niedziela, 5 stycznia 2014

Opowiadanie IV, Rozdział V "Oczami Belli"


Minęły cztery lata odkąd Bella pojawiła się w Myrtanie. Po opuszczeniu Silden, razem z wilkiem wyruszyła w podróż po całym kontynencie. Podczas postoju w jednym z miast, dziewczyna otrzymała bardzo ważny list od swojej babci, w którym to staruszka prosi wnuczkę o jak najrychlejsze przybycie do Silden. Powodem miał być pogarszający się stan zdrowia kobiety. Bella natychmiast wyruszyła do miasteczka. Kiedy zjawiła się na miejscu i odwiedziła chorą Amandę, postanowiła, że zostanie z nią dopóki nie wydobrzeje. Nie mogła jej zostawić, nie w takim stanie.
 Pewnego spokojnego ranka, do drzwi ich chaty zapukał Charlie.
- Witaj – odparła Bella, będąc jeszcze nieco zaspana. – Co tu robisz tak wcześnie?
- Przyniosłem twojej babci lekarstwa, tak jak prosiła mamę – piętnastolatek wręczył dziewczynie koszyk z kilkoma fiolkami. Córka Elli przyjrzała się mu.
- Dziękuję – odpowiedziała i powoli zaczęła zamykać drzwi, dopóki nie powstrzymał jej chłopak.
- Mama ma nadzieję, że jutro będziecie – wtrącił. - Nie zapomniałaś chyba o jej przyjęciu urodzinowym?
- Bardzo bym chciała przyjść, jednak babcia czuje się coraz gorzej.
- Trudno. Mam nadzieję, że wyzdrowieje jak najszybciej. Czy mogę zrobić dla ciebie coś jeszcze? – zapytał Charlie.
- Nie, dziękuję. Jeśli będę cię potrzebowała, zawołam cię – dziewczyna pożegnała się z chłopcem, który skierował się do własnego domu.
Następnie, Bella zajrzała do Amandy, odpoczywającej w swoim pokoju. Była już bardzo blada i czuła przejmujące zimno, mimo iż był środek najgorętszej pory roku. Dziewczyna przysiadła na łóżku i podała kobiecie lekarstwa od byłej złodziejki. Nie mogła dłużej patrzeć na cierpienie babci, lecz chciała coś zrobić, by uśmierzyć ból. Była bezradna. Mogła liczyć tylko na innych. Bella ścisnęła dłoń babci i przyjrzała się jej twarzy.
- Dasz sobie radę – pomyślała, gdy kobieta powoli zasypiała i opuściła pomieszczenie.


Parę godzin później, Bella ponownie spotkała się ze swoim młodym sąsiadem. Usiedli razem na ławce, znajdującej się tuż przed domem.
- Tak się boję, Charlie – zaczęła, a w jej oczach pojawiły się łzy. – A co, jeśli ona przegra z chorobą?
- Nawet tak nie mów – chłopak złapał jąka ramię.- Leki mojej matki pomogą jej. W końcu, odziedziczyła umiejętność alchemii po swojej babci.
- Gadam głupoty. Odkąd dostałam list od niej, cały czas myślę, że mogę ją stracić. Poza moim ojcem, tylko ona mnie naprawdę rozumie i kocha.
Chłopiec uśmiechnął się i spojrzał w kierunku swojego domu. Stał tam jego ojczym, Brian.
- On coś knuje – parsknął piętnastolatek. – Gdyby znów pojawił się u nas ten wilk, z chęcią wysłałbym go wprost do jego pyska.
- Jak możesz tak mówić? – zaskoczona Bella spojrzała na młodego przyjaciela. – Nie życz nikomu śmierci.
- Racja, nie powinienem był tego mówić, ale sama przyznaj, on jest jakiś dziwny.
- Zdaje ci się, dzieciaku.
- Tylko nie dzieciaku! – chłopiec powstał i odwrócił  się w stronę rozmówczyni.- Mam już piętnaście lat! Jestem dorosły, Bello.
- Dorosłość nie zależy od tego, ile masz lat, a od tego jak postępujesz – dziewczyna oparła się o ławkę i spojrzała w niebo.- Przeżyłam już dwadzieścia dwie wiosny, a wcale nie czuję się dorosła.
Po tej krótkiej rozmowie, piętnastolatek pożegnał się i odszedł, pozostawiając Bellę samą. Resztę dnia, dziewczyna spędziła w domu, doglądając chorej babci oraz czytając książki, znalezione na regale.
Następnego dnia, Charlie ponownie zjawił się w domu Amandy. Kiedy wszedł do pokoju staruszki, Bella rozmawiała z babcią, która czuła się już znacznie lepiej.
- Wchodź śmiało, chłopcze – odezwała się chora i oparła się o szczyt łóżka. – Będziesz musiał podziękować mamie, za lekarstwa. Jestem jej bardzo wdzięczna.
- Ja również – wtrąciła się Bella.
- Najlepiej będzie, jak same to zrobicie. Zaproszenie na dzisiejsze przyjęcie jest nadal aktualne.
- Wolałabym nie ryzykować. Może polepszyło mi się, ale wciąż jestem bardzo słaba – odezwała się Amanda i spojrzała na wnuczkę, której ścisnęła dłoń. – Bella nie pozwoliłaby mi nigdzie wyjść.
- To prawda. Będziesz siedziała w domu, aż zupełnie wyzdrowiejesz – dziewczyna podniosła się z łóżka, na którym siedziała, i ruszyła w stronę wyjścia. – Przyniosę ci coś do jedzenia, babciu – dodała.
Kobieta uśmiechnęła się do Belli i, gdy ta zniknęła, zwróciła się do Charliego.
- Mógłbyś poprosić swoją matkę, aby mnie jeszcze dziś odwiedziła?
- Oczywiście, przekażę jej to. Wątpię, czy znajdzie czas – chłopiec podszedł do okna, przez które obserwował rozstawianie wielkiego namiotu. – Jest dziś taka zabiegana.
- Powiedz, że to bardzo ważne. Zależy mi na tym.
- Może pani na mnie polegać – uśmiechnął się i odwrócił w kierunku drzwi, z których wyszła Bella, niosąc na tacy ciepły posiłek dla Amandy.
- Dziękuję, kochanie – odparła staruszka i zaczęła jeść.
- Bello, czy będziesz potrzebowała dziś pomocy? – zwrócił się do dziewczyny, piętnastolatek.
- Nie, chyba nie. Zrób sobie wolne, Charlie – dodała z uśmiechem.
- Dzięki. Muszę jeszcze obskoczyć całe miasteczko i zebrać listę wszystkich gości, którzy zaakceptowali zaproszenie na przyjęcie – powiedział i opuścił dom sąsiadek.
Kolejne godziny minęły bardzo szybko. Amanda, mimo otrzymania leków, które początkowo poprawiły jej samopoczucie, zaczęła czuć się znacznie gorzej. Bella cały czas siedziała przy babci.
- Co się dzieje? – zapytała dziewczyna. – Przecież dostałaś leki.
Amanda zaczęła kaszleć i, gdy się uspokoiła, zwróciła się do wnuczki.
- Przyjęcie Nikki już dawno się zaczęło, a jest pewna rzecz, którą muszę jej przekazać.
- O czym mówisz, babciu?
- W szafce, tej przy regale z książkami, ukryłam pewną szkatułkę, którą trzeba przekazać Nikki. Ona musi ją dostać. W środku jest list, który wszystko jej wyjaśni – kobieta dotknęła dłonią ramienia dziewczyny. – Proszę, przyprowadź ją teraz, kochanie.
Bella podniosła się i zarzuciła na siebie swoją czerwoną pelerynę.
- Oczywiście, już idę – podeszła do kobiety i pocałowała ją w czoło. – Trzymaj się, babciu.
Dziewczyna wybiegła z pokoju i, czym prędzej, udała się do namiotu, gdzie miało miejsce przyjęcie Nikki. Resztę już dobrze znacie. Bella przyprowadziła byłą złodziejkę do Amandy, lecz było już za późno. Staruszka zmarła. Dziewczyna rzuciła się na kolana przed łóżkiem i, gdy chwyciła dłoń babci, zaczęła głośno płakać. Nikki podeszła do niej i objęła ją ramieniem.
- Bardzo ci współczuję, moja droga – powiedziała. – Chcesz, abym z tobą została?
- Nie. Idź do swoich gości. Chce pobyć trochę sama.
Kiedy Nikki wróciła do swoich gości, Bella nadal siedziała przy zmarłej, nie mogąc pogodzić się z jej śmiercią. Nagle, przypomniała sobie ostatnie słowa kobiety i, jak najszybciej, opuściła pomieszczenie w poszukiwaniu szkatułki. Gdy już ją znalazła, wybiegła z domu i podbiegła do właścicielki sklepu alchemicznego.
- To dla ciebie – powiedziała, wręczając szkatułkę.
- Nie potrzeba mi prezentów. Przynajmniej nie po tym, co się wydarzyło.
- To od mojej babci. Przed śmiercią, powiedziała mi, abyś to koniecznie otrzymała.
- Ale co to jest? – zapytała Nikki, odbierając kuferek.
- Nie mam pojęcia. – odpowiedziała cicho Bella. – Wiem tylko, że w środku jest list. Musisz go przeczytać.
Była złodziejka przyjrzała się podarunkowi i podziękowała dziewczynie za to, co dla niej zrobiła. Zapewniła ją także, że zaraz wróci do domu i wszystko obejrzy. Bella uśmiechnęła się delikatnie i wróciła do siebie.
Po kilkunastu minutach, gdy nieco ochłonęła, zeszła do pomieszczenia kuchennego i chwyciła za butelkę wody. W chwili, gdy miała się napić, zauważyła, przez okno, co dzieje się w domu Nikki. Była zaskoczona tym, co widziała. Brian, mąż kobiety, chwycił ją za szyję i zaczął dusić. Bella odetchnęła z ulgą, gdy mężczyzna puścił Nikki, a była złodziejka wybiegła z domu.
- Jednak Charlie miał rację, z nim jest coś nie tak – pomyślała i zawróciła, w kierunku schodów.
Głośne rżenie konia sprawiło, że dziewczyna zatrzymała się i zeszła, z powrotem, na dół. Otwierając drzwi wejściowe, zobaczyła ludzi wychodzących ze swoich domów oraz zbierających się w pewnym miejscu, na końcu uliczki. Chwyciła za swoją pelerynę i wybiegła na dwór.
- Co się dzieje? – zapytała Charliego, który dołączył do niej.
- Zawołajcie medyka! – krzyczeli ci, którzy znaleźli się już na miejscu.
Gdy oboje byli już bliscy celu, Emma, jedna z mieszkanek Silden, odwróciła się, spojrzała na chłopca i przytuliła go.
- Wszystko będzie dobrze – powiedziała do niego, a w tym czasie, Bella przyjrzała się dokładnie temu, co się wydarzyło. Nikki leżała na ziemi, a z rany na głowie, zaczęła sączyć się krew. Piętnastolatek zaczął krzyczeć i wyrywać się z uścisku Emmy.
- Nie! Mamo! Tylko nie to! – gdy uwolnił się, pobiegł w kierunku swojego domu, wykrzykując o pomoc medyka. Bella pobiegła za nim.
Kiedy chłopak skręcił w jedną z uliczek, natknął się na dwójkę mężczyzn jadących konno. Pierwszym z nich był wysoki, jasnowłosy młodzieniec, bez śladu zarostu na twarzy, o jasnych oczach. Był raczej normalnej budowy, ubrany w biało-czerwony surcot z grywami na obu polach. U pasa nosił miecz. Drugi mężczyzna był starszy, lekko wyłysiały, z zarostem na twarzy. W przeciwieństwie do towarzysza był szeroki i barczysty, więc wyglądający podobnie strój był znacznie szerszy.
- Pomocy! – krzyknął Charlie. – Moja matka miała wypadek. Ona potrzebuje medyka.
Młodszy mężczyzna spojrzał na starszego, po czym zwrócił się do chłopaka.
- Niestety, ani ja, ani mój wuj nie znamy się na medycynie. Żadni z nas medycy.
Piętnastolatek oparł się o ścianę jednego z budynków i zasłonił swoją twarz dłońmi. Zaczął cicho płakać.
- Czy … - zaczął młodszy nieznajomy, jednak ktoś mu przerwał.
Zza rogu wybiegła Bella i, z odległości kilkunastu metrów, krzyknęła w ich stronę.
- Charlie! Ktoś już zajmuje się Nikki! Wracaj!
Chłopak otarł łzy i odszedł w kierunku dziewczyny z czerwoną peleryną. Razem z nią, wrócił na miejsce wypadku. Kiedy zbliżyli się do Nikki, córka zarządcy miasta, Olivia, wstała i podeszła do chłopaka.
- Tak mi przykro. Było już za późno – odparła, przytulając go.
Bella położyła dłoń na jego ramieniu i spuściła głowę. Nie mogła uwierzyć, w to co się stało. Aż dwie śmierci jednego wieczoru! Po chwili, puściła Charliego i powróciła do domu, zostawiając go z pozostałymi mieszkańcami Silden. Weszła do swojego pokoju i rzuciła się na łóżko, gdzie zaczęła głośno płakać.
Minęły trzy dni i tuż po pogrzebie Amandy, Bella postanowiła opuścić miasteczko. Jednak nie chciała tego zrobić, nie żegnając się z Charliem. Odwiedziła go w jego, pustym już, domu.
- Wyjeżdżam i nie wiem kiedy wrócę – poinformowała go, dziewczyna. – Jeśli, w ogóle, wrócę.
- Gdzie zamierzasz się udać? – zapytał chłopak.
- Nie mam pojęcia. Jak najdalej stąd. Muszę się od tego odciąć – Bella spojrzała na domek swojej babci. – Za bardzo mi ją przypomina. Nie dałabym rady tu mieszkać.
- Rozumiem cię – chłopak objął przyjaciółkę.
- Dlaczego nie pochowałeś dziś matki?
- Kiedyś poprosiła mnie, aby po śmierci spopielić ją i rozsypać gdzieś jej prochy. Zaraz przyjdą wszyscy bliscy, by ostatecznie pożegnać się z nią. Może wejdziesz i dołączysz do nas?
Bella odwróciła się w stronę wodospadów w Silden, uśmiechnęła się i spojrzała na Charliego.
- Już się z nią pożegnałam – odparła. – Tak wiele jej zawdzięczam. Gdyby nie ona, moja matka już mnie by dorwała. Wybacz mi, ale nie chcę być tam razem z wami. Do zobaczenia, dzieciaku.
- Żegnaj, Bello – powiedział ściskając dziewczynę.
W taki oto sposób, Bella po raz ostatni widziała się z Charliem w Silden. Zaraz po tym, jak pożegnała się z sąsiadem, zabrała wszystkie swoje rzeczy do torby, zamknęła dom na klucz i wyruszyła na pieszą wędrówkę na wschód.
Przez kilka miesięcy, Bella tułała się razem ze swoim wilkiem po całym kontynencie, w poszukiwaniu ciekawych zajęć. Pół roku po opuszczeniu Silden, dziewczyna otrzymała list od swojej przyjaciółki, Lacey, w którym to dziewczyna oznajmiła, że przypływa na kontynent. Uradowana Bella wyruszyła do Vengardu, gdzie miał przybyć statek z Wysp Południowych.
Przechodząc ulicami stolicy Myrtany, dziewczyna mijała wielu ludzi. Jednak tylko jedna osoba rzuciła jej się w oczy. Był to mężczyzna w średnim wieku, ubrany w łachmany. Siedział, oparty o ściany świątyni, i prosił przechodzących mieszkańców o skromne datki. Bella zatrzymała się tuż obok niego.
- To ty? – zapytała, lustrując go dokładnie.
Mężczyzna spojrzał na dziewczynę i uśmiechnął się delikatnie.
- Bella? Wnuczka tej kobiety obok, której mieszkałem?
- Tak, Brianie, to ja. Co ci się stało?
Były mąż Nikki odwrócił głowę w stronę morza i zamknął oczy.
- Żałuję, że ją wtedy wypuściłem z domu. Gdybym to zrobił, żyłaby. Nie potrafię żyć z tym, co zrobiłem.
- To nie ty ją zabiłeś? – zapytała zdziwiona.
- Ja?! Skąd! Pokłóciliśmy się, ale nie skrzywdziłbym jej. Kochałem ją!
- Jakoś ci nie wierzę – Bella zauważyła, że do portu przypłyną już jakiś statek i zwróciła się w jego kierunku.
- Przepraszam cię – zatrzymał ją Brian.
- To nie mnie musisz przepraszać, tylko Charliego.
- Ciebie również – mężczyzna zamilkł na chwilę, po czym spojrzał dziewczynie prosto w oczy. – To ja dosypałem truciznę do lekarstw twojej babci. Możesz zrobić, co chcesz i tak moje życie jest do niczego.
Bella była w szoku, po tym co usłyszała. To przez niego, straciła Amandę i musiała opuścić Silden. Chwyciła za rękojeść swojego sztyletu i wycelowała nim w Briana.
- Masz szczęście, że nie jestem zdolna do zabicia człowieka, bo już byś tu leżał martwy – powiedziała, będąc pod wpływem silnych emocji. – Zostawię cię samego, to będzie dla ciebie najgorsza kara. Żegnaj – dodała na koniec i odeszła w stronę portu.
Wszyscy pasażerowie opuścili już statek, jednak pewna dwójka została na molo, siedząc na skrzyniach. Gdy Bella zbliżyła się do nich, poznała swoją przyjaciółkę. Była to młoda dziewczyna o jasnych oczach i długich, brązowych włosach, splecionych w warkocz, który opadał na prawe ramię. Ubrana była w skórzany strój, idealnie dopasowany do jej szczupłej figury. Przy pasie nosiła krótki miecz, kilka fiolek z różnymi eliksirami oraz małą książeczkę. Drugą osobą był nieznajomy dla niej młody mężczyzna, który grał na harfie. Lacey śpiewała, w tym czasie, jedną z pieśni, które znała.
 

W cieniach północy i w blasku południa,
W lordowskich zamkach i przy chłopskich studniach,
W gospodach zapadłych i między statków pokładami,
Na traktach kamienistych i pod baszt dachami,
Wszędzie brzmią pieśni o pewnej,
Złodziejce nadobnej i pięknej,
Co włosy ma czarne jak grzech,
I jak pieśń brzmi jej okrutny śmiech!

Królowo złodziei,
Za którą bogacze krzyczeli,
Wejdziesz do domu mojego,
I nie zostawisz w nim niczego.

Pani która dostaniesz się wszędzie,
Wytrychem i pocałunkiem,
Ty nitki intryg przędziesz,
Damo parająca się rabunkiem,
Nikt cię w nocy nie ujrzy,
Nikt bogactw już nie zabierze,
Gdy wzrok twój ujrzą zabójczy,
Zmówią ostatnie pacierze.

Królowo złodziei,
Za którą mężowie krzyczeli,
Wejdziesz do serca mojego,
I nie zostawisz w nim niczego.

Wielu mężczyzn już wpadło,
W twoje miłosne sidła,
Tyle małżeństw się rozpadło,
Przez urok i twe romansidła,
Lecz mężczyzna wśród piasków Varantu,
O oczach koloru szmaragdu,
W końcu złote serce pochwycił,
I warstwę lodu na nim spłycił.

Po zakończeniu pieśni, Bella podeszła bliżej przyjaciółki i zaczęła klaskać w dłonie. Lacey odwróciła się i uśmiechnęła szeroko.
- A kogoż ja to widzę? – zaczęła. – Czy to aby nie najcudowniejsza dziewczyna na świecie?
- Nie przesadzaj, Lacey – Bella przytuliła dziewczynę. – Co cię sprowadza do Myrtany?
- Czas, abyśmy razem coś zdziałały. Twój miły charakter, wilk i moja księga zaklęć – wyciągnęła zza pasa książkę i otworzyła ją. – Masz ochotę trochę poczarować, mała? – dodała z entuzjazmem.
- Nie teraz – odparła Bella i usiadła obok przyjaciółki. – Nie jestem w nastroju do żartów. Właśnie dowiedziałam się prawdy o śmierci mojej babci.
- Współczuję ci – Lacey chwyciła ją za dłoń. – Jednak czas leci, a przygody nie będą czekać, prawda Albercie? – zwróciła się do mężczyzny, który tylko przytaknął.
Młoda czarodziejka powstała i złapała Bellę za rękę.
- Idziemy w świat, mała. Cokolwiek na nas tam czeka, damy radę.
Bella uśmiechnęła się i razem z przyjaciółką wyruszyła w dalszą podróż.
- Mogę wiedzieć, o kim była ta pieśń, którą śpiewałaś? – zapytała dziewczyna w czerwonej pelerynie.
- O pewnej złodziejce z tej księgi z różnymi opowieściami, którą ci kiedyś pokazywałam. Jeśli to wszystko jest prawdą, to niczego tak nie pragnę, jak spotkać ją we własnej osobie – Lacey uśmiechnęła się i chwyciła Bellę za rękę. – Podobno przebywa gdzieś na Korshaan ze swoim ukochanym, choć nie należy zawsze wierzyć opowieściom. Nigdy nie wiadomo, co zostało zmienione.
Dziewczyny opuściły miasto i, jako pierwszy cel swojej wyprawy, odwiedziły Faring. Wiele wydarzyło się potem, w czasie ich wędrówki po kontynencie. Pół roku po przybyciu Lacey do Vengardu, drogi przyjaciółek ponownie rozdzieliły się. Bella postanowiła odpocząć, przez jakiś czas, w jednym miejscu. Tym miejscem okazała się pewna karczma, w której miała już okazję gościć.
**********************Kilka lat później**********************
- Bella, nie mogę uwierzyć, że znów się spotykamy! – wykrzyczała Lacey, wchodząc do jej domu. – Ależ ty się zmieniłaś!
- Kobiety w ciąży zazwyczaj pięknieją – wskazała na swój brzuch i przytuliła przyjaciółkę.
- Który to już miesiąc? Piąty?
- Tak – kobiety przeszły do pokoju, w którym spoczęły na fotelach. – Nie możemy doczekać się już narodzin.
- A właśnie! Gdzie się podziewa twój małżonek?
- Wyjechał na jakąś wyprawę – Bella podeszła do niewielkiej szafki, na której stała taca z dzbanuszkiem i dwoma filiżankami i postawiła ją na stoliku. – Tak się o niego martwię, gdy wyjeżdża.
- On chce tego dziecka?
- Oczywiście! Nawet nie wiesz jak bardzo. Sam nalegał, abyśmy się postarali – Bella oparła się o fotel i wzięła łyk herbaty. – Jest taki kochany.
- Nie wątpię.
- A jak u ciebie w tych sprawach? Masz kogoś, Lacey?
- Faceci mnie nie interesują – odpowiedziała. – Wolę poświęcić się pogłębianiu swojej wiedzy.
- Uważaj, bo miłość może cię ominąć – zaśmiała się ciężarna dziewczyna. – Miałam szczęście, że ja nie musiałam szukać swojego wybranka. To on znalazł mnie.
Lacey poczuła zazdrość do Belli, z tego powodu, iż ta znalazła szczęście w miłości, a jej się nie udało. Chwyciła swoją filiżankę i wzięła łyk napoju.
- A tak właściwie, to jak chcecie nazwać dziecko? – zapytała, zmieniając temat.
- Myśleliśmy tylko nad przypadkiem, gdy będzie to chłopiec – odparła. – Chcielibyśmy nazwać go Felix.
- Cudownie – rzekła Lacey, uśmiechając się do przyjaciółki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz