate włączył przeglądarkę internetową i zapoznał się z najnowszymi wiadomościami. Następnie otworzył swoją pocztę i zobaczył najnowszego maila. Była to wiadomość, pod którą podpisał się jakiś „Przyjaciel”. Nate nie wiedział o kogo może chodzić. Niewielu miał przyjaciół. Był raczej odludkiem, który zajmował się tylko pisaniem tekstów do miejskiej gazety. „Musisz się obudzić. Poznaj prawdę. Szukaj odpowiedzi w barze „Pirania”. Trzeba to zakończyć.” Do maila dołączony został załącznik. Mężczyzna otworzył go i na ekranie komputera ukazało się zdjęcie. Przedstawiało ono kartkę wyrwaną z książki. Całą stronę zajmował obrazek kilku ludzi, ubranych w średniowieczne stroje i siedzących przy jednym stoliku w jakiejś karczmie. Jedyną postacią, która stała była czarnowłosa, szczupła kobieta, uśmiechająca się tryumfalnie.
- Hmm… - zamyślił się i, w pewnym momencie, coś błysnęło w jego głowie. Kojarzył te postacie. Podniósł się i sięgnął po swoją torbę, z której wyciągnął książkę o tytule „Śnięta Pirania”. Musiał sprawdzić, czy wyrwana strona pochodzi z jego egzemplarza. Otworzył na stronie 467, z której pochodziło przesłane zdjęcie i bardzo się zdziwił. Nie dość, że strona była na miejscu, to jeszcze inaczej wyglądała. Przekartkował jeszcze okoliczne strony, aby mieć pewność, czy może nie jest to inne wydanie i po prostu obrazek nie jest kilka kartek dalej. Tak jednak nie było. – Co to za wersja? – zapytał w myślach. Nate znał wszystkie wersje historii o Śniętej Piranii i, co dziwniejsze, wiedział, że istnieje tylko jeden egzemplarz każdej opowieści. Nie ma dwóch takich samych książek, a wszystkie zostały spisane przez jednego człowieka, którego już dawno nie ma na tym świecie.
Coś musiało się stać, a Nate postawił sobie za zadanie dowiedzenie się kto i co zrobił.
Po około godzinie, wyszedł z mieszkania celem dostania się do, wspomnianego w mailu, baru. Rozejrzał się po ulicy, wyglądając taksówki. Zanim doszedł do krawężnika, został potrącony przez młodą, blondwłosą dziewczynę, która biegła w kierunku przystanku.
– Znowu się spóźniłam! – wykrzyczała i spojrzała ze złością na Nate’a. – Gdyby nie ty, to bym zdążyła!
- Słucham? – zapytał zdziwiony, przyglądając się dokładniej nieznajomej. Jego uwadze nie mógł umknąć jej wyzywający makijaż i czerwona sukienka. Domyślił z jakim typem dziewczyny miał do czynienia. – To ty na mnie wpadłaś.
- Ehh… - machnęła ręką i minęła mężczyznę. – Spadaj, frajerze.
Nate tylko pokręcił głową i wyszedł na ulicę, by wezwać taksówkę. Granatowa toyota zatrzymała się i młody dziennikarz zajął tylne siedzenie. Spojrzał na kierowcę i nieco się zdziwił. Dość często jeździł tą taksówką, ale zawsze prowadził ją ktoś inny.
- Do baru „Pirania”, poproszę – odparł, nie odrywając od niego wzroku. Był to około pięćdziesięcioletni mężczyzna o jasnych włosach z domieszką siwizny. Jego zielone oczy odbijały się w przednim lusterku. Wyglądał na sympatycznego i wydawał się dziwnie znajomy. – Pierwszy raz tu Pana widzę. Zawsze Greg jeździ tym wozem.
- Od paru dni nie jeździ. Z tego co wiem… zrezygnował – odpowiedział, ruszając z miejsca. – Poza tym mamy te same auta, więc może Ci się wydawać, że jest ono identyczne.
Nate przytaknął kiwnięciem głowy i wyjrzał przez okno. Minęli właśnie przystanek autobusowy, na którym siedziała poznana niedawno dziewczyna i wpatrywała się w swój smartfon. Chyba wylewała swoje frustracje w związku ze spóźnieniem się na autobus.
- Tak w ogóle to jestem Jager – taksówkarz przedstawił się i uśmiechnął do lusterka.
- Nate – odwzajemnił młodzieniec. – Długo już jeździsz taksówką?
- Hmm… - zamyślił się. Zajęło mu to chwilę, by podać odpowiedź. – Odkąd pamiętam. Całe życie przewożę ludzi.
Dziennikarz mruknął coś pod nosem i dopiero teraz zdał sobie sprawę, że obok niego leży duża torba, a na niej jakaś koperta. Prawdopodobnie należała do właściciela pojazdu. Nate spojrzał na list i zauważył, że nadawcą jest kancelaria adwokacka. Kierowca spojrzał w lusterko i zobaczył, że jego pasażer jest tym zainteresowany. Postanowił podjąć z nim rozmowę.
- Żona chce ode mnie odejść – wyznał, na co Nate nagle się wyprostował i, z głupim wyrazem twarzy, przeniósł wzrok na Jagera. – Od dawna się nam nie układa. Pan ma żonę?
- Nie, nie… - odparł z zająknięciem. Od dawna nie miał nikogo. Nie za bardzo mu to przeszkadzało, ale też nie był z tego jakoś zadowolony. Czasem dobrze jest mieć kogoś bliskiego, a Nate kogoś takiego nie miał. Był sam. – Bardzo mi przykro.
- Czasem zdarza się coś takiego w związku, że tylko silna więź to przetrwa – kontynuował dalej taksówkarz. – Nie dogadywaliśmy się od dłuższego czasu. Do tego problemy z córką. Nie mam głowy do tej dzisiejszej młodzieży. Nie dość, że jakaś anarchistka, to jeszcze mięsa nie je i jest tą… jak to się nazywa?
- Weganką? – podpowiedział mu Nate.
- O właśnie! Kolejna głupota dzisiejszego świata – pokręcił głową i zatrzymał się na światłach. – Mówię Panu, chyba lepiej jest nie mieć dzieci.
Dziennikarz i taksówkarz spojrzeli w prawo, na cmentarz, na którym odbywał się jakiś pogrzeb. Poza duchownym, najbliżej grobu stała czarnowłosa kobieta, przytulająca małego chłopca o blond włosach. Wokół nich zebranych było kilkanaście osób.
Po chwili, czerwone światło zmieniło się na żółte, a następnie w zielone. Mimo to Jager nie ruszał. Nate zerknął na kierowcę, który dalej wpatrywał się w uroczystość na cmentarzu.
- Proszę Pana... – młodzieniec złapał go za ramię i potrząsnął. – Może Pan już jechać.
Mężczyzna otrząsnął się i zerknął na światła. Kierowca stojący za nim zaczął trąbić i wykrzykiwać jakieś przekleństwa. Jager wrzucił wyższy bieg i ruszył dalej.
- Przepraszam – odparł. – Zamyśliłem się.
- Znał Pan tę osobę, którą tam chowali? – zapytał, z dziennikarską ciekawością, Nate.
Mężczyzna pokręcił przecząco głową i coś wymamrotał pod nosem, czego pasażer nie do końca zrozumiał. Od tej pory jechali w całkowitej ciszy.
Po kilkunastu minutach jazdy, dotarli na miejsce. Nate wyciągnął banknot z kieszeni i wręczył go taksówkarzowi. Podziękował za kurs i pożegnał się. Kiedy to taksówka odjechała, spojrzał na szyld baru, do którego zmierzał.
- „Pirania” – przeczytał w myślach nazwę miejsca, do którego zmierzał. – Dziwna nazwa jak na bar – pokręcił głową i wszedł do środka.
W środku panował półmrok. O tej porze, bar był prawie pusty. Tylko dwa stoliki były zajęte, a przy barmanie siedział jakiś mężczyzna, który wyglądał, jakby był tu od wczoraj. Nate podszedł do stojącego za ladą pracownika i skinął głową.
- Dzień dobry – odparł, rozglądając się przy okazji po lokalu. Było tu dość obskurnie, więc nie dziwił go fakt, że nawet w porze śniadaniowej nie ma tu za wielu ludzi. – Szukam tu kogoś z kim byłem umówiony. Nie zostawił tu może ktoś wiadomości?
- Nic mi na ten temat nie wiadomo. Jeszcze… - odpowiedział wysoki, barczysty mężczyzna stojący za barem. – Abraham Fisher – wyciągnął dłoń w stronę Nate’a. – Jestem kierownikiem „Piranii”.
- Nate – przedstawił się młodzieniec i wymienili uścisk dłoni. – Dość specyficzna nazwa jak na bar.
- Przynajmniej jest unikatowa – odparł barman i nachylił się nad ladą. – Coś podać?
- Nie… Chyba nie… - rzekł Nate i spojrzał na elegancką kobietę, która siedziała w kącie dużego pomieszczenia. Wpatrywała się w niego, paląc papierosa. To, co najbardziej przykuwało uwagę były jej długie białe włosy. Nie wyglądała na starszą osobę. Mogła mieć co najwyżej trzydzieści pięć lat.
Nate ruszył w jej kierunku. Coś mu mówiło, że to z nią był tu umówiony. Kiedy podszedł do stolika, skinął głową i usiadł naprzeciwko. Nie odzywał się, tak samo jak ona. Ciszę przerwała kobieta, w momencie gdy wypaliła papierosa.
- No dobrze, chłopcze… - zaczęła. – Sprawa jest poważna i tylko ty możesz pomóc nam wszystkim.
- Ale o co chodzi? Kim ty jesteś? – mężczyzna nie wiedział, czy kobieta ma dla niego jakiś materiał na artykuł czy po prostu szukała kogoś komu mogłaby się wygadać.
- Mów mi Elisabeth. Jestem radną i mam tyle informacji, że mógłbyś napisać książkę. Właśnie?! Masz ją przy sobie?
- Skąd w ogóle wiesz o…?
- „Śniętej Piranii”? – kobieta nachyliła się nad stolikiem. – Wiem wiele rzeczy. Na przykład to, że jest masa wersji tej książki. Ale tylko jedna jest tą prawdziwą. Inne to tylko historie typu „co by było gdyby”. Wszystkie spisał jeden człowiek, który z tego co wiem nie żyje od paru lat.
Nate był bardzo zdziwiony, słysząc kobietę. Nie sądził, że ktoś jeszcze zna prawdę o serii książek o bywalcach pewnej karczmy. Wyciągnął z kieszeni telefon i pokazał zdjęcie, które mu wysłała w wiadomości.
- Co to za wersja? Masz tę książkę? – zapytał, wskazując na zdjęcie.
- Niestety nie, ale to najnowsza wersja, „udoskonalona” – machnęła rękami na boki. – Przynajmniej zdaniem osoby, która ją stworzyła.
Kobieta podniosła się i zbliżyła do Nate’a. Ich oczy dzieliło kilka centymetrów.
- Najgorsze w tym jest to, że teraz ona jest tą główną książką. Ktoś zmienił jakiś fragment i się wszystko posypało.
- Ale to tylko książka!
- Nie! – po raz pierwszy kobieta podniosła głos i uderzyła pięścią w stół. – To wszystko jest prawdą. Wszystkie te postacie, które w niej były, są tutaj. W tym mieście, ale nie pamiętają kim są. Padliśmy ofiarą potwornej klątwy.
- Padliśmy? To znaczy, że ty też?
- Tak. Nie jestem stąd, ale udało mi się uniknąć wymazania wspomnień – wyjaśniła. – Dlatego wszystko pamiętam. Musisz tylko uwierzyć.
Mężczyzna zaśmiał się i podniósł z krzesła.
- Wybacz, ale to jest głupie. Mam uwierzyć w te bajki?
Kobieta pokręciła głową i podniosła się, rzucając na stolik banknot.
- To nie są bajki, ale minie trochę czasu zanim się przekonasz o tym. Zagłęb się w lekturze i przyglądaj się wszystkim, których spotkasz – oparła się o blat stolika i spojrzała mu w oczy. – Proponuję zainteresować się naszą bizneswoman. Słyszałam, że chce wykupić kwiaciarnię, lodziarnię i ten bar.
Elisabeth wyprostowała się i ruszyła w stronę wyjścia. Nate długo myślał o tym, co powiedziała mu nieznajoma. Czy to może być prawda? Zadawał sobie to pytanie, wpatrując się w wiszący na ścianie obraz piranii.
Jego rozmyślania przerwało głośne uderzenie drzwi wejściowych o ścianę. Do baru weszła kobieta w wieku około 50 lat, ubrana w granatową garsonkę. Siwe włosy miała upięte w kok. W dłoniach trzymała aktówkę, wypełnioną papierami.
- Abraham! – podeszła do mężczyzny stojącego za barem i rzuciła na ladę dokumenty. – Przemyślałeś propozycję?
- Nie sprzedam „Piranii” – odparł kierownik lokalu. Przesunął papiery w stronę kobiety. – Nie Tobie.
- Popełniasz błąd. I to wielki. Nie muszę Ci przypominać, kto pomógł Twojej żonie, gdy mieliście problemy. To ja rządzę tym miastem.
- Jeszcze nie rządzisz, Talio Blakesley. Pomogłaś nam, prawda, ale nie pozwolę Ci zniszczyć wszystkiego, co kochamy. Nie zdobędziesz tutaj władzy.
Talia podniosła dokumenty i uśmiechnęła się złośliwie.
- Dopilnuję, żeby po tym barze nie zostały nawet fundamenty – zagroziła i ruszyła w stronę wyjścia. Po drodze, zatrzymała swój wzrok na wpatrzonym w nią Natcie. Chłopak widział w jej oczach strach. Jakby jego widok przeraził ją. Patrzyła na niego jeszcze przez chwilę i opuściła lokal.
Kiedy to młody dziennikarz dalej siedział w barze, Jager wiózł kolejnego klienta. Zatrzymał się pod dworcem i, gdy rozliczył się już z mężczyzną, zadzwonił telefon.
- Tak? – odebrał. – Przy telefonie. Oczywiście. Będę jak najszybciej. Do widzenia – rozłączył się i wrzucił komórkę do schowka. Odpalił silnik po raz kolejny i znów udał się w drogę. Tym razem nie jechał na postój taksówek, a do komisariatu policji.
Podróż zajęła mu jakieś dziesięć minut. Wchodząc do budynku, zauważył swoją córkę siedzącą przy jednym z biurek. Była to dziewczyna o długich, kasztanowych włosach zaplecionych w warkocz. Jej ubiór wskazywał na przynależność do jakiejś subkultury propagującej pokój i sprzeciw szowinizmowi międzygatunkowemu. Rozmawiała właśnie z szeryfem.
- Dzień dobry – podszedł do nich, kręcąc przy tym karcąco głową w stronę Aleen. – To moja córka, szeryfie Garett. Co się stało?
Szeryf odwrócił się w stronę ojca dziewczyny i uścisnął mu dłoń. Był to mężczyzna w średnim wieku, lecz wyglądał na młodszego niż był w rzeczywistości.
- Znów to samo… - odparł mężczyzna. – Lloyd złapał ją na tym, że z kolegami malowała hasła na murze koło ubojni.
- To chore, co ludzie robią z tymi zwierzętami! – wykrzyknęła Aleen. – One też czują! W ogóle nie macie serca!
Zarówno Garett jak i Jager zignorowali krzyki młodej buntowniczki i odeszli kilka kroków dalej.
- Mogę znów przymknąć na to oko, ale nie mogę robić tego w nieskończoność. W końcu będę musiał coś zrobić.
Jager spojrzał na córkę i zaczął się zastanawiać nad swoim życiem. Czy popełnił jakiś błąd? Czy może to rozwód wpływa tak na młodą dziewczynę?
- Porozmawiamy z nią wraz z żoną – odparł. – Coś wymyślimy. Nie będzie już sprawiać problemów – podszedł do Aleen i skinął głową, dając jej znak, że mogą już wychodzić.
Mijając szeryfa, Jager podziękował mu za to, że ten nie podjął żadnych dodatkowych kroków w stosunku do dziewczyny i wyszedł na zewnątrz. Garett, wpatrując się w odchodzącą parę, pokręcił tylko przecząco głową.
- Za tydzień znów tu będzie, szefie – odparł jeden z pracowników posterunku, który siedział obok.
- Obawiam się, że nawet wcześniej – rzucił mężczyzna i ruszył w stronę swojego gabinetu.
Przez kilka następnych godzin, nie działo się wiele. Nate, skupił się na swojej pracy. Aktualnie pisał artykuł o grupie przestępczej, zwanej „Orkowie”, więc musiał jakoś zdobyć informacje na ich temat. Jednak jedyne co osiągnął to kilka siniaków i ogromny ból przedramienia. Z tego też powodu postanowił zgłosić się do przychodni, aby obejrzał go lekarz.
- Proszę czekać – odpowiedziała starsza pielęgniarka, gdy Nate poprosił o konsultację. – Dziś mamy mniej lekarzy. Nie wiem, czy ktoś Pana dziś przyjmie.
Mężczyzna wzruszył ramionami i usiadł pod gabinetem. Spojrzał na tabliczkę na drzwiach: „Dr Forsberg”. Nie znał go. Pewnie ktoś nowy.
Minęła niecała godzina, a do Nate’a podeszła ta sama pielęgniarka.
- Doktor Forsberg Pana przyjmie. Zaraz powinna być – poinformowała go i odeszła.
Drzwi gabinetu otworzyły się i Nate ujrzał młodą kobietę w kitlu. Miała długie kruczoczarne włosy, spięte w kucyk. Jej błękitne oczy były olśniewające.
- Pan Nate Shepard? – wyczytała z karty informacyjnej. Mężczyzna podniósł się i wszedł do gabinetu. – W czym mogę pomóc?
- Trochę się dziś posprzeczałem ze znajomym – wskazał na siniak na twarzy. – Boli mnie ręka. Chce mieć pewność, czy nie jest złamana.
Lekarka nachyliła się nad nim i dokładnie obejrzała dłoń. Sprawdziła również potencjalne miejsce złamania, wywierając nacisk na kość w danym miejscu.
- Myślę, że to tylko stłuczenie, ale dam Panu skierowanie na prześwietlenie.
- Dziękuję, pani doktor.
Kobieta wypisała papierek i przekazała go pacjentowi, który natychmiast opuścił gabinet. Do pomieszczenia weszła pielęgniarka ze stosem papierów.
- Jeszcze raz przepraszam, doktor Forsberg. Wiem, że pochowała dziś Pani męża, ale nie mieliśmy nikogo.
- Spokojnie. Rozumiem to – odparła lekarka i podeszła do okna. Obserwowała Nate’a, który opuszał właśnie przychodnię. – Praca zawsze pomagała mi zapomnieć o sprawach prywatnych – odwróciła i spojrzała na pielęgniarkę. – To co mam podpisać?
Starsza kobieta wskazała na kilka rubryk na kartce, obserwując jak doktor umieszcza na nich swój podpis – Victoria Forsberg.
Po wypełnieniu dokumentów, pielęgniarka zabrała je ze sobą, jednak wychodząc z gabinetu zatrzymała się i po raz ostatni zwróciła się do lekarki.
- Jeszcze jedna rzecz – zaczęła. – Na oddziale jest pacjentka do oceny. Zamknęli ją w izolatce. Ordynator prosił o konsultację.
- Oczywiście. Dziękuję za informację – odparła i spojrzała na ekran monitora. Tapeta pulpitu przedstawiała logo przychodni.
„Ośrodek Zdrowia w Dream Hill”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz