********Rok
wcześniej*******
-
A oto moja pracownia – odparł mag Zoso, wprowadzając Sophię do pomieszczenia,
które zajmował. – Przesiaduję tu większość dnia.
-
Cudownie – odparła bez entuzjazmu. – Opowiedziałeś mi już swoją historię z
Nikki. Masz tu cokolwiek, co mogłoby nam pomóc w pozbyciu się jej raz na
zawsze? – korsarka przysiadła na krześle z czerwonym obiciem i spojrzała na
maga.
-
Jakiś czas temu znaleziono pewną księgę – mężczyzna podszedł do biurka i
wyciągnął z szuflady stary, zniszczony egzemplarz jakiegoś dzieła. Sophia
spojrzała na tomisko.
-
Co ty tam wyczytałeś? – zapytała. – Jeśli to jakaś mikstura lub zaklęcie, to
Nikki zrobiła się ostatnio na to odporna. Wygramy tylko dzięki czemuś
wyjątkowemu.
-
Chyba nie wierzysz w moje umiejętności, Sophio – mag uśmiechnął się i otworzył
księgę na jednej z nieuszkodzonych stron. Podszedł do wspólniczki i pokazał jej
rycinę.
-
Chcesz ją wrzucić do studni? – wybuchła śmiechem. – Przetrwała na morzu, to i tam
przeżyje.
-
Tu nie chodzi o tą studnię, tylko to co ona skrywa.
Sophia
spojrzała na mężczyznę pytająco, na co ten przewrócił kartkę i zaprezentował ją
kobiecie.
-
Co to jest? - wzdrygnęła się i złapała dłońmi za poręcze krzesła.
- Coś, co odbierze Nikki najcenniejszą
rzecz, jaką posiada – odparł Zoso, uśmiechając się, i zamknął księgę.
***************************
Żar
lał się z nieba. Karawana, w której podróżowała Nikki oraz Scott, minęła
właśnie Ben Sala. Mężczyzna ubrany był w beżową, lnianą koszulę oraz spodnie
tego samego koloru. Dodatkowo miał na sobie swoją zieloną pelerynę z kapturem
oraz chustę zakrywającą jego nos i usta. Nikki miała na sobie białą koszulę
oraz jasne, obcisłe spodnie, a jej głowę zdobił turban, chroniący przed porażeniem
słonecznym.
-
A co jeśli jej tam nie będzie? – zapytał Scott, który jechał tuż obok
przyjaciółki. – Może Sophia nie sprzymierzyła się z magami?
-
Muszę sprawdzić każdy możliwy trop. Zaczniemy od Bakareshu, bo jeśli gdzieś są
magowie to tylko tam.
-
Co zrobisz, jak już ją znajdziesz? – zapytał.
Nikki
spojrzała na mężczyznę, który zdał już sobie sprawę, że zna odpowiedź na to
pytanie. To będzie walka na śmierć i życie.
Do
celu dotarli pięć dni później. Słońce zaczynało już zachodzić, kiedy to Nikki i
Scott wynajęli pokój w karczmie na uboczu. Dziewczyna podeszła do okna i
uchyliła delikatnie zasłonę, przez którą wyjrzała na zewnątrz.
-
Dom magów jest tam. Obok wejścia do świątyni – stwierdziła. – Nie będzie łatwo
się tam zakraść, ale znam twoje umiejętności.
Mężczyzna
spojrzał ze zdziwieniem na przyjaciółkę.
-
Ja? – zapytał. – Myślałem, że będę robił za towarzysza.
-
Towarzysz też czymś się wykazać musi. Poza tym, niektórzy mogą mnie pamiętać,
mimo że upłynęło już jakieś sześć lat.
-
Dobrze. Kiedy chcesz, żebym tam poszedł?
-
Natychmiast – Nikki zasłoniła okno i podeszła do mężczyzny. – Skąd wiesz, czy
może tam teraz nie spiskują? No! Raz, dwa!
-
Nie musisz mnie tak pospieszać. Już idę – Scott upewnił się, że ma pod ręką to
co najpotrzebniejsze i opuścił pokój.
Zrobiło
się już zupełnie ciemno. Na ulicach miasta pojawiały się, od czasu do czasu,
nieliczne osoby – strażnicy, pijani mieszkańcy wracający do swoich domów lub
jakieś podejrzane typy kręcące się w ciasnych alejkach. Scott zakradł się na
miejsce i przyczaił się przy jednym z otwartych okien. Ze środka dochodził
dźwięk uderzających o siebie talerzy. To
była kuchnia – pomyślał. Scott rozejrzał się jeszcze po oknach na tej ścianie
i zauważył, że w pomieszczeniu nad kuchnią świeci się świeca. Mężczyzna wdrapał
się po wystających cegłach na wysokość pierwszego piętra i zaczął podsłuchiwać
czyjąś rozmowę.
-
… było nudne. Trzy razy Arlo musiał mnie budzić – odparł mężczyzna o głosie tak
skrzeczącym, że Scott miał przez chwilę uczucie, że jego uszy kaleczą odłamki
szkła. – Tęskniłaś dziś za mną? – dodał.
-
Oczywiście – z głosu jego rozmówczyni można było wywnioskować, że jest młodą
dziewczyną. – Na co dziś masz ochotę?
-
Zdaję się na twoją wyobraźnię, Ba… - zdanie przerwało mu wejście do pokoju
trzeciej osoby. – Sophia! Widzę, że matka nie nauczyła Cię pukać!
-
Nie miała nawet okazji, skoro została zamordowana przez szczura lądowego. Po
pierwsze, lepiej zamykaj te drzwi, a po drugie, myślałam, że chociaż magowie są
bardziej cnotliwi – korsarka spojrzała z pogardą na dziewczyną. – Zostaw nas
samych – zwróciła się do niej i gdy ta zniknęła, kontynuowała. – Miałeś szukać
studni, a nie zabawiać się z jakąś wywłoką.
-
Nie bądź taka zła. Wiem, gdzie ona jest – mężczyzna podszedł do okna i spojrzał
w dal.
-
Naprawdę? Gdzie? – Sophia była jednocześnie zaskoczona i zadowolona.
-
Jednak nie ma jej pod kwaterami kapłanów. Nie ma jej nawet w Al Shedim – mag
odwrócił się plecami do okna i spojrzał na wspólniczkę. – Czas wyruszyć do
Świątyni Ben Sala.
W
tym momencie, jedna z cegieł, na której Scott opierał nogę, rozkruszyła się i
mężczyzna spadł na ziemię.
-
Co to było? – zapytał mag i wyjrzał przez okno, jednak nikogo nie zauważył. Złodziej
zdążył się ukryć tuż za rogiem.
Oczekując
na Scotta, Nikki postanowiła nieco zaznajomić się z bywalcami tutejszej
karczmy. Możliwe jest, że część osób mogło spotkać Sophię w tych okolicach. Od
samego początku, dziewczyna wpadła w oko jednemu z mężczyzn. Wysoki brunet o
ciemnych oczach i ciele gladiatora.
-
Co taka piękność jak ty robi w Bakareshu? – zaczepił Nikki, gdy ta tylko
usiadła przy barze.
-
Wzięłam sobie wolne – odparła i zamówiła wino u karczmarza.
-
Jestem Luke – wyciągnął rękę w jej kierunku.
-
A ja nie jestem zainteresowana – złodziejka wzięła łyk trunku i rozejrzała się
po sali. – Często tak zaczepiasz kobiety?
-
Tylko takie dorównujące twojej urodzie – mężczyzna poprosił karczmarza o to
samo i spojrzał znów na Nikki. – Widzisz, znam to miasto jak własny miecz. Jego
sekrety, mieszkańców i różne magiczne miejsca. Nie chciałabyś tego wszystkiego
poznać, czarnulko?
-
Jestem Ellen – przedstawiła się, uśmiechając się do mężczyzny. Jeśli mówił
prawdę, że tak dobrze zna miasto, to powinien móc kojarzyć Sophię. – Więc o
czym możesz mi opowiedzieć?
-
O takich rzeczach lepiej rozmawiać w samotności. Może przejdźmy w jakieś odosobnione
miejsce? Może twój pokój?
Nikki
zaśmiała się głośno.
-
Wstrzymaj się, mój ciemnoskóry przyjacielu. Nie jestem na tyle głupia albo
pijana, by zapraszać Cię do własnego łóżka.
-
Ale ja nie chcę… - odparł nieco zmieszany sytuacją.
-
Już ja dobrze wiem, co chciałeś. Znam się na facetach bardziej niż ty znasz
swój miecz – złodziejka wzięła kolejny łyk wina. – To jak? Co ciekawego tutaj
zobaczę? – zapytała.
-
Lubię takie niedostępne – uśmiechnął się i dopił trunek do końca. – Zależy co
Cię interesuje. Świątynia, arena walk, targ? Może chciałabyś kiedyś zobaczyć
jakąś walkę?
-
Może – powiedziała to, puszczając oczko Lukowi. – A co byś mi powiedział o
tutejszych magach?
-
Całymi dniami siedzą albo w Świątyni albo w swoim domu. Od czasu do czasu,
przechadzają się po mieście głosząc słowo Beliara i zbierają datki.
-
Słyszałam plotki, że jeden z nich ma rudowłosą kochankę – szepnęła mu na ucho.
-
To tylko plotki. Nic niepotwierdzonego.
Nikki
zauważyła, że mężczyzna coś ukrywa. Możliwe, że Luke widział Sophię razem z
magami, jednak aby wydobyć z niego tą informację, musiała zbliżyć się do niego
bardziej.
-
Widzisz, Luke, byłabym wdzięczna za każdą możliwą informację – położyła dłoń na
jego udzie i zaczęła powoli przesuwać ją do góry. Mężczyzna uśmiechnął się.
-
Do jednego z nich przychodzi jakaś ruda kobieta. Nie znam jej imienia, ale
rozmawiała ze mną, gdy szukała drogi do magów.
-
Byłeś bardzo pomocny – Nikki mówiła spokojnym, pełnym namiętności głosem.
Zbliżyła swoje usta do jego ucha. – Każda informacja powinna być odpowiednio
nagrodzona, nieprawdaż?
W
tej samej chwili, do karczmy powrócił Scott, który złapał Nikki za ramię i
pociągnął ją za sobą na górę. Idąc po schodach, złodziejka zdążyła posłać
buziaka nowopoznanemu mężczyźnie.
-
Co jest? – zapytała, gdy byli już w swoim pokoju. – Wiem, że tu są. Widziałeś
ich?
-
Podsłuchałem ich rozmowę – Scott rzucił swoją torbę na łóżko i wyciągnął
sakiewkę z monetami. - Rano wyruszamy.
-
Gdzie?
-
Do Świątyni Ben Sala. Musimy zniszczyć studnię.
Dotarli
tam po czterech dniach. Brak burzy piaskowej i trochę niższa temperatura
sprawiła, że przybyli na miejsce szybciej. Przed świątynią nie zauważyli
żadnych śladów ludzi, więc zdali sobie sprawę, że są tu przed Sophią i magiem.
Nikki zbliżyła się do otwartych drzwi budynku i zajrzała do środka. Było pusto,
jak w każdej opuszczonej świątyni. Czas i grabieżcy zrobili swoje. Większość
płaskorzeźb i posągów było już zniszczonych do tego stopnia, że ciężko było
rozpoznać co przedstawiały.
-
Gdzie mamy jej szukać? – zapytała dziewczyna, gdy zrobiła pierwszy krok do
przodu.
-
Pojęcia nie mam – Scott wszedł do świątyni tuż za Nikki. W dłoni trzymał
pochodnię, mimo że wcale nie było tak ciemno. – Na pewno jest gdzieś niżej, ale
głupotą byłoby zapuszczać się w tą sieć korytarzy. Zwłaszcza jeśli nie mamy
mapy lub jakichś wskazówek.
-
Nie mamy wyjścia, Scott – dziewczyna zbliżyła Siudo schodów prowadzących na
dół. – Będziemy oznaczać drogę, którą przejdziemy, żebyśmy mogli wrócić.
-
Sądzisz, że zdążymy zanim Sophia i ten mag przy… - urwał zdanie, po tym, gdy
oboje usłyszeli rozmowę dwójki osób zmierzających do świątyni. – Szybko!
Schowajmy się za tym filarem.
Scott
złapał Nikki za rękę i pociągnął ją za sobą, aż do przewróconej kolumny, za
którą ukryli się. Złodziejka wychyliła głowę z ukrycia i zauważyła korsarkę
oraz czarnego maga, wchodzących do budynku.
-
To mój najszczęśliwszy dzień w życiu! – odparła Sophia, wykrzykując to z
entuzjazmem. – Nie mogę się doczekać, aż to ją pochłonie.
-
Pochłonie? – zapytał szeptem Scott. – Wiesz o czym ona mówi?
-
Nie – dziewczyna uważnie śledziła wzrokiem dwójkę, aż do momentu, gdy oboje
zniknęli na schodach. – Idziemy za nimi – rozkazała i ruszyła po śladach Sophii
i Zoso. Scott podążył tuż za nią.
Pierwszy
korytarz w lewo, potem trzeci w prawo, następnie w dół po schodach i na koniec
czwarte przejście na prawo. Dotarli do niewielkiego pomieszczenia, w którym w
jednej ze ścian, znajdował się średniej wielkości otwór prowadzący do większego
pokoju. Nikki zajrzała do środka i ujrzała dwójkę swoich wrogów stojących przy
starej studni. Mimo, że mag zapalił wszystkie pochodnie znajdujące się w
środku, panował tu półmrok.
-
Wystarczy, że go tu wrzucę? – rudowłosa kobieta wyciągnęła fiolkę, w której
znajdował się włos Nikki.
-
Tak, a wtedy Nikki nie będzie już naszym zmartwieniem. Uratować ją może tylko
włos kogoś innego.
-
Na wasze nieszczęście, ja jeszcze żyję – złodziejka weszła do pomieszczenia, a
tuż za nią Scott, który już wcześniej przygotował łuk ze strzałami gotowymi do
wystrzelenia.
Korsarka
odwróciła się i zaczęła głośno śmiać.
-
Naprawdę myślisz, że mnie pokonasz? Tego nic nie zatrzyma – powiedziała i
wyciągnęła korek z butelki, którą natychmiast wrzuciła do studni.
W
tej samej chwili, Scott wypuścił strzałę w kierunku Sophii, jednak Zoso zdołał
ją w porę zamienić w proch.
-
Myślałeś, że mnie zabijesz? – zwróciła się do niego, po czym spojrzała na maga
i skinęła delikatnie głową. Mężczyzna wyciągnął dłoń przed siebie i jakaś siła
sprawiła, że Scott odskoczył do tyłu, uderzając plecami o ścianę.
Nikki
spojrzała na przyjaciela. Był nieprzytomny. Chwyciła w dłoń jedną z mikstur,
które miała przy pasie i cisnęła ją o podłogę. Mokra plama zaczęła wydzielać z
siebie duże ilości szarego dymu.
-
Złapcie mnie, jeśli potraficie – odparła i zniknęła w chmurze.
-
Nie zamierzamy Cię złapać, Nikki – odezwał się Zoso. – Nasłuchuj uważnie.
Poza
skwierczeniem parującej mikstury, nikt nie wydawał z siebie najmniejszego
odgłosu. Nikki czuła, że serce zaczyna bić jej coraz szybciej. Nie wiedziała,
co takiego zrobili Zoso i Sophia.
Nagle
ciszę przerwał plusk. Fiolka z włosami złodziejki doleciała do dna studni.
Korsarka spojrzała na wspólnika i uśmiechnęła się do niego.
-
Uciekamy! – zawołała, jednak, gdy chciała zrobić pierwszy krok w stronę
wyjścia, z kłębów dymu wyskoczyła Nikki, przewracając Sophię na ziemię.
-
Jeśli mam zginąć przez to coś, to ty również na tym ucierpisz! – Nikki złapała
kobietę za ręce, starając się nie pozwolić jej na ucieczkę.
-
Nic nie rozumiesz – rudowłosa zaśmiała się głośno. – To mnie nie skrzywdzi.
Będzie polowało wyłącznie na Ciebie, aż się nie pożywi.
-
Pożywi?
-
Jego zadowoli tylko ludzka dusza – korsarka wyrwała jedną z dłoni z uścisku
Nikki i uderzyła przeciwniczkę w twarz. Ból sprawił, że Nikki, na chwilę,
odpuściła unieruchomienie Sophii, dzięki czemu kobieta zdołała odepchnąć
złodziejkę od siebie.
-
Walka z tobą, Sophio, to jak dziecinna gra.
-
Ale w tej grze zwyciężasz albo umierasz – rudowłosa podniosła się i spojrzała w
kierunku, gdzie stał wcześniej mag, jednak nie mogła go dostrzec.
Opary
dymu zaczęły opadać i oczom obu kobiet ukazał się Scott trzymający swój sztylet
na gardle Zoso. Nikki uśmiechnęła się tryumfalnie, jednak z jej twarzy szybko
zniknęła radość, gdy zobaczyła postać, która zaczęła wychodzić ze studni. Było
to coś na kształt wielkiego zwierzęcia, podobnego do psa, obdartego ze skóry i
stojącego na tylnich łapach, od czasu do czasu, podpierającego się na
przednich.
-
Baw się dobrze, Nikki – dodała na koniec Sophia i rzuciła się do wyjścia.
Tajemnicza
bestia, po wyjściu ze studni, zaczęła szukać swojego kolejnego celu. Uniosła
nos do góry i węszyła w poszukiwaniu Nikki, która powoli wycofywała się do
ściany, aż na nią nie natrafiła. Potwór poruszał się wolno, jednak z każdym
krokiem wydawał się coraz bardziej przerażający.
-
Jak to powstrzymać? – Scott docisnął mocniej sztylet do szyi maga. – Mów!
Zoso
zaśmiał się, lecz nic nie odpowiedział. Istniał tylko jeden sposób na
powstrzymanie bestii i nie miał zamiaru zdradzić go, ratując tym samym kogoś,
kto kiedyś próbował okraść Świątynię Beliara.
-
Wiesz, że zginiesz, jeśli z jej głowy spadnie choć jeden włos! – złodziej
rzucił maga na kolana i spojrzał na Nikki opartą o ścianę i zbliżającego się do
niej potwora. – Nie będę dłużej czekać!
Scott
miał już dosyć milczenia Zoso. Gdy miał już ochotę dźgnąć go sztyletem, coś
sobie przypomniał. Tuż przed wejściem do pomieszczenia, usłyszał słowa maga,
które brzmiały: „Uratować ją może tylko włos kogoś innego.” No tak! Bestia przestanie polować na Nikki,
jeśli będzie miała inny cel. Mężczyzna spojrzał na swojego zakładnika i
wyrwał mu kilka włosów, które mu pozostały. Wrzucił je do pustej fiolki, którą
miał przy sobie i cisnął ją do studni.
-
Wolałbym, żeby to była ta ruda, ale byłeś akurat pod ręką – powiedział i
ponownie spojrzał na przyjaciółkę.
Bestia
zatrzymała się kilka metrów przed nią i otworzyła swój pysk. Niebieska
poświata, która nagle objęła Nikki, zaczęła się z niej ulatniać, kierując się w
stronę potwora. Dziewczyna czuła, że słabnie.
-
Szybciej, szybciej – mówił do siebie Scott, licząc na to, by fiolka z włosami
maga jak najprędzej dotarła do dna.
-
Jeśli mam tu zginąć – odezwał się w końcu mag. – To razem z wami – wyciągnął
dłoń przed siebie i zaczął ją zaciskać, co spowodowało, że filary,
podtrzymujące sufit, zaczęły się kruszyć.
Złodziej
odepchnął od siebie Zoso i ruszył w stronę Nikki, która powoli zaczęła osuwać
się na ziemię. W chwili, gdy był już obok bestii, usłyszał jak fiolka z włosami
maga wpada do wody. Potwór oderwał się od Nikki i ruszył w przeciwnym kierunku.
Leżący na ziemi mężczyzna, przygotował kulę ognia i wypuścił ją w stronę
nadchodzącego zagrożenia. Nic to jednak nie dało. Potwór zbliżył się do niego i
postąpił tak jak z Nikki – zaczął wysysać jego duszę.
Gdy
Scott podbiegł do Nikki, dziewczyna czuła się tak słabo, że nie była w stanie
się podnieść. Złodziej złapał ją pod ramię i ruszył w stronę wyjścia. Sufit
zaczął powoli się kruszyć, a jego części zaczęły spadać na podłogę.
W
czasie, kiedy dwójka złodziei ruszyła w drogę powrotną, Sophia zdążyła wydostać
się na zewnątrz. Dosiadła swojego wielbłąda i zaczęła przyglądać się wejściu do
świątyni, by ujrzeć uciekającego z niej maga. Ku jej zdziwieniu, to nie Zoso
opuścił ją tuż za Sophią. Scott pomógł dziewczynie usiąść na ziemi, a sam
pobiegł w stronę, gdzie zostawili swoje
wielbłądy.
-
To nie koniec, Nikki! – krzyknęła rozłoszczona Sophia. – Może tym razem
uciekłaś temu, co zaplanowałam, ale następnym razem będzie inaczej.
Złodziejka
uśmiechnęła się i odezwała się tak głośno, jak tylko potrafiła.
-
Złodziej nigdy nie przegrywa! Mam się z czego cieszyć, ruda!
-
Tak… Ciesz się z tych chwil, które masz, ponieważ nie zostało Ci ich już wiele!
– wykrzyknęła i ruszyła w stronę Bakareshu.
********Jakiś
czas później*********
-
Może jeszcze jednego, pani kapitan? – zapytał karczmarz, stawiając butelkę rumu
na blacie. – Od paru miesięcy przychodzisz do mojej karczmy i nie robisz nic,
tylko pijesz. Coś Cię dręczy?
Sophia
spojrzała na butelkę i sięgnęła po nią, by uzupełnić swój kielich. Wzięła
głęboki łyk i westchnęła głośno.
- Daj mi spokój, chyba że chciałbyś przejść się
po desce wprost do morza – uśmiechnęła się, na siłę, do mężczyzny, który zabrał
pustą butelkę rumu.
Z chęcią, takim
sposobem nakarmiłabym tą złodziejką rekiny – pomyślała. – Mam już nowy statek i
załogę. Teraz potrzebuję tylko dobrego planu zemsty.
Kobieta
dopiła trunek i, gdy miała już wstać, zaczepił ją mężczyzna siedzący parę
miejsc dalej.
-
Może jeszcze jeden? – zapytał. – Na mój koszt, ognistowłosa.
Sophia
przyjrzała się nieznajomemu. Był całkiem przystojnym mężczyzną o ciemnych
włosach. Ubrany był w zwyczajne ubrania, odpowiednie na gorący klimat Varantu –
biała, lekka koszula oraz ciemne spodnie, przy których znajdował się pas ze
sztyletem oraz sakiewką pełną monet.
Jako,
że nie miała ciekawszego zajęcia, Sophia postanowiła pozostać przy barze trochę
dłużej.
-
Jesteś najemnikiem, czy kimś takim? – zapytała, wskazując na jego miecz.
-
Możliwe – uśmiechnął się, podając korsarce kielich wina. – Od jakiegoś czasu
przyglądam się Tobie i widzę, że często przesiadujesz tutaj w samotności.
Wyglądasz mi na podróżniczkę.
-
To prawda, często podróżuje – spojrzała na mężczyznę i wzięła łyk napoju. –
Teraz mam taki okres zastoju. Zero przygód, wypraw w nieznane. Odreagowuje
ostatnie miesiące.
-
Odreagowujesz? Po ilości wypitego alkoholu wnioskuję, że to coś poważnego.
-
Chcę się pozbyć pewnego szczura lądowego, ale za każdym razem, wymyka mi się –
Sophia wróciła myślami do momentu, gdy Nikki zauważyła, co takiego przyzwała
wraz z magiem. Spodobał jej się ten strach w oczach złodziejki. – Czasami mam
ochotę wybrać się na polowanie i zastrzelić te jej jelenie oczy.
-
A więc rywalka! Zapewne chodzi o jakiegoś faceta – mężczyzna dopił trunek do
końca i podniósł się. – Wzywają mnie pewne sprawy, ale jakbyś chciała mojej
pomocy w pozbyciu się swojego problemu, jestem do usług... – zrobił pauzę i
spojrzał na kobietę w taki sposób, by zdradziła mu swoje imię.
-
Sophia – przedstawiła się. – Sama muszę się z tym uporać, ale jakbyś chciał ze
mną pogawędzić, to znajdziesz mnie na moim statku, w porcie.
-
Czyli jesteś taką podróżniczką – zaśmiał się i rzucił na ladę parę srebrnych
monet.
Kobieta
spojrzała na kieszeń w jego spodniach, z której wystawał klucz.
-
Mieszkasz w tej karczmie? – zapytała, wskazując na schowek.
-
Zatrzymałem się tu na kilka dni. Jutro opuszczam Bakaresh.
Korsarka
poniosła się i złapała mężczyznę za rękę i zaprowadziła go na pierwsze piętro
tawerny. Zatrzymali się przy drzwiach z numerem „5”. Sophia sięgnęła do
kieszeni mężczyzny i wyciągnęła klucz, którym otworzyła pokój.
-
Jak Cię zwą, przyjacielu? – zapytała, wchodząc do środka.
-
Lukixxx – odparł, lecz gdy chciał dowiedzieć się, dlaczego przyprowadziła go tutaj,
zamknęła mu usta, swoimi ustami.
-
Nic nie mów, Lukixxx – powiedziała, rzucając mężczyznę na łóżko. - Muszę
zapomnieć o pewnej osobie, a ty wydajesz mi się do tego najbardziej odpowiedni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz