wtorek, 16 grudnia 2014

Opowiadanie VI, Rozdział II "Studnia"



********Rok wcześniej*******
- A oto moja pracownia – odparł mag Zoso, wprowadzając Sophię do pomieszczenia, które zajmował. – Przesiaduję tu większość dnia.
- Cudownie – odparła bez entuzjazmu. – Opowiedziałeś mi już swoją historię z Nikki. Masz tu cokolwiek, co mogłoby nam pomóc w pozbyciu się jej raz na zawsze? – korsarka przysiadła na krześle z czerwonym obiciem i spojrzała na maga.
- Jakiś czas temu znaleziono pewną księgę – mężczyzna podszedł do biurka i wyciągnął z szuflady stary, zniszczony egzemplarz jakiegoś dzieła. Sophia spojrzała na tomisko.
- Co ty tam wyczytałeś? – zapytała. – Jeśli to jakaś mikstura lub zaklęcie, to Nikki zrobiła się ostatnio na to odporna. Wygramy tylko dzięki czemuś wyjątkowemu.
- Chyba nie wierzysz w moje umiejętności, Sophio – mag uśmiechnął się i otworzył księgę na jednej z nieuszkodzonych stron. Podszedł do wspólniczki i pokazał jej rycinę.
- Chcesz ją wrzucić do studni? – wybuchła śmiechem. – Przetrwała na morzu, to i tam przeżyje.
- Tu nie chodzi o tą studnię, tylko to co ona skrywa.
Sophia spojrzała na mężczyznę pytająco, na co ten przewrócił kartkę i zaprezentował ją kobiecie.
- Co to jest? - wzdrygnęła się i złapała dłońmi za poręcze krzesła.
- Coś, co odbierze Nikki najcenniejszą rzecz, jaką posiada – odparł Zoso, uśmiechając się, i zamknął księgę.
 
***************************
Żar lał się z nieba. Karawana, w której podróżowała Nikki oraz Scott, minęła właśnie Ben Sala. Mężczyzna ubrany był w beżową, lnianą koszulę oraz spodnie tego samego koloru. Dodatkowo miał na sobie swoją zieloną pelerynę z kapturem oraz chustę zakrywającą jego nos i usta. Nikki miała na sobie białą koszulę oraz jasne, obcisłe spodnie, a jej głowę zdobił turban, chroniący przed porażeniem słonecznym.
- A co jeśli jej tam nie będzie? – zapytał Scott, który jechał tuż obok przyjaciółki. – Może Sophia nie sprzymierzyła się z magami?
- Muszę sprawdzić każdy możliwy trop. Zaczniemy od Bakareshu, bo jeśli gdzieś są magowie to tylko tam.
- Co zrobisz, jak już ją znajdziesz? – zapytał.
Nikki spojrzała na mężczyznę, który zdał już sobie sprawę, że zna odpowiedź na to pytanie. To będzie walka na śmierć i życie.
Do celu dotarli pięć dni później. Słońce zaczynało już zachodzić, kiedy to Nikki i Scott wynajęli pokój w karczmie na uboczu. Dziewczyna podeszła do okna i uchyliła delikatnie zasłonę, przez którą wyjrzała na zewnątrz.
- Dom magów jest tam. Obok wejścia do świątyni – stwierdziła. – Nie będzie łatwo się tam zakraść, ale znam twoje umiejętności.
Mężczyzna spojrzał ze zdziwieniem na przyjaciółkę.
- Ja? – zapytał. – Myślałem, że będę robił za towarzysza.
- Towarzysz też czymś się wykazać musi. Poza tym, niektórzy mogą mnie pamiętać, mimo że upłynęło już jakieś sześć lat.
- Dobrze. Kiedy chcesz, żebym tam poszedł?
- Natychmiast – Nikki zasłoniła okno i podeszła do mężczyzny. – Skąd wiesz, czy może tam teraz nie spiskują? No! Raz, dwa!
- Nie musisz mnie tak pospieszać. Już idę – Scott upewnił się, że ma pod ręką to co najpotrzebniejsze i opuścił pokój.
Zrobiło się już zupełnie ciemno. Na ulicach miasta pojawiały się, od czasu do czasu, nieliczne osoby – strażnicy, pijani mieszkańcy wracający do swoich domów lub jakieś podejrzane typy kręcące się w ciasnych alejkach. Scott zakradł się na miejsce i przyczaił się przy jednym z otwartych okien. Ze środka dochodził dźwięk uderzających o siebie talerzy. To była kuchnia – pomyślał. Scott rozejrzał się jeszcze po oknach na tej ścianie i zauważył, że w pomieszczeniu nad kuchnią świeci się świeca. Mężczyzna wdrapał się po wystających cegłach na wysokość pierwszego piętra i zaczął podsłuchiwać czyjąś rozmowę.
- … było nudne. Trzy razy Arlo musiał mnie budzić – odparł mężczyzna o głosie tak skrzeczącym, że Scott miał przez chwilę uczucie, że jego uszy kaleczą odłamki szkła. – Tęskniłaś dziś za mną? – dodał.
- Oczywiście – z głosu jego rozmówczyni można było wywnioskować, że jest młodą dziewczyną. – Na co dziś masz ochotę?
- Zdaję się na twoją wyobraźnię, Ba… - zdanie przerwało mu wejście do pokoju trzeciej osoby. – Sophia! Widzę, że matka nie nauczyła Cię pukać!
- Nie miała nawet okazji, skoro została zamordowana przez szczura lądowego. Po pierwsze, lepiej zamykaj te drzwi, a po drugie, myślałam, że chociaż magowie są bardziej cnotliwi – korsarka spojrzała z pogardą na dziewczyną. – Zostaw nas samych – zwróciła się do niej i gdy ta zniknęła, kontynuowała. – Miałeś szukać studni, a nie zabawiać się z jakąś wywłoką.
- Nie bądź taka zła. Wiem, gdzie ona jest – mężczyzna podszedł do okna i spojrzał w dal.
- Naprawdę? Gdzie? – Sophia była jednocześnie zaskoczona i zadowolona.
- Jednak nie ma jej pod kwaterami kapłanów. Nie ma jej nawet w Al Shedim – mag odwrócił się plecami do okna i spojrzał na wspólniczkę. – Czas wyruszyć do Świątyni Ben Sala.
W tym momencie, jedna z cegieł, na której Scott opierał nogę, rozkruszyła się i mężczyzna spadł na ziemię.
- Co to było? – zapytał mag i wyjrzał przez okno, jednak nikogo nie zauważył. Złodziej zdążył się ukryć tuż za rogiem.
Oczekując na Scotta, Nikki postanowiła nieco zaznajomić się z bywalcami tutejszej karczmy. Możliwe jest, że część osób mogło spotkać Sophię w tych okolicach. Od samego początku, dziewczyna wpadła w oko jednemu z mężczyzn. Wysoki brunet o ciemnych oczach i ciele gladiatora.
- Co taka piękność jak ty robi w Bakareshu? – zaczepił Nikki, gdy ta tylko usiadła przy barze.
- Wzięłam sobie wolne – odparła i zamówiła wino u karczmarza.
- Jestem Luke – wyciągnął rękę w jej kierunku.
- A ja nie jestem zainteresowana – złodziejka wzięła łyk trunku i rozejrzała się po sali. – Często tak zaczepiasz kobiety?
- Tylko takie dorównujące twojej urodzie – mężczyzna poprosił karczmarza o to samo i spojrzał znów na Nikki. – Widzisz, znam to miasto jak własny miecz. Jego sekrety, mieszkańców i różne magiczne miejsca. Nie chciałabyś tego wszystkiego poznać, czarnulko?
- Jestem Ellen – przedstawiła się, uśmiechając się do mężczyzny. Jeśli mówił prawdę, że tak dobrze zna miasto, to powinien móc kojarzyć Sophię. – Więc o czym możesz mi opowiedzieć?
- O takich rzeczach lepiej rozmawiać w samotności. Może przejdźmy w jakieś odosobnione miejsce? Może twój pokój?
Nikki zaśmiała się głośno.
- Wstrzymaj się, mój ciemnoskóry przyjacielu. Nie jestem na tyle głupia albo pijana, by zapraszać Cię do własnego łóżka.
- Ale ja nie chcę… - odparł nieco zmieszany sytuacją.
- Już ja dobrze wiem, co chciałeś. Znam się na facetach bardziej niż ty znasz swój miecz – złodziejka wzięła kolejny łyk wina. – To jak? Co ciekawego tutaj zobaczę? – zapytała.
- Lubię takie niedostępne – uśmiechnął się i dopił trunek do końca. – Zależy co Cię interesuje. Świątynia, arena walk, targ? Może chciałabyś kiedyś zobaczyć jakąś walkę?
- Może – powiedziała to, puszczając oczko Lukowi. – A co byś mi powiedział o tutejszych magach?
- Całymi dniami siedzą albo w Świątyni albo w swoim domu. Od czasu do czasu, przechadzają się po mieście głosząc słowo Beliara i zbierają datki.
- Słyszałam plotki, że jeden z nich ma rudowłosą kochankę – szepnęła mu na ucho.
- To tylko plotki. Nic niepotwierdzonego.
Nikki zauważyła, że mężczyzna coś ukrywa. Możliwe, że Luke widział Sophię razem z magami, jednak aby wydobyć z niego tą informację, musiała zbliżyć się do niego bardziej.
- Widzisz, Luke, byłabym wdzięczna za każdą możliwą informację – położyła dłoń na jego udzie i zaczęła powoli przesuwać ją do góry. Mężczyzna uśmiechnął się.
- Do jednego z nich przychodzi jakaś ruda kobieta. Nie znam jej imienia, ale rozmawiała ze mną, gdy szukała drogi do magów.
- Byłeś bardzo pomocny – Nikki mówiła spokojnym, pełnym namiętności głosem. Zbliżyła swoje usta do jego ucha. – Każda informacja powinna być odpowiednio nagrodzona, nieprawdaż?
W tej samej chwili, do karczmy powrócił Scott, który złapał Nikki za ramię i pociągnął ją za sobą na górę. Idąc po schodach, złodziejka zdążyła posłać buziaka nowopoznanemu mężczyźnie.
- Co jest? – zapytała, gdy byli już w swoim pokoju. – Wiem, że tu są. Widziałeś ich?
- Podsłuchałem ich rozmowę – Scott rzucił swoją torbę na łóżko i wyciągnął sakiewkę z monetami. - Rano wyruszamy.
- Gdzie?
- Do Świątyni Ben Sala. Musimy zniszczyć studnię.
Dotarli tam po czterech dniach. Brak burzy piaskowej i trochę niższa temperatura sprawiła, że przybyli na miejsce szybciej. Przed świątynią nie zauważyli żadnych śladów ludzi, więc zdali sobie sprawę, że są tu przed Sophią i magiem. Nikki zbliżyła się do otwartych drzwi budynku i zajrzała do środka. Było pusto, jak w każdej opuszczonej świątyni. Czas i grabieżcy zrobili swoje. Większość płaskorzeźb i posągów było już zniszczonych do tego stopnia, że ciężko było rozpoznać co przedstawiały.
- Gdzie mamy jej szukać? – zapytała dziewczyna, gdy zrobiła pierwszy krok do przodu.
- Pojęcia nie mam – Scott wszedł do świątyni tuż za Nikki. W dłoni trzymał pochodnię, mimo że wcale nie było tak ciemno. – Na pewno jest gdzieś niżej, ale głupotą byłoby zapuszczać się w tą sieć korytarzy. Zwłaszcza jeśli nie mamy mapy lub jakichś wskazówek.
- Nie mamy wyjścia, Scott – dziewczyna zbliżyła Siudo schodów prowadzących na dół. – Będziemy oznaczać drogę, którą przejdziemy, żebyśmy mogli wrócić.
- Sądzisz, że zdążymy zanim Sophia i ten mag przy… - urwał zdanie, po tym, gdy oboje usłyszeli rozmowę dwójki osób zmierzających do świątyni. – Szybko! Schowajmy się za tym filarem.
Scott złapał Nikki za rękę i pociągnął ją za sobą, aż do przewróconej kolumny, za którą ukryli się. Złodziejka wychyliła głowę z ukrycia i zauważyła korsarkę oraz czarnego maga, wchodzących do budynku.
- To mój najszczęśliwszy dzień w życiu! – odparła Sophia, wykrzykując to z entuzjazmem. – Nie mogę się doczekać, aż to ją pochłonie.
- Pochłonie? – zapytał szeptem Scott. – Wiesz o czym ona mówi?
- Nie – dziewczyna uważnie śledziła wzrokiem dwójkę, aż do momentu, gdy oboje zniknęli na schodach. – Idziemy za nimi – rozkazała i ruszyła po śladach Sophii i Zoso. Scott podążył tuż za nią.
Pierwszy korytarz w lewo, potem trzeci w prawo, następnie w dół po schodach i na koniec czwarte przejście na prawo. Dotarli do niewielkiego pomieszczenia, w którym w jednej ze ścian, znajdował się średniej wielkości otwór prowadzący do większego pokoju. Nikki zajrzała do środka i ujrzała dwójkę swoich wrogów stojących przy starej studni. Mimo, że mag zapalił wszystkie pochodnie znajdujące się w środku, panował tu półmrok.
- Wystarczy, że go tu wrzucę? – rudowłosa kobieta wyciągnęła fiolkę, w której znajdował się włos Nikki.
- Tak, a wtedy Nikki nie będzie już naszym zmartwieniem. Uratować ją może tylko włos kogoś innego.
- Na wasze nieszczęście, ja jeszcze żyję – złodziejka weszła do pomieszczenia, a tuż za nią Scott, który już wcześniej przygotował łuk ze strzałami gotowymi do wystrzelenia.
Korsarka odwróciła się i zaczęła głośno śmiać.
- Naprawdę myślisz, że mnie pokonasz? Tego nic nie zatrzyma – powiedziała i wyciągnęła korek z butelki, którą natychmiast wrzuciła do studni.
W tej samej chwili, Scott wypuścił strzałę w kierunku Sophii, jednak Zoso zdołał ją w porę zamienić w proch.
- Myślałeś, że mnie zabijesz? – zwróciła się do niego, po czym spojrzała na maga i skinęła delikatnie głową. Mężczyzna wyciągnął dłoń przed siebie i jakaś siła sprawiła, że Scott odskoczył do tyłu, uderzając plecami o ścianę.
Nikki spojrzała na przyjaciela. Był nieprzytomny. Chwyciła w dłoń jedną z mikstur, które miała przy pasie i cisnęła ją o podłogę. Mokra plama zaczęła wydzielać z siebie duże ilości szarego dymu.
- Złapcie mnie, jeśli potraficie – odparła i zniknęła w chmurze.
- Nie zamierzamy Cię złapać, Nikki – odezwał się Zoso. – Nasłuchuj uważnie.
Poza skwierczeniem parującej mikstury, nikt nie wydawał z siebie najmniejszego odgłosu. Nikki czuła, że serce zaczyna bić jej coraz szybciej. Nie wiedziała, co takiego zrobili Zoso i Sophia.
Nagle ciszę przerwał plusk. Fiolka z włosami złodziejki doleciała do dna studni. Korsarka spojrzała na wspólnika i uśmiechnęła się do niego.
- Uciekamy! – zawołała, jednak, gdy chciała zrobić pierwszy krok w stronę wyjścia, z kłębów dymu wyskoczyła Nikki, przewracając Sophię na ziemię.
- Jeśli mam zginąć przez to coś, to ty również na tym ucierpisz! – Nikki złapała kobietę za ręce, starając się nie pozwolić jej na ucieczkę.
- Nic nie rozumiesz – rudowłosa zaśmiała się głośno. – To mnie nie skrzywdzi. Będzie polowało wyłącznie na Ciebie, aż się nie pożywi.
- Pożywi?
- Jego zadowoli tylko ludzka dusza – korsarka wyrwała jedną z dłoni z uścisku Nikki i uderzyła przeciwniczkę w twarz. Ból sprawił, że Nikki, na chwilę, odpuściła unieruchomienie Sophii, dzięki czemu kobieta zdołała odepchnąć złodziejkę od siebie.
- Walka z tobą, Sophio, to jak dziecinna gra.
- Ale w tej grze zwyciężasz albo umierasz – rudowłosa podniosła się i spojrzała w kierunku, gdzie stał wcześniej mag, jednak nie mogła go dostrzec.
Opary dymu zaczęły opadać i oczom obu kobiet ukazał się Scott trzymający swój sztylet na gardle Zoso. Nikki uśmiechnęła się tryumfalnie, jednak z jej twarzy szybko zniknęła radość, gdy zobaczyła postać, która zaczęła wychodzić ze studni. Było to coś na kształt wielkiego zwierzęcia, podobnego do psa, obdartego ze skóry i stojącego na tylnich łapach, od czasu do czasu, podpierającego się na przednich.
- Baw się dobrze, Nikki – dodała na koniec Sophia i rzuciła się do wyjścia.
Tajemnicza bestia, po wyjściu ze studni, zaczęła szukać swojego kolejnego celu. Uniosła nos do góry i węszyła w poszukiwaniu Nikki, która powoli wycofywała się do ściany, aż na nią nie natrafiła. Potwór poruszał się wolno, jednak z każdym krokiem wydawał się coraz bardziej przerażający.
- Jak to powstrzymać? – Scott docisnął mocniej sztylet do szyi maga. – Mów!
Zoso zaśmiał się, lecz nic nie odpowiedział. Istniał tylko jeden sposób na powstrzymanie bestii i nie miał zamiaru zdradzić go, ratując tym samym kogoś, kto kiedyś próbował okraść Świątynię Beliara.
- Wiesz, że zginiesz, jeśli z jej głowy spadnie choć jeden włos! – złodziej rzucił maga na kolana i spojrzał na Nikki opartą o ścianę i zbliżającego się do niej potwora. – Nie będę dłużej czekać!
Scott miał już dosyć milczenia Zoso. Gdy miał już ochotę dźgnąć go sztyletem, coś sobie przypomniał. Tuż przed wejściem do pomieszczenia, usłyszał słowa maga, które brzmiały: „Uratować ją może tylko włos kogoś innego.” No tak! Bestia przestanie polować na Nikki, jeśli będzie miała inny cel. Mężczyzna spojrzał na swojego zakładnika i wyrwał mu kilka włosów, które mu pozostały. Wrzucił je do pustej fiolki, którą miał przy sobie i cisnął ją do studni.
- Wolałbym, żeby to była ta ruda, ale byłeś akurat pod ręką – powiedział i ponownie spojrzał na przyjaciółkę.
Bestia zatrzymała się kilka metrów przed nią i otworzyła swój pysk. Niebieska poświata, która nagle objęła Nikki, zaczęła się z niej ulatniać, kierując się w stronę potwora. Dziewczyna czuła, że słabnie.
- Szybciej, szybciej – mówił do siebie Scott, licząc na to, by fiolka z włosami maga jak najprędzej dotarła do dna.
- Jeśli mam tu zginąć – odezwał się w końcu mag. – To razem z wami – wyciągnął dłoń przed siebie i zaczął ją zaciskać, co spowodowało, że filary, podtrzymujące sufit, zaczęły się kruszyć.
Złodziej odepchnął od siebie Zoso i ruszył w stronę Nikki, która powoli zaczęła osuwać się na ziemię. W chwili, gdy był już obok bestii, usłyszał jak fiolka z włosami maga wpada do wody. Potwór oderwał się od Nikki i ruszył w przeciwnym kierunku. Leżący na ziemi mężczyzna, przygotował kulę ognia i wypuścił ją w stronę nadchodzącego zagrożenia. Nic to jednak nie dało. Potwór zbliżył się do niego i postąpił tak jak z Nikki – zaczął wysysać jego duszę.
Gdy Scott podbiegł do Nikki, dziewczyna czuła się tak słabo, że nie była w stanie się podnieść. Złodziej złapał ją pod ramię i ruszył w stronę wyjścia. Sufit zaczął powoli się kruszyć, a jego części zaczęły spadać na podłogę.
W czasie, kiedy dwójka złodziei ruszyła w drogę powrotną, Sophia zdążyła wydostać się na zewnątrz. Dosiadła swojego wielbłąda i zaczęła przyglądać się wejściu do świątyni, by ujrzeć uciekającego z niej maga. Ku jej zdziwieniu, to nie Zoso opuścił ją tuż za Sophią. Scott pomógł dziewczynie usiąść na ziemi, a sam pobiegł w stronę, gdzie zostawili swoje  wielbłądy.
- To nie koniec, Nikki! – krzyknęła rozłoszczona Sophia. – Może tym razem uciekłaś temu, co zaplanowałam, ale następnym razem będzie inaczej.
Złodziejka uśmiechnęła się i odezwała się tak głośno, jak tylko potrafiła.
- Złodziej nigdy nie przegrywa! Mam się z czego cieszyć, ruda!
- Tak… Ciesz się z tych chwil, które masz, ponieważ nie zostało Ci ich już wiele! – wykrzyknęła i ruszyła w stronę Bakareshu.
********Jakiś czas później*********
- Może jeszcze jednego, pani kapitan? – zapytał karczmarz, stawiając butelkę rumu na blacie. – Od paru miesięcy przychodzisz do mojej karczmy i nie robisz nic, tylko pijesz. Coś Cię dręczy?
Sophia spojrzała na butelkę i sięgnęła po nią, by uzupełnić swój kielich. Wzięła głęboki łyk i westchnęła głośno.
-  Daj mi spokój, chyba że chciałbyś przejść się po desce wprost do morza – uśmiechnęła się, na siłę, do mężczyzny, który zabrał pustą butelkę rumu.
Z chęcią, takim sposobem nakarmiłabym tą złodziejką rekiny – pomyślała. – Mam już nowy statek i załogę. Teraz potrzebuję tylko dobrego planu zemsty.
Kobieta dopiła trunek i, gdy miała już wstać, zaczepił ją mężczyzna siedzący parę miejsc dalej.
- Może jeszcze jeden? – zapytał. – Na mój koszt, ognistowłosa.
Sophia przyjrzała się nieznajomemu. Był całkiem przystojnym mężczyzną o ciemnych włosach. Ubrany był w zwyczajne ubrania, odpowiednie na gorący klimat Varantu – biała, lekka koszula oraz ciemne spodnie, przy których znajdował się pas ze sztyletem oraz sakiewką pełną monet.
Jako, że nie miała ciekawszego zajęcia, Sophia postanowiła pozostać przy barze trochę dłużej.
- Jesteś najemnikiem, czy kimś takim? – zapytała, wskazując na jego miecz.
- Możliwe – uśmiechnął się, podając korsarce kielich wina. – Od jakiegoś czasu przyglądam się Tobie i widzę, że często przesiadujesz tutaj w samotności. Wyglądasz mi na podróżniczkę.
- To prawda, często podróżuje – spojrzała na mężczyznę i wzięła łyk napoju. – Teraz mam taki okres zastoju. Zero przygód, wypraw w nieznane. Odreagowuje ostatnie miesiące.
- Odreagowujesz? Po ilości wypitego alkoholu wnioskuję, że to coś poważnego.
- Chcę się pozbyć pewnego szczura lądowego, ale za każdym razem, wymyka mi się – Sophia wróciła myślami do momentu, gdy Nikki zauważyła, co takiego przyzwała wraz z magiem. Spodobał jej się ten strach w oczach złodziejki. – Czasami mam ochotę wybrać się na polowanie i zastrzelić te jej jelenie oczy.
- A więc rywalka! Zapewne chodzi o jakiegoś faceta – mężczyzna dopił trunek do końca i podniósł się. – Wzywają mnie pewne sprawy, ale jakbyś chciała mojej pomocy w pozbyciu się swojego problemu, jestem do usług... – zrobił pauzę i spojrzał na kobietę w taki sposób, by zdradziła mu swoje imię.
- Sophia – przedstawiła się. – Sama muszę się z tym uporać, ale jakbyś chciał ze mną pogawędzić, to znajdziesz mnie na moim statku, w porcie.
- Czyli jesteś taką podróżniczką – zaśmiał się i rzucił na ladę parę srebrnych monet.
Kobieta spojrzała na kieszeń w jego spodniach, z której wystawał klucz.
- Mieszkasz w tej karczmie? – zapytała, wskazując na schowek.
- Zatrzymałem się tu na kilka dni. Jutro opuszczam Bakaresh.
Korsarka poniosła się i złapała mężczyznę za rękę i zaprowadziła go na pierwsze piętro tawerny. Zatrzymali się przy drzwiach z numerem „5”. Sophia sięgnęła do kieszeni mężczyzny i wyciągnęła klucz, którym otworzyła pokój.
- Jak Cię zwą, przyjacielu? – zapytała, wchodząc do środka.
- Lukixxx – odparł, lecz gdy chciał dowiedzieć się, dlaczego przyprowadziła go tutaj, zamknęła mu usta, swoimi ustami.
- Nic nie mów, Lukixxx – powiedziała, rzucając mężczyznę na łóżko. - Muszę zapomnieć o pewnej osobie, a ty wydajesz mi się do tego najbardziej odpowiedni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz