poniedziałek, 1 września 2014

Opowiadanie VI, Prolog "Ktoś nadchodzi"



Zaczęło padać. Nikki nadal stała nad grobem, który postawili dla niej Bane i Vanilor. Jej umysł ogarnęły myśli o ostatnich wydarzeniach w lesie. To wszystko działo się tak szybko, nawet nie pamiętała kiedy straciła przytomność.
- Myślicie, że nie żyję? – zapytała i syknęła z bólu, gdy dotknęła swojego lewego boku, na którym znajdowała się niewielka rana. – Odnajdę was później, ale wpierw muszę coś załatwić.
Złodziejka rozejrzała się po okolicy w poszukiwaniu rzeczy pozostawionych przez jej towarzyszy. Niestety nie znalazła pośród nich niczego użytecznego. Miała do dyspozycji swoje dwa sztylety i torbę, w której znajdowało się parę mikstur, jabłko, sakiewka z kilkoma monetami oraz dziennik. Nie tracąc na nic czasu, Nikki ruszyła w kierunku, z którego, jak sądziła, przyszła razem z Bane’m i Vanilorem.
Wędrówka przez las była dla niej bardzo męcząca. Deszcz sprawił, że wszędzie było pełno błota, które spowalniało dziewczynę. Raz zdarzyło się nawet, że ugrzęzła jej noga i przez dłuższy czas próbowała ją uwolnić. Już dawno straciła rachubę czasu. Czy idzie godzinę, dzień, a może tydzień?
Kiedy straciła nadzieję, że natknie się na jakiekolwiek domy, jej oczom ukazała się droga. Natychmiast wybiegła na nią i sprawdziła, czy nie ma nikogo w pobliżu. Szczęśliwie dla niej, spotkała starszą kobietę, która szła wraz z uwiązaną na sznurku kozą.
- Przepraszam, daleko stąd do najbliższego miasta? –zapytała, oddychając ciężko.
Nieznajoma zlustrowała złodziejkę. Włosy miała mokre, do pasa była cała w błocie, a z lewego boku sączyła się krew. W tej chwili, Nikki przypominała jakąś żebraczkę, a nie piękną złodziejkę, którą była.
- Nie – odparła cicho. – Za wzgórzem jest Faring.
Tak! Może Faring nie było miejscem, do którego Nikki wróciłaby z chęcią, ale niczego nie pragnęła tak, jak odpocząć na jakimkolwiek łóżku i zjeść porządny posiłek.
Po półgodzinnej wędrówce, złodziejka dotarła na miejsce. Już na samym wejściu do tutejszej karczmy, zwróciła na siebie uwagę wszystkich jej gości. Zwłaszcza jednego, który siedział przy ladzie. Miał na sobie długi, zielony płaszcz z kapturem, zasłaniającym jego twarz. Kiedy zobaczył Nikki, podniósł się i podszedł do dziewczyny.
- Pójdziesz ze mną do mojego pokoju – powiedział szeptem i chwycił dziewczynę za ramię. Nikki spojrzała na niego i uśmiechnęła się delikatnie, pozwalając odprowadzić się do pomieszczenia na górze.
- W co się teraz wpakowałaś, Nikki? – zapytał mężczyzna, pomagając usiąść jej na łóżku.
- Zbyt długa historia, Scott – mężczyzna podał jej butelkę wody, którą opróżniła w ciągu kilkunastu sekund. – Powiedz mi, co taki złodziej jak ty robi w Faring?
- Odszedłem z gildii – odparł, odsłaniając swoją twarz. Był niewiele starszy od Nikki. Miał brązowe, krótkie włosy, spiczasty nos i małe, zielone oczy. Sprawiał wrażenie bardzo cichej i tajemniczej osoby. – Victor nie nadawał się na przywódcę. Zbyt dużo ode mnie wymagał i zbyt dużo zagarniał dla siebie. Miałem tego dość. Teraz działam w pojedynkę.
- Dobrze zrobiłeś. Nasza grupa już dawno się rozpadła – Nikki poprawiła poduszkę i podłożyła ją sobie pod plecy, opierając się o ścianę. – Mason nie żyje, Brian jest gdzieś na Wyspach Południowych, Victor pewnie dalej siedzi w Vengardzie, a my włóczymy się sami po świecie.
- Dokąd teraz zmierzasz? – Scott spoczął na krześle i oparł się ramieniem o stół.
- Wrócę do mojego pokoju, który wynajmuję w Vengardzie. Muszę dokończyć parę bieżących spraw.
Mężczyzna podniósł się i podszedł do okna.
- Lepiej się prześpij – powiedział, zamykając okno. – Jeśli chcesz niedługo wyruszyć, musisz odzyskać siły.
Złodziejka ułożyła się wygodnie na jakże niewygodnym łóżku i, w przeciągu kilku chwil, zasnęła.
Minęło kilka dni, aż Nikki w pełni odpoczęła. Gdy była już gotowa na podróż do stolicy, pożegnała się ze starym przyjacielem i opuściła miasto. Do Vengardu przybyła późnym popołudniem.
Pomieszczenie, które wynajmowała znajdowało się na najwyższym piętrze dość starego budynku, mieszczącego się tuż przy głównym rynku. Już na samym początku, Nikki poczuła że coś jest nie tak, gdy zobaczyła, że zamek w drzwiach do jej pokoju jest wyłamany.
- To niemożliwe – pomyślała. – Sama go projektowałam.
Kiedy weszła do środka, jej oczom ukazał się wielki bałagan. Wszystkie rzeczy, które pochowane były w różnego rodzaju szafkach i szufladach znajdowały się na podłodze. Ktoś tu czegoś szukał i, w tym momencie, Nikki postawiła sobie za cel dowiedzenie się kto tego dokonał i czego chciał.
Złodziejka podeszła do biurka, na którym stał mały kuferek. Otworzyła go i przyjrzała się zawartości. Znajdowała się tam szczotka, jakieś olejki zapachowe i puder, jednak najbardziej zaniepokoił ją jeden z tych przedmiotów.
- Kim ty jesteś? – zapytała głośno, wpatrując się w szczotkę.
W bliżej nieokreślonym miejscu, długim korytarzem szła kobieta ubrana w białą koszulę, skórzaną kamizelkę i czarne spodnie. Na głowie miała ciemny kapelusz, który zakrywał rude włosy, z przypiętą do niego broszką w kształcie żonkila. Kobieta weszła do średniej wielkości pomieszczenia i spojrzała na mężczyznę stojącego przy stole alchemicznym. Był to czarny mag z Bakareshu.
- Zdobyłaś to co chciałaś? – zapytał.
- Oczywiście, że tak – zaśmiała się i sięgnęła po fiolkę, którą otworzyła i wrzuciła do niej czarny włos.
- To jej włos? Nikki?
Kobieta uśmiechnęła się tryumfalnie.
- Teraz będę mogła się zemścić – zamknęła fiolkę korkiem.
- Myślisz, że dasz radę? Nikki jest jedną z najlepszych złodziejek, jakie chodzą po tym kontynencie.
- Może i Nikki jest złodziejką, ale ja jestem piratem – Sophia odwróciła się w stronę wielkiego lustra i uśmiechnęła się. – A pirat zawsze wygrywa!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz